Rozdział 8

47 5 18
                                    

Paryż, 2026 rok

Nocne życie bawiło się już w najlepsze przy Placu Blanche. Pod słynnym czerwonym młynem pojawiło się zarówno mnóstwo turystów, jak i klientów, ale dla mieszkańców nie oznaczało to nic nowego. Łatwo było się wtopić w tłum, co niektórym bardzo odpowiadało.

Trzy sylwetki stały w zaciemnionej ulicy, jednej z kilku krzyżujących się przy placu. Każda z tych osób miała na sobie kurtkę z nałożonym na głowę kapturem oraz okulary przeciwsłoneczne, jakby wciąż było dla nich zbyt jasno. Starali się pozostać incognito, ale jednocześnie pozyskać pewne informacje, kluczowe dla ich działalności.

Stąd mieli dobry widok na cały plac oraz wprost na Moulin Rouge. Tłum pod sławną restauracją teatralną się stopniowo zmniejszał, jakby coraz więcej osób weszło do środka. Wrażenie to jednak dość szybko znikało, gdyż klientów paryskiej atrakcji wciąż przybywało, kiedy tylko trochę ubyło. I tak od kilku godzin w kółko.

Wtem uwagę trójki obserwatorów przykuły dwie osoby. Mężczyźni w garniturach, którzy dopiero przybyli do restauracji i zostali wpuszczeni bez kolejki.

- To oni. Już są - powiadomiła pozostałych niska brunetka stojąca na czatach. Ciemnoskóra kobieta i wysoki, umięśniony mężczyzna, którzy jej towarzyszyli, wychylili się zza budynku, żeby lepiej widzieć cel.

- Wiecie, co robić - rzekła druga i wyszła przed nich, kierując się w stronę restauracji. Reszta podążyła za nią.

Kiedy mieli już przekroczyć barierki, prowadząca ich kobieta dała buziaka w policzek bramkarzowi, jako ich przepustka. Mężczyzna wpuścił całą trójkę, podburzając tym samym oczekujących od jakiegoś czasu ludzi w kolejce, ale nikogo to nie obchodziło.

Troje obserwatorów rozglądało się po restauracji w poszukiwaniu swoich celów. W końcu mężczyzna dostrzegł poszukiwaną dwójkę w odizolowanym pokoju dla VIP-ów. Ciemnoskóra kobieta ruszyła do nich i bez żadnych ceremonii przeszła do rzeczy. Zdjęła kaptur i okulary, po czym nałożyła specjalną maskę, będąc tyłem do wszystkich, a jej przyjaciele zrobili to samo. Weszła do pokoju, gdzie obezwładniła obydwu klientów restauracji, co nie trwało długo z uwagi na element zaskoczenia. Kiedy jej pomocnicy i nowicjusze w jednym przybyli, dała mężczyźnie do przytrzymania jednego z szamoczących się celów, drugim zaś zajęła się ona.

- Gdzie są kamienie? - zapytała oschle, niskim głosem.

- Akurat ci powiem! - Mężczyzna w garniturze zawzięcie próbował się uwolnić, ale napastniczka była silniejsza i sprytniejsza. Całe życie się do tego szkoliła. Siedziała mu na kolanach, jedną rękę przytrzymywała swoją, a w drugą wbiła mu nóż, kiedy leżała na stole. Chwyciła go za gardło i delikatnie muskała palcami jabłko Adama, po czym ścisnęła je na tyle, żeby wystraszyć cel. - Dobrze, odpowiem! Które kamienie masz na myśli? - odrzekł szybko piskliwym głosem. Kobieta uśmiechnęła się z zadowoleniem, czego nie było widać spod maski, i puściła gardło mężczyzny.

- Wszystkie.

*

Okolice Kilimandżaro, Tanzania, 2026 rok

Promienie natrętnego słońca obudziły Philipa o samym świcie. Mógłby przysiąc, że była właśnie godzina czwarta lub piąta, ale w rzeczywistości dochodziła ósma. Nie sądził, że na tej szerokości geograficznej wschód słońca następował tak późno, ale orłem z geografii nigdy nie był, więc nie zdziwiła go ta pomyłka. Bardziej zaskoczyło go to, że całą noc spał przed namiotem i nic go nie zjadło. Miał szczęście, że przez ten czas też nie padało - w przeciwnym razie skończyłby przemoczony do suchej nitki i może nawet chory. Przeziębienie to ostatnie, czego potrzebował.

Elements 3Where stories live. Discover now