Rozdział 25

11 2 0
                                    

Maska Jamesa wychwyciła ruch na parkingu od strony Harbor Drive. Mógł to być jakiś zagubiony cywil, więc szatyn bez zastanowienia ruszył na ratunek.

Parking był ogromny, a prawie każde miejsce zajęte. Gdyby nie podczerwień, prawdopodobnie James nie wiedziałby, gdzie szukać. Teraz przynajmniej miał pewność, że szedł w dobrym kierunku.

Kiedy znalazł się pośrodku parkingu i był wystarczająco blisko poszukiwanego, wychwycona postać wyłoniła się zza auta. Po kształcie sylwetki ocenił, że była to kobieta.

Wyłączył podczerwień, żeby aktywować normalne widzenie. Kobieta miała na sobie maskę podobną do tych, które nosili Anti Stones, oraz czarne loki. Gdyby wcześniej podejrzał tę grupę podczas narady, wiedziałby, że trafiła mu się przywódczyni. W pierwszej chwili tego nie dostrzegł, ale miała zaciśniętą pięść, a w niej prawdopodobnie jeden ze skradzionych kamieni.

- Hej, wiesz, że nieładnie brać to, co nie swoje? - zagadnął, licząc na pogawędkę w trakcie walki albo zamiast niej.

- Stanąłeś po niewłaściwej stronie, James - odpowiedziała melodyjnym głosem. Dałby sobie rękę uciąć, że już go słyszał, ale w wersji bardziej... uwodzicielskiej.

- Jeanne?

Brunetka zachichotała. Chyba włączył jej się znany mu tryb kokieteryjny.

- Tęskniłeś, mon chéri?

- Wiesz, liczyłem, że już się więcej nie spotkamy. Ale skoro już do tego doszło...

James myślami wyciągnął spod ziemi korzenie i oplótł nimi nogi Jeanne. Francuzka nie wyglądała na poirytowaną, a wręcz przeciwnie - bawiły ją starania szatyna. Odczekała chwilę i przywołała z nieba pioruny, które przecięły więzy i pobudziły alarmy samochodów wokół nich.

- No i jesteśmy tu, James. Jak za dawnych lat. Szkoda w ten sposób kończyć znajomość - powiedziała jakby od niechcenia i wycelowała w niego błyskawicą. James uskoczył w bok, unikając pocisku.

- Szkoda w ogóle kończyć znajomości. Lepiej budować drogi niż palić za sobą mosty, prawda? - rzekł, a chwilę później znowu musiał robić unik przed zbliżającą się błyskawicą. - Ech. O, ironio, kończymy to tak samo, jak zaczęliśmy. Nie ma lepszego powitania i pożegnania niż porządna bójka dorosłych ludzi.

- Tu masz rację. Ale tym razem nie będzie tak łatwo, chéri.

Po tych słowach posłała do niego jeszcze trzy pioruny, ale James zgrabnie ominął każdy, lądując na masce jednego z samochodów.

- Joan, zaczynasz mnie wkurzać. Trzeba cię uziemić.

Jeanne drwiąco zachichotała, a w tym czasie James zszedł z pojazdu i wywołał delikatne trzęsienie ziemi pod nogami przeciwniczki. Ta na chwilę straciła równowagę, ale gdy tylko ją odzyskała, zapadł się pod nią asfalt, a ona runęła wprost do powstałego dołu. James powoli podszedł do niego, gotowy na wszystko. Szczerze wątpił, że tak szybko by się pozbył Jeanne, więc musiał sprawdzić, w jakim była stanie.

Nie zbliżył się do samej krawędzi, a już dostrzegł wystające z dziury błyskawice. Odsunął się kilka kroków w tył, a chwilę później Jeanne była już na zewnątrz dołu. Unosiła się w górze, cała naelektryzowana, żeby zaraz cisnąć w Jamesa czystym prądem. Podczas robienia uniku oberwał w plecy, prosto w kręgosłup, i upadł między dwoma samochodami.

Czuł, jak elektryczność paraliżowała jego ciało. Nie mógł wstać, gdyż pocisk ten z pewnością uszkodził dużą część nerwów odpowiadającą za zdolność ruchową. Nie pozostało mu więc nic innego, jak natychmiast się podleczyć.

Elements 3Where stories live. Discover now