Rozdział 12

46 5 20
                                    

Philip przyglądał się brunetce bacznie. Jeanne pozostawała tym faktem niewzruszona, jakby już przywykła do oceniających spojrzeń. Zachowywała się bardzo naturalnie, jakby właśnie wykonywała jakąś rutynową rzecz jak jedzenie śniadania czy podlewanie kwiatów. I to właśnie napawało Philipa podejrzeniami.

- To jakiś podstęp? - zapytał nieufnie.

Jeanne parsknęła. Z założonymi rękami usiadła naprzeciw niego, wciąż uśmiechnięta, jakby Philip opowiedział właśnie najlepszy żart na świecie. Zatrzepotała rzęsami i pokręciła głową z politowaniem.

- Chéri, ryzykuję swoją posadę, żeby z tobą porozmawiać. Jak myślisz, dlaczego miałabym kłamać? - odrzekła najszczerzej, jak potrafiła. Philip uniósł brwi.

Wciąż jej nie ufał. Cały czas pamiętał jej twarz i bujne loki, pochylającą się nad nim tuż przed odpłynięciem. To ONA go tu sprowadziła. To ONA skrzywdziła Mię. To ONA pozwoliła tym draniom odebrać im Elements i się nad nimi pastwić. Dlaczego więc miałaby jemu i Mii nagle pomóc?

- Kłamiesz. - rzucił oschle.

Brunetka westchnęła i wyprostowała się na krześle, oswobadzając ręce. Miał prawo jej nie ufać po tym, co zrobiła, ale nie miała złych intencji. Wszystko robiła zgodnie z planem obmyślonym z góry, więc dla niewtajemniczonego Philipa mogło się to wydawać dziwne, nielogiczne. Niestety nie miała mu teraz jak o tym opowiedzieć, musiała realizować następny krok.

- Mogę ci jedynie powiedzieć, że twoja dziewczyna jest bezpieczna. Nic jej nie jest. To nagranie było ustawione, żeby cię zmanipulować.

- Aha, czyli to ma mi wystarczyć, żeby ci uwierzyć? - prychnął, ale zaraz potem zaczął kaszleć. Naprawdę przydałby mu się teraz James, ale zamiast niego dostał jakąś Francuzkę, która za wszelką cenę próbowała go urobić i zapewne wsadzić w jeszcze gorsze bagno niż to, w którym właśnie był.

- Pójdziesz ze mną czy chcesz, czy nie - postanowiła. - Tu i tak długo nie pożyjesz. Zgnijesz w tych łagrach albo sami cię zabiją. A sądzę, że jeszcze możesz się przydać na tym świecie.

Po tych słowach wstała i uwolniła jego ręce i nogi. Pomogła mu też wstać, a kiedy już przestał się chwiać, zapytała:

- Gotowy?

Philip skinął twierdząco głową. Chyba nie pozostawało mu nic innego, jak zdać się na tajemniczą nieznajomą i przyjąć pomoc, o ile nie pakowała go właśnie w jeszcze gorsze tarapaty. Musiałaby być naprawdę dobrym kłamcą i manipulantką, żeby go nagle oddać w ręce innych bestii. Niestety nie miał czasu się nad tym zastanawiać, gdyż Rosjanie mogli w każdej chwili przeszkodzić im w ucieczce. Zagrał va banque, ale nie miał w tamtym momencie lepszych opcji.

Jeanne wyciągnęła z kieszeni kurtki małe urządzenie podobne do pilota, w którym nacisnęła jeden przycisk, a chwilę później rozległ się alarm w całej bazie. Otworzyły się wszystkie drzwi, a z sufitu lała się woda, jakby gdzieś się paliło. W każdym pomieszczeniu zrobiło się czerwono od migającego światła ostrzegawczego. W bazie SAA podniosła się wrzawa.

- Nie mamy wiele czasu, zanim zauważą, że to fałszywy alarm. Ruszajmy! - ponagliła i wyszła na korytarz. Philip poszedł zaraz za nią.

Brunet rozejrzał się dookoła. Korytarz zdawał się ciągnąć w nieskończoność, a przemierzający go żołnierze i agenci dodawali mu jeszcze większej grozy. Na szczęście nikt nie zwracał na niego uwagi, gdyż każdy zajęty był ewakuacją.

Od migającego światła i ogólnego osłabienia Philip obawiał się, że za chwilę zemdleje. Odruchowo złapał się za głowę, jakby chciał ją w ten sposób przytrzymać i nie upaść. Świat mu zwolnił i zaczął wirować jak na karuzeli. Wydawało mu się, że znów odpływa, tak jak na Kilimandżaro po sparaliżowaniu, jakby ta dziwna substancja wciąż działała. Nogi miał jak z waty i już chciały się poddać, gdy nagle Jeanne złapała go za rękę i zakomunikowała:

Elements 3Where stories live. Discover now