7

306 11 4
                                    

Końcówkę pisałam totalnie na spontanie :D Miłego czytania i do następnego :*


Oboje zamarliśmy w bezruchu, patrząc na siebie. Wciąż trzymał wściekle mój płaszcz przyciskając jednocześnie mnie do drzwi. Jak tylko to powiedział momentalnie zamilkłam i czułam jedynie jak moja klatka piersiowa niesamowicie szybko i gwałtownie się porusza. Nie wiem co chciał osiągnąć mówiąc to zdanie, ale ta sytuacja była chora i nie na miejscu. Żałowałam w ogóle, że tu przyjechałam.

Chwyciłam jego nadgarstki i powoli zaczęłam odsuwać jego ręce od mojego płaszcza. Nie oponował więc wypuściłam z ust oddech, który przez chwilę wstrzymywałam. Odsunął się ode mnie kilka kroków, ale nie spuścił ze mnie wzroku. Przełknęłam ślinę i ociężale poprawiłam swój potargany płaszcz. Zapięłam kilka guzików i znów na niego spojrzałam.

- Będę się zbierać. - powiedziałam po dłuższej chwili ciszy. - I więcej do mnie nie pisz.

- Ok. - zgodził się bez wahania. - Masz rację i lepiej będzie to wszystko urwać. - kiwnęłam głową, że się zgadzam. - Ja powinienem wrócić do Ivy, a ty układaj swoje życie. Jeżeli coś będzie potrzeba z przychodnią to twój ten... - przerwał, zastanawiając się.

- Oscar. - dopowiedziałam cicho.

- Właśnie. - pstryknął palcami. - Będzie powiadamiał kogo trzeba, ok?

- Oczywiście. - wzruszyłam ramionami jakby to było oczywiste. - Tak powinno być od początku.

- Fakt, ale jak mówiłem nie umiałem się powstrzymać. - rozłożył bezradnie ręce, a ja pokręciłam głową. - Teraz widzę, że to był ogromny błąd.

- Pamiętaj, że sporadycznie możesz mnie spotkać na meczach. - przypomniałam mu i uniosłam brwi. - Pamiętasz? - przekrzywiłam głowę, czekając na odpowiedź.

- Tak, pamiętam. - wzruszył ramionami robiąc obojętną minę. - Ale spokojnie nie będę cię nachodził. - uniósł dłoń w uspokajającym geście na co przewróciłam oczami. Jakoś nie umiałam się powstrzymać.

- To wszystko jasne. - westchnęłam i dotknęłam klamki. - Tylko nie prowadź teraz auta przypadkiem. - spojrzałam na niego, gdy sobie przypomniałam, że pił.

Uśmiechnął się pod nosem i opuścił wzrok. Pokiwał głową, że rozumie.

- Jutro z rana wyjadę.

- No to ok. - zagryzłam wargę i prędko ją otarłam, gdy poczułam krew. - To powodzenia.

- I nawzajem. - odpowiedział i delikatnie się uśmiechnął.

Odwzajemniłam uśmiech i póki jeszcze miałam siłę wyszłam z pokoju. Nogi miałam jak z waty, a w środku cała się trzęsłam. Szłam szybko przed siebie, aby tylko wyjść z tego przeklętego hotelu. Prawie wybiegłam przez drzwi wychodząc na rześkie powietrze i głęboko się zaciągnęłam. Wciągałam nosem powietrze, a ustami wypuszczałam, aby móc się uspokoić. Byłam na niego wściekła, że tak naprawdę to spotkanie nie było kompletnie potrzebne! Był zły po kłótni z żoną i to tyle! Nie mógł zadzwonić do siostry, kumpla?! Tylko specjalnie przyleciał do Hiszpanii i zawrócił mi dupę za przeproszeniem.

Rozejrzałam się wypatrując postoju taksówek i ruszyłam wściekła w ich stronę. Idąc usłyszałam charakterystyczny dźwięk aparatu więc odruchowo spojrzałam w tą stronę i moja agresja wzrosła, gdy zauważyłam tam faceta z aparatem. Ruszyłam jeszcze szybciej, a gość również przyspieszył kroku.

- Spierdalaj stąd! - krzyknęłam, odwracając się gwałtownie. - No już! - krzyknęłam raz jeszcze i biegiem dotarłam do taksówki.

Podałam adres Ricardo i ciężko opadłam na oparcie kanapy samochodowej. Przyłożyłam dłoń do czoła czując się wyprana tak, że najgorsza zmiana w szpitalu z tym się nie równała. Przymknęłam tylko oczy, aby się po raz kolejny nie rozkleić. Podróż zleciała w miarę szybko biorąc pod uwagę, że ruch uliczny trochę zmalał o wieczornej porze. Kierowca zatrzymał się pod domem Ricardo, a ja znów zapłaciłam majątek za taksówkę i dziękując wysiadłam z auta. Nacisnęłam klamkę i z ulgą stwierdziłam, że były otwarte. Już miałam myśli, że Ricardo mnie nie wpuści. W domu panował pół mrok i słychać było tylko cicho włączony telewizor. Zdjęłam buty oraz płaszcz i nie wiedząc czemu na palcach poszłam do salonu, gdzie Ricardo siedział ze swoją żoną. Spojrzeli na mnie wystraszeni, a Ricardo zrobił zdziwioną minę.

Don't Step BackWhere stories live. Discover now