rozdział 6

803 54 42
                                    


Tydzień później stoję na chodniku przed restauracją, którą wybrałem na spotkanie z blondynem. Idę jeszcze kawałek, żeby dotrzeć przed oszklone drzwi restauracji. Czuję jak moje ręce lekko się trzęsą, a mój umysł mówi mi żebym się wycofał. Jednak już za późno. Chwytam za klamkę i ciągnę w swoim kierunku. Wchodzę do środka i rozglądam się na około. Większość stolików jest zajęta, ale jeden z nich jest zajęty przez właściwą osobę. Widzę, że on sam jest dość zestresowany. W innej sytuacji dosyć mocno bym się zdziwił, jednak teraz jest to zupełnie normalne, sam w zupełności nie czuje się lepiej. Podchodzę bliżej stolika przy, którym siedzi i cicho się z nim witam. Gdy mnie widzi od razu zrywa się z krzesła i podchodzi do mnie z bukietem żółtych róż. Chwilą róże? Nie, na pewno to nie on zostawił mi wtedy te róże. To jest niemożliwe. Wystawia kwiaty w moim kierunku, a w jego oczach widzę duży żal do samego siebie. Pomimo, że to wszystko stało się po pijaku i nikt nie miał nad tym kontroli, on i tak czuję się bardzo winny.

- Może usiądziemy? - proponuje i odstawiam kwiaty na róg stołu żeby nie przeszkadzały.
- Jasne - strach, który był wcześniej widoczny na jego twarzy znika. Za to pojawia się uśmiech, z którym zdążyłem się już poznać. Blondyn podchodzi do krzesła po mojej stronie i odsuwa je. Gestem ręki pokazuje żebym zajął miejsce. Z rozbawieniem robię to dziękując mu przy tym.

- No dobrze, to na co masz ochotę? - patrzy na mnie zza karty wypełnionej przeróżnym jedzeniem w różnych cenach.
- Ja chyba wezmę może jakąś sałatkę? - Chociaż nawet ona jest dosyć droga.
- Jesteś tego pewny? Wiesz ja i tak nam postawie, więc możesz sobie wziąć co ci się tylko podoba - marszcze na to brwi. Jakby rozumiem to, że ma na pewno dużo pieniędzy ale i tak nie lubię jak ktoś mi coś stawia. Czuję się wtedy winny.
- Ale ty naprawdę nie…
- Nie! Ja chcę to zrobić. Czuję się winny po całej tej akcji. Proszę pozwól mi chociaż tak naprawić całe to zajście - patrzy mi głęboko w oczy, przez co na chwilę zapominam po co tu jestem. Nie wiem czemu ale coś zawsze przyciąga mnie do tego człowieka.
- Eh, niech ci będzie. Ale i tak jestem zdania, że nie jesteś w stu procentach winny i to wszystko przez alkohol - odwracam od niego wzrok i wracam do karty z daniami.

Gdy dostajemy nasze jedzenie cały czas wpatruje się w blondyna przede mną. Dopiero teraz widzę jego wszystkie piękne cechy w wyglądzie. Porozrzucane piegi po całej twarzy. Oczy w kolorze zieleni połączonej z niebieskim. I ten piękny uśmiech. Jasne ma też swoje wady, nie tylko w wyglądzie ale także w charakterze. Jednak żeby dowiedzieć się o nich więcej muszę poznać go trochę bliżej, co może okazać się trochę skomplikowane. Pod każdym względem.
- Czemu się tak na mnie patrzysz? Jestem gdzieś brudny? - zaczyna dotykać się ręka po twarzy, a ja zaczynam się podśmiewać.
- Nie, nie jesteś - blondyn natychmiast zaprzestaje jakichkolwiek ruchów i niezrozumiale patrzy na mnie.
- Więc…Czemu tak na mnie patrzyłeś? - patrzy na mnie podejrzanie. Czuję jak jego wzrok mnie przeszywa. Chciałbym teraz stąd zniknąć i nie odpowiadać na to pytanie.
- Bo jesteś bardzo ładny - chwilą czy ja naprawdę to powiedziałem? Widzę jak na twarzy blondyna zagoszczą szeroki uśmiech.
- Oh George, ja wiem o tym. Ale i tak bardzo miło słyszeć to od ciebie - czuję jak moje policzki robią się całe czerwone.
- Oh, skończ - przewracam oczami i wracam do swojego talerza z jedzeniem.

- Zamierzasz od przyszłego tygodnia wrócić do pracy? - podnoszę lekko do góry mój wzrok żeby patrzeć teraz na blondyna. Przez chwilę zastanawiam się co mu odpowiedzieć. Niby mógłbym już wrócić, ale nadal czuję, że coś jest nie tak.
- Tak, chyba tak - w końcu zdobywam się na odpowiedź.
- Jesteś pewny? Nie wyglądasz jakbyś był z tego zadowolony
- Wiesz nie wiem czy ktokolwiek byłby dumny z tego, że musi wracać do pracy - chwytam za kieliszek, w którym znajduje się wytrawne wino. Upijam z niego małego łyka i czekam na reakcję blondyna, która jakoś o dziwo nie nadchodzi.
- Czemu nic nie mówisz? - czuję się trochę niezręcznie siedząc w takiej ciszy.
- Po prostu nie wiem co powiedzieć - przytakuje, a mój wzrok ląduje na jakąś randomową rzecz w restauracji. 

- Odwieźć cię do domu? - stoimy na rozwidleniu dróg. Jedna prowadzi do parkingu, a drugą do chodnika, którym tu przyszedłem.
- Nie chcę robić ci kłopotu
- Ale to żaden kłopot. Chodź - nie jestem tego pewny jednak podążam za blondynem do jego samochodu. Jak się okazuje on naprawdę jest bogaty. Ma czarnego forda mustanga.
Obchodzę samochód dookoła i gdy chcę otworzyć drzwi zostaje wyprzedzony. Blondyn pokazuje mi rękę żebym wszedł do środka. Śmieje się i robię to co mi każe. Po chwili sam obchodzi cały samochód i wsiada na swoje miejsce.

Gdy docieramy pod mój blok czuję, że nie chce kończyć jeszcze tego spotkania. Tak fajnie mi się z nim rozmawiało, plus do tego dostałem od niego kwiaty, które zaraz wstawię do wazonu żeby przy każdej możliwej okazji patrzeć się na nie dopóki nie zwiędną.
- To do zobaczenia w poniedziałek?
- Tak, do zobaczenia w poniedziałek - biorę kwiaty ze swoich kolan i wychodzę z samochodu starając się nie trzasnąć mocno drzwiami.

Purpurowe wino || DNFWhere stories live. Discover now