Rozdział 17

918 57 17
                                    

- Gdzie jest Peter?- zapytała się Wanda wchodząc do salonu, gdzie zastała wszystkich mieszkańców wieży oprócz Tonego i pajęczaka.

- Po kłótni ze Starkiem wczoraj nie wrócił do wieży na noc.- odparła nerwowo Natasha.

- Dosyć mocno się pożarli, a on jest prawie dorosły, nic mu nie będzie.- powiedział Bucky popijając herbatę.

- Od wczoraj nie dał znaku życia, to do niego nie podobne. Nawet jak zostawał u Neda czy MJ to chociaż nam coś pisał.- mówiła Wanda. Część bohaterów przytaknęła na słowa czarodziejki. Jak na zawołanie usłyszeli dźwięk windy. Spojrzeli w tamtą stronę i zobaczyli siedemnastolatka w czarnym dresie, z rozwalonymi włosami i plecakiem zarzuconym na ramieniu.

- Peter dzieciaku, ja rozumiem, że za chwilę masz osiemnastkę, ale dałbyś chociaż jakiś znak, że żyjesz czy coś, martwiliśmy się.- odetchnęła z ulgą rudowłosa i już chciała coś dodać, ale to co usłyszała od chłopaka zbiło ją z tropu:

- Mam w dupie wasze ,,martwiliśmy się", nie jestem bezradnym bachorem, tylko cholernym Avengerem.- po tych słowach udał się do swojego pokoju, ignorując kompletnie resztę Avengers, którzy patrzyli na niego ze zdziwieniem.

- Wczoraj słyszałam tylko połowę kłótni, ale było aż tak grubo?- zapytała się Scarlet Witch.

- Krzyczeli niby tak jak ostatnio, ale widocznie młody ma już dość traktowania go jak dziecko.- powiedział Sam.

- Jakby nie patrzeć, on jest dzieckiem.- dodał James.

Bohaterowie porzucili ten temat, bo nie wiedzieli co mogliby jeszcze o tym powiedzieć. Peter i Tony potrzebowali czasu żeby ochłonąć, może wtedy uda im się dojść do kompromisu. Avengers mieli taką nadzieję.

------------------

Cały dzień zarówno Peter jak i Tony, nie wychodzili się ze swoich pokoi. Mieszkańcy wieży widzieli tylko Ironmana, który przyszedł po kawę, nie zamieniając z nikim słowa. Teraz bohaterowie siedzieli w kuchni odpoczywając po wyczerpującym treningu.

- Mówię ci Clint, że strzały cukierkowe nie zakleją przeciwnika!- mówił Sam.

- No jak to nie! Dałoby radę!- śmiał się Barton, na co Falcon uderzył głową w stół, żeby pokazać swoje załamanie. Osoby obecne w pomieszczeniu już dawno zanosiły się śmiechem.

Tę luźną wieczorną pogawędkę przerwał Spiderman wchodzący do kuchni, nawet nie witając się z Avengersami. Bohaterowie śledzili wzrokiem jak chłopak podszedł do lodówki i wyjął całą jej zawartość po czym poszedł z powrotem do pokoju.

- Nie mam nic do tego, ale ktoś wie czemu on właśnie wyjął całą zawartość lodówki i zamrażarki po czym zaniósł do swojego pokoju?- zapytał się Kapitan

- Nie mam bladego pojęcia...- odparł Clint.

Time skip - następny dzień po szkole

Prawie wszyscy uczniowie wyszli już ze szkoły. Peter, Ned, MJ i paru innych uczniów, którzy chodzą na kółko naukowe zmierzali właśnie do wyjścia ze szkoły, ale drogę zagrodził im Flash i jego ekipa.

- Cały dzień cię nie widziałem Penis Parker!!- po czym bez żadnego ostrzeżenia wziął zamach i uderzył. Znaczy miał taki zamiar, bo Spiderman był szybszy. Złapał jego pięść i wykręcił w nienaturalny sposób. Thomson wydał z siebie jęk, ale Peter nie odpuszczał. Kopnął go kolanem w twarz, rozcinając przy okazji łuk brwiowy oprawcy. Powalił potem dwóch przydupasów szkolnego bad boya. Chciał potem powalić kolejnych, ale kiedy się odwrócił zobaczył, że reszta bandy już dawno uciekła ze szkoły.

With great power comes great responbility // SpidermanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz