• 𝐓𝐖𝐄𝐍𝐓𝐘‐𝐓𝐖𝐎 •

142 12 5
                                    

𝐂𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝐓𝐰𝐞𝐧𝐭𝐲𝐓𝐰𝐨

𝐂𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝐓𝐰𝐞𝐧𝐭𝐲‐𝐓𝐰𝐨

Ops! Esta imagem não segue nossas diretrizes de conteúdo. Para continuar a publicação, tente removê-la ou carregar outra.

❝𝐅𝐥𝐞𝐦𝐢𝐧𝐠 𝐟𝐚𝐦𝐢𝐥𝐲❞

Nie miałam pojęcia, ile minęło od momentu mojego porwania. W celi, w której się znajdowałam, nie docierało nawet światło. Modliłam się, żeby moi przyjaciele znaleźli mnie na czas, bo już niedługo nie będzie czego ratować, a miasto będzie w wielkim zagrożeniu. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. W wejściu pojawiła się Ruby.

- Witam ponownie.- podeszła do mnie z uśmieszkiem na ustach- To już dzisiaj, skarbie. Nadszedł dzień, w którym w końcu zdobędę, to na co zasługuję. Cieszysz się?

Posłałam jej zirytowane spojrzenie.

- Oj, nie patrz tak na mnie.- mruknęła- Przy odrobinie szczęścia darujemy ci życie.

- Nie dawaj jej złudnych nadziei córko.- odezwał się głos zza drzwi. Mężczyzna podszedł do światła, ujawniając swoje oblicze- Żaden człowiek nie przeżyłby takiego procesu.

Zauważyłam, jak Ruby wzdrygnęła się, słysząc jego głos.

- Louise, poznaj mojego ojca- Richarda Fleminga.

- Miło cię w końcu poznać Louise.- mężczyzna schylił lekko głowę

- Bez wzajemności.- mruknęłam

Fleming uśmiechnął się nieprzyjemnie, przyprawiając mnie o ciarki. Nie rozumiałam, jak Ruby może chcieć mu pomagać.

- Gwendolyn nie mówiłaś mi, że twoja koleżanka to taka cwaniara.- spojrzał na swoją córkę. Miałam wrażenie, że dziewczyna od początku przybycia ojca miała ochotę schować się w sobie- Ale to długo nie potrwa. Już zaraz nie będziesz miała nawet siły ruszyć palcem. Gwendolyn?

- Tak?- brązowowłosa ledwie zauważalnie podskoczyła

- Włącz, proszę maszynę.

Młoda Fleming skierowała się w stronę wielkiego urządzenia, skrytego w zaciemnionym rogu pomieszczenia. Powciskała kilka przełączników, po czym złapała za wiszące kable i przyniosła je do nas. Uniosła jedną z końcówek, przysuwając ją do mojego ciała. Momentalnie spanikowałam.

- Nie, czekaj!- szarpnęłam się- Proszę cię Ruby, nie rób tego. Nie musisz przecież brać w tym udziału.- spojrzałam błagającym wzrokiem na dziewczynę- Nie jesteś jak swój ojciec, Ruby. Wiem, że nie jest to, czego naprawdę pragniesz. Czy zniszczenie Central City, jest serio warte względów twojego ojca? Uwierz mi, tacy jak on nagle się nie zmieniają. Pomóż mi, a ja pomogę tobie. Obiecuję.

Przez pierwszą chwilę myślałam, że coś drgnęło w Ruby, dopóki Richard nie położył dłoni na jej ramieniu. Zacisnął na niej palce.

- Nie wiesz, czego pragnę.- szepnęła, przyczepiając do mojego ciała kable

Fleming przejął nad nią całkowicie kontrolę. Brązowowłosa teraz z pewnością nie robi tego z zemsty czy chęci uznania, tylko z czystego strachu przed swoim ojcem. Jednak uciążliwie starała się tego nie okazywać.

Ruby przeszła na bok, po czym również do siebie przyczepiła parę kabli. Mężczyzna wyprostował się zadowolony. Podszedł powoli do maszyny.

- A więc skoro jesteście już gotowe, czas na przekazanie mocy Gwendolyn.- złapał za wajchę- Powodzenia z przeżyciem wam obu.

- Chwila, co?- pisnęła zaniepokojona Ruby- Przecież to miało być dla mnie w zupełności bezpieczne. Obiecałeś, że nic mi się nie stanie.

- Czasem muszą być jakieś ofiary.- wzruszył ramionami

- Ale ja... jestem twoją córką.- powiedziała słabo

- Wybacz Gwendolyn, lecz nic na to nie poradzę.- Richard z zamachem pociągnął dźwignię

Momentalnie przez moje ciało przeszedł niewyobrażalny ból. Przez kable przepływała jarząca się na szaro-niebiesko energia. Od razu poczułam, jak tracę siły. Z moich ust wyrwał się niekontrolowany krzyk.

- To działa.- szepnął Fleming

Z wielkim trudem odkręciłam głowę w stronę Ruby. Opadła na kolana, płacząc z bólu. Promieniowała od niej jasna energia.

- Wyłącz to, proszę! Tato, błagam cię!- wrzasnęła brązowowłosa

- Nie przezywaj tak Gwendolyn.- wywrócił oczami- Zaraz będzie po wszystkim.

Ból był nie do zniesienia. Z żalem musiałam przyznać, że nie miałam żadnej możliwości powstrzymania tego procesu. Jedyne co mogłam w tym momencie zrobić to modlić się o szybką śmierć.

***

- Mam coś!- krzyknęła Joy, wbiegając do laboratorium STAR Labs

Barry podniósł się błyskawicznie z krzesła, a Cisco i Caitlin zaraz za nim.

- Jedna z moich znajomych pracujących w muzeum zauważyła coś samego dnia i o miej więcej tej samej godzinie co porwanie Lou. Powiedziała mi o pędzącym czarnym samochodzie dostawczym, który kierował się w stronę zachodniej części miasta. Jechali na obrzeża Central City.- wyjaśniła brunetka

Cisco od razu usiadł na jednym ze stanowisk. Włączył mapę miasta i spróbował zlokalizować miejsce, do którego porywacze mogli się pokierować. Reszta nachyliła się nad ciemnowłosym.

- Jeżeli nie wyjechali dalej, to powinni przebywać gdzieś tutaj.- Ramon ustawił przybliżony widok z satelity

- Przybliż odrobinkę.- poleciła mu Caitlin- Tutaj ledwie co jest. Same pozostałości po starych budynkach.

Joyce zmarszczyła brwi, próbując przyjrzeć się temu dokładniej. Zaklęła w myślach, że akurat dzisiaj nie wzięła ze sobą okularów.

- Chwila, a co to jest.- szarooka wskazała palcem na mały punkt- Powiększ.

Cisco wykonał polecenie. Obiekt stał się wyraźniejszy.

- To jakaś stara posiadłość.- zauważyła Pierce- Myślicie, że trzymaliby moją siostrę w jakimś domu?

- Nie jestem pewien, ale lepsze to niż nic, prawda?- rzucił Barry, prostując się- Przebiorę się i pobiegnę tam jak najszybciej. Powiadomię was, jeżeli coś znajdę.

Reszta skinęła zgodnie głowami. Sekundę później w pomieszczeniu po Allenie została tylko smuga.

To be continued...



~Ella Brekker~

SILVER STORM ‒ BARRY ALLENOnde histórias criam vida. Descubra agora