Rozdział 24

12 1 0
                                    

Cassie leciała nad Północną Zatoką San Diego, robiąc rekonesans. Chciała odnaleźć dokładną lokalizację Anti Stones, a jak na złość to miasto posiadało naprawdę wiele portów. Zaczęła więc poszukiwania od tego przy lotnisku. Tam aż roiło się od żaglówek i jachtów, dlatego sądziła, że nastolatkowie, którzy należeli do niezarejestrowanej organizacji, o ile nie mieli bogatych rodziców, raczej nie pokusiliby się o tak luksusowy środek transportu. Chyba że zamierzali ukraść jakąś łódź i odpłynąć w siną dal. Mimo wszystko Cassie dokładnie przysłuchała się otoczeniu, próbując wyłapać odpowiednie rozmowy wśród gwaru z lotniska i hałasu z pasów startowych, sama lewitując nad wodą. Samoloty przeszkadzały jej w podsłuchiwaniu, ale dzięki skoncentrowaniu się na jednym głosie, po chwili już wiedziała, dokąd polecieć.

Miała dziwne przeczucie, że skądś znała tę osobę. Ale może tylko jej się zdawało.

- Moi kochani, nadszedł ważny czas dla nas wszystkich - usłyszała zdecydowaną i zaangażowaną młodą kobietę, mniej więcej jej rówieśniczkę. Kobieta o melodyjnym głosie cicho chrząknęła, a następnie weszła na coś twardego albo na czymś usiadła, Cassie nie była pewna. Podczas lotu docierało do niej też mnóstwo zakłóceń, ale przynajmniej znała kierunek i odległość między nimi. - Czas, kiedy wszystko wróci do normalności. Czas, kiedy żadne z tych wynaturzeń nie będzie nas kontrolować. Czas na zniszczenie kamieni, czas na brak kontroli - deklamowała niczym wiersz nieznajoma. Nagle Cassie usłyszała coś innego. Jakby przez ciało podsłuchiwanej kobiety przepływał prąd. - To smakuje... naprawdę świetnie. Ale nie dajmy się zwieść tej potędze! Moi przyjaciele, weźcie każdy po jednym z kamieni. Tylko tak możemy pokonać posiadaczy żywiołów - na chwilę urwała, jakby chciała kogoś innego posłuchać. Koncentracja Cassie była skupiona tylko na jednej osobie, więc nie mogła usłyszeć innych, bo wtedy straciłaby "połączenie". - Nie - odpowiedziała po paru sekundach. - Czasami tyranów trzeba pokonać ich własną bronią. A kiedy z nimi skończymy, skończymy też z kamieniami. Zniszczymy ich co do jednego!

Zabrzmiało to niepokojąco. Przez ciało Cassie przeszły ciarki. Chociaż sama miała mieszane uczucia do Elements, nie sądziła, że można by było je zniszczyć. A nawet jeśli, mimo wszystko nie było warto. Powinien być ktoś, kto będzie sprawował nad nimi pieczę i korzystał z ich mocy, gdy nadejdzie niebezpieczeństwo. Oczywiście nie uważała, że ona była odpowiednią osobą, ale na ten moment nie znała nikogo, kto mógłby przejąć po niej ten ciężar. I chyba wolała nie znać tego nieszczęśliwca.

Plan Anti Stones zakładał pozbycie się jedynej linii obrony przed zagrożeniami z kosmosu i katastrofami naturalnymi planety. Grzechem byłoby zniszczyć tak ważną broń, o którą tyle osób zresztą zabiega. Chociaż, może nie byłoby wtedy problemu? Nikt chciwy i niepowołany nie dostałby tej potęgi dla swoich zamiarów, które mogłyby zaszkodzić całej Ziemi. "Nie, stop, Cassie. Nie możesz tak myśleć".

Po kilkunastu sekundach była już na miejscu. Próbowała jeszcze raz się wsłuchać w otoczenie, ale raczej nikt już nic nie mówił. A przynajmniej nie kobieta, którą wcześniej podsłuchiwała.

Lewitowała właśnie nad wojskową częścią zatoki, gdzie w dokach było mnóstwo okrętów marynarki. Cassie nie miałaby na miejscu tamtych nastolatków na tyle odwagi, żeby ukraść sprzęt wojskowy, a co dopiero pojazd, więc musieli być oni naprawdę dość szaleni i brawurowi. Mieli co prawda potężne kamienie, którymi mogli się obronić, ale zakładając najlepszy według Cassie scenariusz, wszelkie ich starania zakończą się fiaskiem, więc po kradzieży sprzętu wojennego czekał ich nieprzyjemny sąd.

- Lądujcie przy porcie marynarki wojennej. Rozdzielcie się - powiedziała przez komunikator do swoich przyjaciół.

Nie musiała na nich długo czekać. Dzięki szybkim myśliwcom L.A.S.T. przybyli do portu niecałe pięć minut po jej komunikacie. W tym czasie Cassie zrobiła dokładniejsze rozeznanie po terenie. Wiedziała już, że grupa Anti Stones liczyła około pięćdziesięciu osób, w tym siedmioro posiadaczy kamieni, a zarazem świeżaków w temacie Elements, choć to wcale nie oznaczało, że nie stanowili dla nich zagrożenia.

Elements 3Where stories live. Discover now