Rozdział 1

2.6K 133 24
                                    

-Hej Stark- powiedział Happy wchodząc do salonu Avengers i siadając przed blatem kuchennym, przy którym Tony coś gotował.

-Od kiedy ty gotujesz co?- zaśmiał się Hogan widząc swojego przyjaciela nieporadnie próbującego zrobić (chyba) spagetti

-Cicho siedź Happy, nie masz za mało roboty co? Mogę ci dołożyć naprawdę- powiedział rozwścieczony Stark, na co Happy się zaśmiał i powiedział najbardziej poważnym głosem jakim umiał
- Dobra dobra, bez stresu szefie- i zrobił cudzysłów w powietrzu, na co Stark zaczął go przedrzeźniać jak małe dziecko.
- A tak w ogóle to gdzie reszta ekipy co?- dodał roześmiany z powodu reakcji Starka, Hogan.
- Na treningu, Natasha ich wszystkich wyciągnęła, bo uznała, że jesteśmy za mało zintegrowani.
-A ty jesteś z nimi bardzo zintegrowany, dlatego siedzisz tu i robisz truciznę by zabić wszystkich swoich wrogów. To znaczy obiad.
- Przegrałem zakład i muszę to robić- prychnął Stark.
- A co u ciebie co Happy? Wróciłeś taki roześmiany jak nigdy, więc zakładam, że wracasz od tej swojej... Jak jej tam było? May?- Zapytał się z figlarną miną Tony.
- Tak May i tak wracam z obiadu z nią i jej siostrzeńcem.- powiedział Happy z uśmiechem na wspomnienie mile spędzonego czasu.

- O hej Happy!- krzyknął Clint wchodząc z resztą drużyny do kuchni.
- Witam, witam, słyszałem, że wrobiliście Tonego w gotowanie- odpowiedział Hogan spoglądając na swoich przyjaciół
- Za przegrane zakłady się płaci , no nie?- zaśmiała się Nat.
- Happy znowu się spotkał z May!!!- krzyknął z triumfalną miną Stark, i zaśmiał się złowieszczo na widok wściekłych oczu przyjaciela.
- No to teraz już nie uciekniesz- powiedział Rogers.
- Chcemy ją poznać Happy- dodała błagalnie Wanda.
- Wiem! Zaprośmy ją do nas na obiad w sobotę!- krzyknęła uradowana ze swojego pomysłu Pepper, która pojawiła się z nikąd w kuchni.
- No nie wiem czy to dobry pomysł- naburmuszył się Happy.
- To jest świetny pomysł!- dodał z uznaniem dla pomysłu Pep, Tony.
- Ale ona nie będzie chciała zostawiać swojego siostrzeńca samego!- szybko powiedział Hogan z nadzieją, że to zniechęci Starka, ponieważ znał jego podejście do dzieci. W dużym skrócie wkurzały go. Co prawda Happiego też dzieci wkurzają, a Peter jest inny i w sumie nie jest już takim dzieckiem, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć.
- To zaproś ją z nim, proste- powiedział Sam, popijając kawę.
- Czy ja wiem, dzieciak może się zachowywać strasznie dziwnie w towarzystwie tylu Avengersów.- powiedział Bucky, podpierając ścianę a pomieszczeniu, w którym się znajdowali.
- Oj uwierz, on taki nie jest.- wymruczał Hogan.
- No i ustalone, Happy zaproś ich na sobotę o 16- krzyknęła uradowana Pepper, a Happy walnął głową w stół, rozumując, że sam się pogrążył.

______________________________________

-To pa Happy!- krzyknął Peter zamykając za nim drzwi. Następnie poszedł do kuchni i zaczął pomagać May w sprzątaniu. Kiedy skończyli, Peter powiedział swojej cioci, że idzie na patrol i tak też zrobił. Bujając się między budynkami, rozmyślał o tym, że jego ciotka znalazła wreszcie szczęście. Był szczęśliwy z tego powodu, bo wiedział że po którejś z misji może nie wrócić do domu, a teraz przynajmniej miał pewność że ktoś się nią zajmie jeśli go zabraknie.

