maraton cz.2
- Witaj Pete...- a potem zabrzmiał nienormalny, wręcz szaleńczy śmiech.
- Co się dzieje się cholery!!- wrzasnął Ironman . Wszędzie było pełno dymu i nikt nie mógł nic zobaczyć.
- Stark!!! Co jest z tym twoim świetnym systemem bezpieczeństwa!- krzyknął do swojego przyjaciela wściekły i obolały Clint.
- Nie mam pojęcia!- odkrzyknął Tony, próbując znaleźć resztę Avengersów. Nie wiedział co się dzieje. Nie mógł przywołać swojej zbroi, a Friday mu nie odpowiadała. Był bezradny.
Nagle dym zaczął opadać i wszyscy bohaterowie siebie nawzajem zobaczyli. Od razu zaczęli szukać wzrokiem Happiego i swoich gości.
Bardzo szybko znaleźli Happiego i May, którzy próbowali przestać kasłać, ale nie mogli znaleźć siostrzeńca kobiety. Gdy widoczność była wystarczająca by poruszać się po podłodze, wszyscy rzucili się, by zobaczyć, czy żadna z zawalonych ścian nie przygniotła chłopaka. Jak duże było ich zdziwienie, gdy próbując wstać, każdy z nich uderzył w niebieską poświatę i został od niej odrzucony.- Co to jest za gówno!?- Wrzasnął Bucky, gdy po raz drugi próbował przejść przez dziwną barierę.
- To jest pole siłowe opierające się na podstawach elektrostatyki, panie Barnes.- usłyszeli wszyscy i jak na zawołanie spojrzeli się w tamtą stronę. Przed nimi stała a raczej lewitowała niebieska postać.
- Ale wy jesteście za głupi żeby to zrozumieć.- Powiedział do siebie stwór i spojrzał w stronę, z której dochodziły dźwięki kaszlu, których Avengersi wcześniej nie słyszeli.
- Pete kochany, co tam u ciebie?- Zapytał stwór, znowu tym chorym głosem.
- Ej ty!!! Dziadzie to jest zwykłe dziecko, Avengers są po drugiej stronie! Walcz z kimś kto ma równe szanse! O co ci chodzi?!??!?- wrzasnęła Natasha do tajemniczej postaci. Przybysz ignorując kompletnie kobietę powiedział w stronę, z której zaczęły dochodzić dźwięki przemieszczających się gruzów.
- Już chciałem z ciebie drwić, że przyszedłeś z pomocą do Avengers, ale jak widzę, oni nie mają o niczym pojęcia.- zaśmiała się postać. W tym samym momencie, bohaterowie zobaczyli podnoszącego zawalone ściany nastolatka. Każdy z nich miał wypisany szok na twarzy, bo dzieciak właśnie podniósł z kilka ton betonu.
- Czego chcesz Electro?- wypowiedział z kompletnie odmienną dla siebie (z perspektywy Avengers, Happiego i May, bo jako Spiderman zawsze się tak zachowywał) pewnością i drwiną w głosie.
- Przyszedłem żeby przypomnieć ci o tym, że miałeś nie mieszać się w moje sprawy. Wiem, że ostatnio przeglądałeś moją teczkę policyjną i bardzo mi się to nie podoba.- wysyczał Electro z nagłą wściekłością w głosie.
- Na spokojnie El, kolego.- Zaśmiał się Peter, a Avengers patrzyli że zdziwieniem na sytuację, której właśnie byli świadkiem. Normalny, nieśmiały, trochę dziwaczny dzieciak, nagle stał się strasznie odważny i pyskaty i jak gdyby nigdy nic rozmawia sobie z jakimś dziwnym, przerażającym stworem.
- Jakie spokojnie Parker?!? Nie wiem czy pamiętasz, ale wiem gdzie mieszkasz, gdzie mieszka twój przyjaciel Ned Leeds i twoja dziewczyna Michelle Jones...- zaczął wymieniać złoczyńca kiedy nagle przerwał mu młody bohater z przerażającą powagą w głosie:
YOU ARE READING
With great power comes great responbility // Spiderman
Fanfiction- Peter? Nie, nie, nie, nie, nie rób mi tego młody. - Wszystko dobrze, wszystko jest dobrze Tony *** W prawie każdym opowiadaniu jakie czytałam, Parker był nieporadnym dzieckiem, które cały czas musiało na kimś polegać. W tej opowieści będzie trochę...