Rozdział 6

51 5 31
                                    

Okolice Etny, 2026 rok

Wieczór znikał w oka mgnieniu. Wulkan coraz bardziej wrzał, jakby szykował się do efektownej eksplozji. L.A.S.T. miało coraz mniej czasu, żeby odnaleźć kamień, ale nie przerywało poszukiwań. Jones wezwał tuzin helikopterów przeczesujących teren z góry oraz agentów przeszukujących szlaki turystyczne prowadzące na sam szczyt. James kontynuował marsz u boku Luke'a, natomiast Cassie wzniosła się na wyżyny, żeby wspomóc śmigłowce.

Było coraz ciemniej. Zamiast odnaleźć poszukiwany meteoryt, agentom udało się jedynie sprowadzić kolejnych zabłąkanych turystów w połowie drogi na szczyt. Jonesa wciąż zadziwiało to, że znaleźli się śmiałkowie gotowi podjąć się próby wejścia na Etnę, która mogła w każdej chwili wybuchnąć. Albo nie zdawali sobie sprawy z niebezpieczeństwa, albo podniecał ich dreszczyk emocji. Ani jedno, ani drugie nie było zbyt rozsądnym podejściem.

- Jak sytuacja na górze? Jakieś postępy? - zapytał, zmęczony brakiem efektów ich poszukiwań. James spojrzał na niego z powątpiewaniem.

- Pytałeś o to jakieś dziesięć minut temu. Jak znajdą, to chyba dadzą znać.

Jones zignorował go i nasłuchiwał, czekając na odpowiedź nadaną przez komunikator. Po chwili w słuchawce odezwał się jeden z agentów krążących nad Etną.

- Ani śladu kamienia, sir. Jedynie z wulkanu zaczyna się dymić.

Luke posłał Jamesowi porozumiewawcze spojrzenie.

- Hall, wiesz, co robić - rzucił od niechcenia i ruszył dalej.

James chciał mu już coś odpowiedzieć, ale wolał jednak nie dolewać oliwy do ognia i po prostu skupić się na zadaniu. Przykucnął i dotknął obiema rękami podłoża, próbując je na nowo uspokoić. Czuł, jak przez jego palce przepływa niespokojna energia Ziemi. Miał wrażenie, jakby z nią rozmawiał. Albo jakby przynajmniej ona chciała mu coś przekazać. Nie mógł zrozumieć treści tej wiadomości, ale przeczuwał, że chciała go przed czymś przestrzec. Ziemia wiedziała, co się zbliżało - jakieś niebezpieczeństwo, z powodu którego przybywało coraz więcej kosmicznych kamieni. Zastanawiał się, czy to zło nadejdzie wkrótce, czy może jednak przyjdzie im na to jeszcze trochę poczekać. W końcu trochę czasu już minęło, odkąd L.A.S.T. przechwyciło pierwszy nowy Element.

Zamknął oczy. Musiał się mocniej skoncentrować, żeby w ogóle jakoś wpłynąć na Etnę. Rozstawił palce u dłoni tak, jakby chciał nimi objąć cały teren, choć nie było to fizycznie możliwe. Dzięki temu miał wrażenie, że jego moc szybciej się rozchodziła po podłożu. Z wysiłku, jaki wkładał w uspokajanie drżącej ziemi i wrzącego wulkanu, zaczął się pocić. Zmarszczył brwi i zacisnął zęby, czując się tak, jakby właśnie podnosił ogromny głaz gołymi rękami. Nie było mu łatwo zawładnąć tak potężną, wielką górą z ogniskiem wewnątrz, więc musiał się naprawdę uzbroić w cierpliwość. Zazwyczaj gdy używał Elementu, robił to jak za pstryknięciem palców, lecz tym razem nie wytwarzał zwykłych roślin czy zapadał ziemi. Teraz próbował powstrzymać ogromny wulkan przed eksplozją. Na jego barkach ciążyła naprawdę duża odpowiedzialność.

Czuł, jak moc przepływała z jego palców do wnętrza ziemi. Przedzierała się przez kolejne szczeliny między kamieniami, korzeniami i piachem, docierając aż do ogniska lawy. James nigdy nie sądził, że kiedykolwiek przyjdzie mu rozmawiać z wulkanem, ale całkowicie otworzył swój umysł na to, co owa góra chciała mu powiedzieć. Etna opierała się, jednak po chwili wreszcie obnażyła swoją tajemnicę. James ujrzał niebezpieczeństwo, które nadciągało do nich z kosmosu. Kolejny meteoryt. Tak wielki, jak cały kontynent australijski. Przyciągało go promieniowanie Elements. Po zderzeniu się z Ziemią, planetę czekała istna egzekucja.

Elements 3Where stories live. Discover now