17

231 7 2
                                    

Chyba wracam powolutku... :)


Głęboko odetchnęłam, gdy stanęłam przed wejściem do przychodni. Postawiłam torbę obok siebie i czułam dziwny stres. Rozejrzałam się wokół szukając nie wiadomo czego i znowu spojrzałam na budynek. Bardzo długo mnie nie było w Portugalii i tak jakby zawaliłam. Zawaliłam sprawę z przychodnią, zawaliłam przyjaźń z Jamsem, bo ja zatraciłam się we Włoszech. Zacisnęłam usta i przymknęłam oczy, aby stłumić w sobie ten żal i złość na samą siebie, ale nie za wiele to pomogło. Musiałam zmierzyć się z chłopakami, których zawiodłam. Niespodziewanie poczułam jak zadrżała mi niebezpiecznie broda, bo miałam chęć się po prostu rozpłakać patrząc na przychodnię, którą tak bardzo zaniedbałam. Nie wspominając o mojej przyjaźni. Bardzo mocno waliłam siebie w twarz za to, że najchętniej bym się odwróciła i uciekła stąd z powrotem do Włoch. Do Cristiano. Byłam takim tchórzem. Tak bardzo się bałam. Nie było obok mnie piłkarza i czułam się taka niepewna i beznadziejna. Nie podobało mi się to uczucie.

Z niechęcią chwyciłam za rączkę torbę podróżną i skierowałam się do wejścia. Oblizałam spierzchnięte wargi i pchnęłam niepewnie drzwi wejściowe. Rozejrzałam się po korytarzach, gdzie kręciło się kilku pacjentów cicho ze sobą rozmawiając.

- Laura? – usłyszałam swoje imię i spojrzałam w miejsce rejestracji. Zobaczyłam tam uśmiechniętą pielęgniarkę. – Nie wierzę. – zaśmiała się i wstała z miejsca, aby do mnie podejść.

- Cześć. – przywitałam się z kobietą i pozwoliłyśmy sobie na lekkie przytulenie. – Dobrze cię widzieć. Pięknie wyglądasz. – powiedziałam z uśmiechem i potarłam delikatnie jej ramię.

- Dziękuję. – znów się zaśmiała. – Ty również wyglądasz przepięknie. Włochy ci zdecydowanie służą.

Uśmiechnęłam się delikatnie i odgarnęłam blond włosy do tyłu.

- Jak chłopaki? – zapytałam ze ściśniętym żołądkiem. Jej uśmiech lekko przygasł, ale widziałam jak bardzo starała się to ukryć. – Są wściekli prawda?

Spuściła wzrok na swoje paznokcie i głośno westchnęła. Spojrzała znów na mnie i wzruszyła ramionami.

- Są na górze. – kiwnęła głową i znów westchnęła. – To był ciężki okres Laura. – przyznała cicho i znów poczułam te okropne wyrzuty.

- Wiem. – odparłam krótko i odchrząknęłam. – Pójdę do nich. – nie spojrzałam już w stronę kobiety tylko poszłam na górę po schodach.

Serce tak boleśnie obijało mi klatkę piersiową, że skrzywiłam się w grymasie na to odczucie. Stałam chwilę przed drzwiami wciąż próbując ułożyć w głowie jakieś zdania, przeprosiny, wyjaśnienia. Wszystko brzmiało kompletnie nie na miejscu i bez sensu. Dałam dupy na całej linii i nie mogłam tego w żaden sposób usprawiedliwić. Uniosłam dłoń i zapukałam niepewnie czekając na jakąś odpowiedź. Nie wiedzieli, że przylatuje. Zresztą skąd mogli wiedzieć skoro kontakt był naprawdę znikomy.

- Proszę! – podskoczyłam lekko słysząc głos Jamesa, którego nie słyszałam od dawna.

Nacisnęłam klamkę i chwyciłam swoją torbę. Powoli weszłam do środka, a obaj panowie podnieśli automatycznie głowy. Zerkałam na jednego i drugiego czując narastającą gulę w gardle. Patrzyli na mnie z nieudawanym szokiem na twarzy, a po chwili pojawiła się tam złość, albo żal. Możliwe, że wszystko naraz.

- Dzień dobry. – wychrypiałam ledwo przez ściśnięte gardło i mocno zaciskałam dłonie na rączce od torby.

Oscar delikatnie się uśmiechnął i powoli wstał od biurka, aby podejść do mnie. Spojrzał w moje oczy i zobaczył zapewne w nich łzy. Pokręcił głową dając mi znać, że na te łzy już za późno, ale i tak przytulił mnie do siebie.

Don't Step BackWhere stories live. Discover now