Gazeta, którą trzymałam w lewej dłoni i spokojnie czytałam niespodziewanie zadrżała mi w ręku. Uparcie patrzyłam w jedno zdanie nie mogąc zbytnio oderwać wzroku, bo po usłyszeniu jego głosu nad moją głową lekko mną wstrząsnęło. W końcu nie odzywał się tyle czasu, ani nie odpowiadał na moje wiadomości i telefony. Jeden odebrał, ale umiejętnie mnie spławił nie czując przy tym żadnej skruchy. Później nic. Dlatego siedziałam na tym lotnisku z kupionym już biletem i czekałam na swój samolot do Polski. Uśmiechnęłam się kpiąco w końcu unosząc wzrok z nad gazety i z wielkim westchnięciem wzięłam głęboki oddech. Pojawił się znów jakby nigdy nic i to jeszcze przyjechał na te pieprzone lotnisko. Dlaczego sobie nie odpuścił skoro nie zastał mnie w domu? Głupia. Bo pewnie znów chce cię zaliczyć. Pokręciłam głową i w końcu na niego spojrzałam. Uśmiechał się delikatnie, ubrany w czarne jeansy, czerwoną bluzę i sportową kurtkę, a na jego głowie spoczywała czapka z daszkiem. W ręku trzymał przeciwsłoneczne okulary i na lewym nadgarstku błyszczał się złoty zegarek. Zeskanowałam go całego, aby umieścić spojrzenie na jego twarzy. Żadne z nas nic nie mówiło, a ja rozejrzałam się dyskretnie czy nikt nie zwraca na niego uwagi. Widziałam kątem oka jak jakaś para robiła mu zdjęcia telefonem, a dalej stała dwójka chłopców, którzy podekscytowani pokazywali piłkarza palcami i mówili coś do swoich opiekunów. Wstałam odrętwiała z krzesełka odstawiając kawę oraz gazetę na podłogę i spojrzałam na Cristiano. Jak mnie ręce swędziały, aby rzucić się i go przytulić, bo niech mnie ktoś kopnie jak nie chciałam tego zrobić i wcale się nie cieszyłam, że tu był.
- Nie przytulimy się? – spytał z uśmieszkiem wymalowanym na buzi.
Prychnęłam na jego pytanie i skrzyżowałam ręce pod piersiami. Spojrzałam na czubki swoich butów i wypuściłam powietrze z ust.
- Co ty wyprawiasz? – spojrzałam na niego ze zrezygnowaniem.
- Ja? – wskazał na siebie palcami i miał wyjątkowo dobry humor. – Przyjechałem po ciebie.
- Aha. – pokiwałam głową znów rozglądając się po hali.
- Pokrzyżowałem ci plany. – stwierdził z udawanym przejęciem w głosie.
Zmroziłam go wzrokiem słysząc jego ton i to, że miał to wszystko w dupie.
- Nie. – burknęłam nie miło. – Nic mi nie krzyżujesz, bo zaraz mam lot. – uśmiechnęłam się nerwowo.
Tym razem to on uniósł do góry jedną brew i oblizał nerwowo dolną wargę. Spojrzałam na ten ruch i zacisnęłam usta uciekając wzrokiem.
- I co? – odezwał się już mniej wesoło czym spowodował, że skupiłam na nim uwagę. – Polecisz sobie?
- A jak myślisz? – odpowiedziałam spokojnie. – Lecę na święta do domu. – wyjaśniłam krótko.
- Chcę, żebyś została. – powiedział poważnie.
Zamilkłam wpatrując się w jego oczy i podrapałam się po włosach.
- Bo? – prychnęłam zirytowana. – Myślisz, że zostanę, bo masz taki kaprys? – spytałam z irytacją.
- Tak. – odpowiedział pewnie i bez skrupułów.
Roześmiałam się cicho nie dowierzając w tą jego pewność siebie.
- To masz pecha. – wzruszyłam ramionami. – Już mam bilet.
- Zwrócę ci pieniądze, ale zostań. – powiedział to bardziej nerwowo, gdy chwyciłam torbę.
Pokręciłam głową i podniosłam jeszcze swoją kawę oraz gazetę. Dopiłam do końca napój i zgniatając wściekle papierowy kubek wrzuciłam go do kosza, który stał tuż przy krzesłach.