Rozdział 19

35 4 0
                                    

Ściana wody runęła prosto na ich głowy. Samochody i inne pojazdy L.A.S.T. zaparkowane bliżej brzegu natychmiast oderwały się od podłoża i z ogromną siłą sunęły w stronę miasta. Potężna fala zmiatała wszystko na swojej drodze niczym niszczyciel, dopóki nie spotkała JEJ.

Wyciągnęła obie ręce przed siebie. Wzięła głęboki oddech. Zamknęła oczy, otworzyła. Woda nie przedarła się dalej. Jej moc była silniejsza. Bariera nie pozwalała natrętnej fali zalać większej powierzchni niż połowa parkingu. Ale nie na długo.

- Mamy jakiś plan? - zapytała Mia chowającego się za nią Jamesa. - Raczej nie wytrwam tak do końca życia.

James wyprostował się i objął wzrokiem otoczenie. Nie wyglądało ono najlepiej. Woda, powstrzymywana przez Mię, cały czas na nią napierała, starając się ją złamać i dotrzeć do miasta. Nie miał pojęcia, w jaki sposób powstrzymać tak silny żywioł, skoro Element wciąż pozostawał na szczycie wulkanu. Musieli zatem grać na czas, dopóki Cassie i Philip nie przejmą kamienia.

- Spróbuję uciszyć możliwe źródło problemu - zaproponował, po czym przykucnął, dotykając ręką podłoża. - Jeżeli w ogóle było jakieś trzęsienie ziemi.

Zamknął oczy i skoncentrował się. Wszystkie zmysły skupił na wnętrzu Ziemi, próbując do niego przemówić. Cały czas miał przed oczami obraz z poprzedniej rozmowy z matką naturą - wielki meteoryt pędzący w stronę planety. Chciał go powstrzymać, chciał odwrócić bieg wydarzeń, ale sam tego nie mógł dokonać. Nie miał takich mocy, zwłaszcza że musiał pokonać bieżącego przeciwnika, a z poprzednim też nie było mu lekko. Być może wyszedł już z wprawy, być może był już na to za stary i powinien skupić się tylko na swoim życiu. Gdyby jednak wtedy na Sycylii zrezygnował, teraz by go tu nie było. W ogóle mogło go już nie być. To wszystko prowadziło więc do jego nieuniknionego fatum, które zmierzało zawsze w tym samym kierunku - do poświęcenia. Tylko tak mógł innych ocalić, oddając się całemu sprawie. Miał tylko nadzieję, że tym razem cena, jaką przyjdzie mu za to zapłacić, nie będzie tak wielka, jak ostatnio.

Wspomnienia same wróciły. Czas się dla niego zatrzymał, kiedy w swojej wyobraźni ujrzał własną matkę. Przypominała mu o tamtych czasach, kiedy jeszcze byli razem, a także o tych, kiedy jej brakowało. Dała mu wtedy cenną lekcję - nigdy jej tak naprawdę dla niego nie było. Musiał w pojedynkę walczyć z przeciwnościami losu, z każdym swoim demonem, a nawet z nią. Tamtej walki tak bardzo nie chciał, mimo to ją stoczył. Teraz też nie mógł się poddać. Nie mógł pozwolić matce naturze, by siała spustoszenie, tak jak i własnej matce.

Zacisnął zęby, czując, jak pot spływał po jego ciele. A może był po prostu mokry od fali tsunami? Może już był pod wodą, a nawet tego nie zauważył?

Korciło go, by otworzyć oczy, by pozwolić swoim obawom się rozproszyć. Czuł, że tracił coraz bardziej kontakt z otoczeniem, więc chciał zobaczyć, ale tylko na chwilę, żeby się upewnić, a potem wrócić do pracy. Wiedział jednak, że to była tylko podpucha, którą serwował mu kolejny demon, byleby dać się zwieść i całkiem stracić kontrolę. Ziemia już zaczynała go słuchać. Przestała drżeć, choć nie był to koniec pracy. Musieli jeszcze pozbyć się fali.

Oczami swojego żywiołu zobaczył, że wpłynął na niego. Ziemia była już spokojna, więc o ile nie podsuwała mu fałszywych komunikatów, jego moce zadziałały. Rozluźnił powieki, żeby podejrzeć trochę światła. Adrenalina wreszcie dopuściła do niego wszystkie dźwięki. Usłyszał opadającą delikatnie wodę, której nadmiar spływał do morza lub do kanałów, naukowców cieszących się, że przeżyli oraz ciche westchnienie Mii, które było wyrazem ogromnej ulgi. Kiedy już otworzył oczy, ujrzał wszystko to, co przekazały mu uszy. Wstał powoli i rozejrzał się wokoło. Kryzys opanowany, a może nawet zażegnany.

Elements 3Where stories live. Discover now