rozdział 13

656 49 49
                                    


- Nie możesz tak mówić! To, że tak myślisz jest już złe, ale bym ci to jeszcze wybaczył - przerwa obiadowa, czyli coś na co czekałem cały dzień. Niestety rano nie zdążyłem nic zjeść dlatego, że mój wczorajszy stan z wieczora nadal lekko się trzymał. Na dobrą sprawę nie jadłem nic od dziesięciu godzin.
- To ty jesteś jakiś dziwny! Jak można najpierw wsypać płatki a później wlewać mleko?! To jest chore - zasiadam do stołu koło chłopaków z nadzieją, że zaznam ciszy i spokoju, jednak nie tym razem.
- O George, powiedz mu coś - mówi bezsilnie Nick.
- Ale co ja mam do gadania? To wasza kłótnia - mówię szczerze i zaczynam jeść swój posiłek.
- Masz i to dużo - wiem, że nie zaznam świętego spokoju jeśli nie pomogę rozwiązać im jakże tej ważnej kłótni.
- Eh no dobra, o co chodzi?
- Jak wolisz jeść płatki? Najpierw mleko czy płatki? - i oni naprawdę o to się kłócą? No co za debile.
- Jakbym miał już wybierać to wybrałbym najpierw mleko. Ale czy to ma jakieś znaczenie? - Nick'owi od razu zrzednie mina, a Karl zaczyna się cieszyć jakby w totolotka wygrał.
- Ha! I co? Miałem rację! - oj ta kłótnia szybko się nie skończy.
- Dobra, zamknij się już.

- Proszę! - odrywam głowę od papierów żeby zobaczyć kogo niesie, i jak się okazuje jest to mój szef.
- Nie przeszkadzam? - w sumie bardzo miło, że pyta.
- Nie, o co chodzi? - blondyn zamyka za sobą drzwi i wchodzi głębiej do środka pomieszczenia. Zatrzymuje się przy kwiatach, które leżą tu dobre dwa dni. Nie są już takie ładne jakie były na początku, ale nadal są wartościowe.
- Chciałbym żebyś poleciał ze mną do Paryża - wypowiada te słowa tak lekko, ale i zarazem jakby bał się, że się nie zgodzę.
- Ja… ja nie wie. Chcesz tego na pewno? - nie patrzy na mnie. Patrzy na czerwone hibiskusy, które niestety już oklapły.
- Tak! Znaczy, jeśli ty się zgodzisz - teraz swoje tęczówki wlepia w te moje, to takie niesamowite uczucie kiedy wiesz, że ktoś robi to z taką pasją, tylko dla ciebie.
- A co z pracą? Nie możemy pojechać sobie od tak do Paryża. I dlaczego akurat ja?
- Głównie lecimy tam robić interesy, a ty dlatego, że będziesz mi potrzebny w pewnej sprawie - interesujące i to bardzo.
- Dobrze w takim razie zgadzam się. Kiedy lecimy? - i w tym momencie na twarzy blondyna pojawił się radość ale i coś w rodzaju  zakłopotania.
- Jutro - Co!?

I właśnie takim sposobem kończę w samolocie o godzinie piątej rano z pół spakowaną walizką i głupim blondynem u boku, który nie mógł powiedzieć szybciej.
- I co? Jesteś z siebie zadowolony?! - to zdanie kosztowało mnie więcej wysiłku niż myślałem, bo niestety ktoś tu musiał wykłócać się na cały samolot z małym dzieckiem o swoje miejsce.
- Ale o co ci chodzi? Jest zajebiście - w końcu siada na swoje miejsce i szeroko się do mnie uśmiecha. Brakuje mi sił na tego człowieka naprawdę. Odwracam głowę w stronę okna i lekko się na nim opieram, tak, że teraz będzie mi lepiej zasnąć. Nagle czuję jak czyjś ciężar ciała jest opierany na mnie, podnoszę lekko głowę do góry i uśmiecham się gdy widzę, że blondyn przytula się do mnie. Jest to naprawdę cudowne uczucie, ciepło jakie bije od niego jest uzależniające bardziej niż narkotyki, a jego osoba bardziej niż alkohol.

Gdy wysiadamy z samolotu i odbieramy nasze walizki, powiew wiatru, który był dosyć mocny budzi mnie z jakiegoś transu i sprawia, że dociera do mnie, że znajduje się w Paryżu. Kto by nie chciał się tutaj znaleźć? Jest tu tak cudownie, a nocą będzie pewnie jeszcze lepiej. Światła lamp przy drogach szybkiego ruchu, to to co mi się marzy właśnie w tej chwili. Szybko doganiam blondyna, który zdążył już odejść ode mnie. Moja poł pełna walizką powoli ciągnie się za mną, a przechodnie cały czas przewijają się koło mnie.
Podążam cały czas za blondynem pomimo, że jest dosyć daleko ode mnie, i tak naprawdę nie zwraca na mnie uwagi. Gdy docieramy na parking, na którym jest więcej samochodów niż ludzi podchodzimy do jednego z nich, a blondyn otwiera go kluczykiem. Przez chwilę nie dociera do mnie co się dzieje, tym samochodem okazuje się nowiusieńkie Bugatti La Voiture Noire, w kolorze czarnym.
- Co tak stoisz? Wsiadaj - blondyn podchodzi do mnie i zabiera ode mnie moją walizkę.
- No może mi jeszcze powiesz, że kupiłeś najdroższy samochód świata? - nie wiem do końca jak mam się zachować, nie na co dzień ma się przyjemność jechać takim samochodem.
- Nie, tego akurat nie. Ale kto wie? Może kiedyś - pomimo, że nie widzę teraz jego twarzy jestem w stanie przysiąc, że jego uśmiech zakrywa mu pół twarzy.

- Proszę, idź przodem - drzwi od pokoju hotelowego się otwierają, a blondyn jako prawdziwy "dżentelmen" oczywiście przepuszcza mnie jako pierwszego.
- Mam rozumieć, że będziemy spać w jednym łóżku? - cały pokój nie jest jakoś bardzo zaskakujący, owszem jest luksusowy, ale nie ma w nim nic zaskakującego.
- Otóż nie, mamy dwa osobne - zagłębiam się bardziej do środka pokoju i czuję się trochę źle z powodu, że Dream jak to stwierdził będzie moim tragarzem i będzie wszędzie za mną nosił moje rzeczy. Ale cóż sam chciał nie zmuszałem go do tego.
- Żarty sobie robisz? - gwałtownie się obracam i unoszę brwi.
- Nie, czemu miałbym? - patrzy na mnie niezrozumiale dopóki nie pokazuje mu o co mi chodzi. Mianowicie chodzi mi o to, że na stole kuchennym leżą goździki w wazonie. I tak są ładne, ale nie po tym jak każdy kwiat mnie prześladuje.
- Nie wiem o co ci chodzi. Każdy mógł zostawić te kwiaty tutaj, nawet osoby sprzątające tutaj - chciałbym mu wierzyć ale widzę, że coś ukrywa. Dowiem się za wszelką cenę co to.

Purpurowe wino || DNFOnde histórias criam vida. Descubra agora