9

280 9 0
                                    

Moje samopoczucie nie było ostatnimi czasy najlepsze. Wciąż czułam się źle po incydencie z Samanthą. Minęło kilka dni, a i tak wraca do mnie ten dzień jak boomerang. Uczucia jakie mi towarzyszyły nie należały do tych przyjemnych i czułam nie przyjemny ucisk w klatce piersiowej, gdy tylko przypominała mi się ta sytuacja. Byłam na siebie wściekła, bo nie powinnam dopuścić do tego co się stało. Wszystko się pomieszało, a ja załapałam jakiś dziwny dystans do Jamesa. Czułam się niezręcznie w jego towarzystwie i nie umiałam swobodnie z nim porozmawiać. W pracy było po prostu sztywno i cicho. Całą naszą trójkę to męczyło. Unikałam go dyskretnie i jeżeli doszło do rozmowy, to szybko ją ucinałam. Wiele razy pytał mnie o to co się dzieję, ale ja uparcie go zapewniałam, że wszystko jest dobrze. Nie wiem dlaczego tak wyszło między nami chociaż wiele razy próbowałam to jakoś racjonalnie sobie wyjaśnić. Czułam się po prostu głupio i w pewnym sensie czułam się winna tego co się wydarzyło.

Dlatego cieszyłam się, że dzisiaj pracuje na stadionie. Czułam niepowtarzalną ulgę, że mogę iść do ludzi, którzy nie znają moich problemów i jest zwyczajnie. Musiałam odetchnąć od tej atmosfery w pracy więc naprawdę ciesze się, że jestem dzisiaj na stadionie. Jedyny mały szczegół, że dzisiaj gra ostatni w tym roku mecz reprezentacja Portugalii. Cristiano nie widziałam już dłuższy czas więc muszę się ogarnąć i trzymać twardo. Żadnych pogadanek. Tak jak obiecał. Oparłam łokcie o biurko Carlosa i schowałam twarz w dłoniach. Głośno westchnęłam aż w końcu oparłam czoło o blat biurka. Siedziałam już tu dłuższy czas i nie kręciłam się po korytarzach, aby go przez przypadek nie napotkać. Spojrzałam na swój zegarek na nadgarstku, lekko unosząc głowę i zaciskając usta stwierdziłam, że trzeba stąd wyjść i lecieć na mecz. Wstałam niechętnie i poprawiłam swoją kitkę, która trochę mi się potargała. Wyszłam z biura zerkając w prawo i w lewo. Szybko przekręciłam klucz i szybszym tempem ruszyłam do załogi. W środku śmiałam się z siebie, że uciekam jak dziecko, ale wolałam go unikać. Jak na razie szłam bez żadnych niespodzianek. Wychyliłam się lekko, gdzie miałam skręcić i znów szybszym tempem ruszyłam z miejsca. Odwróciłam się jeszcze dla pewności i został mi tylko jeszcze jeden zakręt. Przystanęłam, bo blisko nas jest szatnia piłkarzy więc znów się wychyliłam, ale odskoczyłam, gdy moja twarz zderzyła się z torsem faceta. Uniosłam wzrok widząc Quaresmę i speszyłam się patrząc na jego niewzruszoną minę.

- Cześć. - mruknął, przyglądając mi się uważnie.

- No, cześć. - uśmiechnęłam się i nerwowo poruszyłam się w miejscu.

- Co taka nerwowa? - spytał, przekrzywiając głowę z zaciekawieniem.

- Spieszę się wiesz. - zaśmiałam się i wskazałam palcem na korytarz. - Muszę zebrać załogę.

Zmrużył delikatnie oczy i przyglądał mi się bez skrępowania. Ułożyłam usta w dzióbek i znów nerwowo przebierałam nogami w miejscu.

- Boisz się, że zobaczysz Cristiano. - stwierdził, pochylając się, aby wyrównać ze mną spojrzenie. Znów się speszyłam i parsknęłam śmiechem.

My się kompletnie nie znaliśmy. Tyle co wymieniliśmy dosłownie kilka wyrazów między sobą, albo zwykłe zwroty grzecznościowe. Nic więcej.

- Nie. - zaprzeczyłam i spojrzałam na niego. - Muszę iść. Powodzenia. - machnęłam niezgrabnie ręką.

I oczywiście jak chciałam ruszyć, aby wyminąć piłkarza z szatni zaczęła wychodzić reszta reprezentacji. Spięłam się i szybko zlokalizowałam go wzrokiem. Pokręciłam głową i wyczułam na sobie rozbawione spojrzenie Quaresmy, który uniósł zadziornie brwi. Przewróciłam oczami i szybko ruszyłam do drzwi, gdzie znajdowała się załoga. Nawet nie patrzyłam w tamtą stronę tylko prędko weszłam do środka. Reszta przerwała swoje czynności i spojrzała na mnie zdziwiona.

Don't Step BackWhere stories live. Discover now