• 𝐅𝐈𝐕𝐄 •

240 10 5
                                    

𝐂𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝐅𝐢𝐯𝐞

𝐂𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝐅𝐢𝐯𝐞

Oops! Questa immagine non segue le nostre linee guida sui contenuti. Per continuare la pubblicazione, provare a rimuoverlo o caricare un altro.

❝𝐒𝐨 𝐲𝐨𝐮 𝐥𝐢𝐤𝐞...𝐠𝐢𝐫𝐥𝐬?


- A więc... kilka lat temu byłam na imprezie u znajomych. Oczywiście było tam mnóstwo alkoholu, a wiadomo, że ludzie robią po nim różne głupie rzeczy...

- Oho. Zapowiada się ciekawie.- uśmiechnął się

Odłożyłam piwo na stół i usiadłam wygodniej. Barry wlepił we mnie wzrok.

- Po jakimś czasie w moim organizmie było dużo alkoholu. Za dużo.- zaśmiałam się nerwowo- Więc kiedy zaczęło mi się kręcić w głowie, usiadłam na kanapie. Obok mnie znajdowała się jakaś dziewczyna, która nie była w lepszym stanie ode mnie.- zarumieniłam się na wspomnienie- I już darując ci szczegóły, po prostu doszło do naszego pocałunku... I prawie do czegoś więcej.

Zawstydzona ukryłam twarz w dłoniach. Jest to jedna z najbardziej zawstydzających historii w moim życiu. Dzięki Bogu to była pierwsza i ostatnia sytuacja, kiedy pijana pocałowałam obcą mi osobę. Barry siedział wryty w fotel.

- Oh. Więc lubisz dziewczyny.- zakłopotany potarł kark- Ja nie wiedziałem, że jesteś...

- Nie, nie!- przerwałam mu- Nie lubię tylko dziewczyn. Nie mam konkretnych preferencji.- wzruszyłam ramionami, podnosząc kącik ust

Barry z ulgą wypuścił powietrze spomiędzy warg.

- Uff, to dobrze.- otworzył szeroko oczy, orientując się jak to mogło zabrzmieć- To znaczy nie, że coś bym miał przeciwko!- zaczął szybko mówić- Nie mam żadnych uprzedzeń co do orientacji! Lubiłbym cię nieważne, jaka byś była... Bardziej mi chodziło o...

Zaśmiałam się głośno.

Mówiłam już, że jest uroczy? Nie rozumiem, jak Iris może go nie zauważać.

Allen zarumienił się i posłał mi nieśmiały uśmiech.

- Spokojnie, wiem o co ci chodziło.- uspokoiłam zielonookiego- A teraz jedzmy pizze, bo nam zaraz wystygnie.

Wskazałam na nieotworzony karton leżący na stoliku. W tym samym momencie, kiedy szatyn chciał wziąć kawałek pizzy, zadzwonił jego telefon. Zauważyłam na wyświetlaczu imię Cisco Ramona.

- Halo?- Barry zmarszczył brwi- Co się dzieje? ... Gdzie? ... Dobra Cisco, już biegnę.- rozłączył się

Spojrzał na mnie przepraszająco.

- Jeśli musisz iść, to nie ma problemu.- rzuciłam

- Przepraszam, że muszę już iść. Naprawdę.- wstał pospiesznie- Coś mi wypadło i muszę to koniecznie załatwić.

- Nic się nie stało, nie musisz mi się tłumaczyć. Rób, co masz zrobić.

Kiwnął wdzięcznie głową i skierował się do wyjścia.

- Wynagrodzę ci to. Obiecuję.

- Trzymam za słowo.- uśmiechnęłam się szeroko

Odwzajemnił mój uśmiech i otworzył drzwi, wpadając przy okazji na moją siostrę.

- Oh, cześć Barry.- powiedziała zaskoczona

- Cześć, Joyce. Ja muszę już lecieć. Pa!- wybiegł z budynku

Brunetka zamknęła drzwi.

- No, no, no.- spojrzała na mnie- Co tu robił Allen?- poruszyła zabawnie brwiami

Westchnęłam, wstając z kanapy.

- Nic takiego.

- Nic takiego?- prychnęła- Ty nigdy nie zapraszasz chłopaków do siebie.

- To po prostu były... porady sercowe, Joy. Tylko mu pomagałam.

Pierce wzruszyła ramionami i usiadła w fotelu.

- Może i tak. Ale jak dla mnie pasujecie do siebie.

- Serio? Znam go zaledwie kilka dni i już próbujesz nas zeswatać?- prychnęłam

Uśmiechnęła się niewinnie. Pokręciłam rozbawiona głową, po czym skierowałam się do mojego pokoju.

- Louise!

- Co znowu?- odwróciłam się do siostry

Joyce wpatrywała się w ekran telewizora.

- Spójrz, to ten gościu, o którym ci mówiłam.- wskazała palcem na czerwonego sprintera, który walczył właśnie z meta-człowiekiem- Ma podobne moce do twoich.

Podeszłam bliżej.

- Ciekawe.- mruknęłam- To jest na żywo?

- Tak.

Zmarszczyłam brwi, poznając okolicę.

- Ej, to jest blisko nas.- otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam spanikowana na Joyce- Przecież Barry przed chwilą wyszedł. Myślisz, że nic mu się nie stanie? Może powinnam się przebrać w mój kostium i pomóc temu sprinterowi?

- Raczej Barry nie powinien na nich natrafić, Lou. A ty sama nie powinnaś się tam plątać.- zerknęła ponownie na telewizor- Poza tym jest już koniec, widzisz?

Meta-człowiek leżał teraz na ziemi, powalony przez Flasha.

- Tak, racja.- przytaknęłam uspokajając się

Przeniosłam wzrok na Joyce obliczającą coś w myślach.

- A ty co?

Ocknęła się i pokręciła gwałtownie głową.

- Nic, nic. Po prostu mam taką teorię dotyczącą naszego sprintera.- mruknęła- No nieważne. To głupie.

- Chyba pierwszy raz w życiu powiedziałaś, że coś jest głupie.- zaśmiałam się

Wystawiła w moją stronę język.

- No, bardzo dorośle, Joyce.- rzuciłam

Brunetka spojrzała na mnie spod byka.

- A ty nie miałaś iść przypadkiem do swojego pokoju?

To be continued...






~Ella Brekker~

SILVER STORM ‒ BARRY ALLENDove le storie prendono vita. Scoprilo ora