Huśtając się między budynkami, minął Stark Tower, w którym przez okno zobaczył Avengersów. Znał ich wszystkich, bo czasem zdarzało im się na siebie wpaść, a nawet kilka razy pomagał im w niektórych misjach. Parker rozmyślał o tym jak by to było być takim jak oni, ponieważ młody bohater nie uważał się za kogoś takiego. Myślał, że nie zasługuje na miano herosa, że nie jest tego godny. Lecz prawda była taka że świat nie widział lepszej osoby, której można by nadać takie miano. Peter latał między budynkami i cieszył się jak dziecko, bo to była jego ulubiona czynność w ciągu dnia. To poczucie wolności, ten dreszczyk emocji gdy mógł poczuć się potrzebny, bo on myślał, że jako Peter Parker nie jest bardzo znaczącą postacią. Dlatego też wolał być Spidermanem, wtedy wszystkie jego zapory mijały, a on stawał się innym człowiekiem. W trakcie, gdy młody bohater robił różne akrobacje w powietrzu, poczuł jego pajęczy zmysł, więc od razu przystanął na budynku i zapytał się swojej sztucznej inteligencji.
-Co się dzieje Karen?
- Napad na bank z bronią technologi Starka, przy Kostrzyna 7
- Okej dzięki- odpowiedział i zeskoczył z dachu w stronę wspomnianego adresu. Dotarcie tam zajęło mu jakieś pół minuty, bo bądź co bądź, był cholernie szybki. Gdy doleciał, doskoczył do radiowozu i zapytał się sierżanta, z którym się znali bardzo dobrze z powodu innych dziwnych zamieszek w Nowym Yorku.

- Co jest z nimi nie tak?
- Napadli na bank, w biały dzień, wzięli 50 zakładników, żądają helikoptera, który mamy sprowadzić w pół godziny, bo inaczej zaczną zabijać tych ludzi, więc chyba wszystko, Spidermanie- powiedział zestresowany policjant, na co Peter pokiwał głową i skoczył na dach banku, żeby potem cicho zejść do środka, stanąć za odwróconymi terrorystami i powiedzieć
- Jeśli chcecie pieniędzy to trzeba do pracy iść, bo jeśli nie macie nic na koncie, to mogą wam nie wypłacić- Na te słowa, złodzieje odwrócili się zdziwieni, Spiderman im pomachał i zaczął walkę. Ich było 10 i każdy miał broń Starka, ale nie wiedzieli, że ich przeciwnik ma przewagę. Parker miał już doczynienia z tą bronią, jak i z napadami, a oni z nim jeszcze nie mieli przyjemności walczyć, więc nie wiedzieli, że ich przeciwnik jest dobry w tym co robi. Na atak bohatera, terroryści odpowiedzi tym samym. Zaczęła się zacięta bitwa.

Najpierw Peter powalił dwójkę stojącą najbliżej zakładników, bo ich życie było dla młodego bohatera najważniejsze. Potem zaczął walkę w ręcz z kolejną dwójką, z którą na spokojnie sobie poradził. Następną piątkę zamaskowanych przeciwników pokonał swoją siecią. Został mu tylko jeden. Okazało się, że najtrudniejszego zostawił na koniec. Spiderman zaczął unikać pocisków przeciwnika i strzelać w niego siecią. Kiedy udało mu się go pokonać pokuśtykał (bo jendak trochę oberwał) do związanych zakładników zaczął ich rozwiązywać wcześniej machając policji, że mogą wejść.

- Wszystko okej Spidermanie?- zapytał się sierżant widząc swojego trochę poobijanego towarzysza.
- Tak, tak, wszystko spoko.- zakaszlał pajęczak i podszedł do policjanta. W tym samym czasie inni stróże prawa zaczęli ogarniać cały bajzel pozostawiony po walce.
- Jak my sobie bez ciebie radziliśmy, to ja nie pamiętam.- zaśmiał się Patrick (tak nazwałam tego sierżanta)
- Nie przesadzaj bo się zarumie...- nie dokończył Spiderman, bo przerwał mu wystrzał z pistoletu.

Tak wiem, pierwszy rozdział i już Polsat, ale tak jakoś wyszło. Mam nadzieję, że się wam spodobało. Jeśli zauważyliście jakieś błędy, albo uważacie, że coś jest tak średnio napisane to dajcie znać, będę poprawiać. Tak w ogóle 1050 słów około, co jest dla mnie dużym wynikiem, więc jestem dumna. Jeśli ktoś to przeczytał to poproszę o opinię, a teraz się żegnam.

Marvel__mania

With great power comes great responbility // SpidermanHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin