rozdział 19

499 35 1
                                    


Po niecałym tygodniu, w końcu George może opuścić szpital. Przez cały jego pobyt Clay nie opuszczał go nawet na krok, przez co nawet sam Nick nie był w stanie nic zdziałać. Praca blondyna została trochę zaniedbana, przez co pieniądze jakie mógł zarobić poszły na stratę. Ale czy on się tym przejmował? Oczywiście, że nie, zdrowie jego ukochanego było ważniejsze, a pieniędzy i tak ma na tyle dużo, że wystarczy mu do końca życia. Pomagając swojemu chłopakowi zabrać swoje rzeczy wychodzą ze szpitala lekko podenerwowani. Czemu podenerwowani? Może dlatego, że lekarze w tym szpitalu są jacyś ułomni i zamiast wypisać Georga dwa dni temu zrobili to dopiero dzisiaj. Chyba najbardziej zdenerwowany był sam blondyn, któremu plany zostały pokrzyżowane. Nie były to jakieś nie wiadomo jakie plany, głównie chodziło o to żeby zabrać gdzieś samego bruneta. Chciał się nim nacieszyć póki miał czas, a poza tym musi omówić z nim jeszcze sprawę terapeuty.
- George - słońce, które grzało ich w plecy lekko otumaniało bruneta, przecież jeszcze niedawno siedział w tym ponurym szpitalu.
- O co chodzi? - Odwraca się w jego kierunku, żeby dowiedzieć się więcej szczegółów ale zamiast tego wstrzymuje oddech, jego chłopak jest naprawdę ładny.
- Wiesz, że tego nie chce ale nawet lekarz, który zajmował się tobą sam mi to zalecił.
- Możesz przejść do rzeczy? - irytuje się, nie lubi gdy ktoś owija w bawełnę.
- Musisz zapisać się do jakiegoś psychiatry, wiesz, że zawsze będę cię wspierać - spodziewał się tego, wiedział, że kiedyś będzie musiał to zrobić.
- Dobrze, dla ciebie - nie spodziewał się takiej odpowiedzi, myślał, że będzie musiał ciągnąć go tam na siłę.
- Czy mogę cię do kogoś zapisać? - pyta niepewnie. Ma takiego jednego znajomego, który z pewnością dobrze zajmie się Georgem.
- Jeśli uważasz, że jest to dla mnie dobre - łapie go za rękę jednak nie na długo bo w końcu dochodzą do parkingu.
- Dobrze załatwię to, chcesz może pojechać teraz na lody? A na później mam dla ciebie niespodziankę - wrzuca niepotrzebny bagaż do bagażnika a sami po chwili siadają do środka samochodu.
- Co to za niespodzianka?
- Nie mogę ci powiedzieć, ale jedyne co powinieneś wiedzieć to to, że jest to związane z wodą. Tyle ci chyba wystarczy jak na razie.

- To jakie chciałbyś lody? - wchodząc do lodziarni George zostaje oczywiście wpuszczony jako pierwszy a tuż za nim idzie blondyn, który stara się nie opuszczać go nawet na krok. Gdy podchodzą do kasy brunet od razu przykleja się do szyby, za którą znajdują się lody.
- Pistacjowe albo nie słony karmel albo nie, czekaj… za dużo tego - uważnie przeskakuje wzrokiem od jednego pojemnika z lodami na drugie i tak co chwilę, za dużo tych wszystkich smaków.
- Mogę ci wziąć dwie gałki jeśli chcesz.
- No dobrze to weź mi te truskawkowe i miętę z czekoladą - chłopak całuje mnie w czoło i odsyła do stolika, przy którym mam na niego poczekać.
- Proszę - podaje mi moje lody i siada przede mną. Słyszałem, że to naprawdę dobra lodziarnia, nie świadczą o tym tylko i wyłącznie ceny ale i ludzie, których jest tu naprawdę dużo.
- Czy w końcu dowiem się co będziemy robić dalej? - co najmniej połowa naszych lodów już zniknęła a z nimi ludzie, którzy co chwilę wchodzą i wychodzą robiąc przy tym małe zamieszanie.
- Nie jeszcze nie - zbywa mnie patrząc na jakąś blondynkę.
- EJ! Na kogo ty się patrzysz! - blondyn się tylko uśmiecha pokazując mi ją wzrokiem, w chwilę zrozumiałem. Miała pół dupy na wierzchu!
- Spokojnie przecież wiesz, że takie obrazki mnie nie interesują, no chyba, że twoje - drugą część zdania dodał znacznie ciszej, tak żebym tylko ja mógł usłyszeć.
- To se jeszcze poczekasz - odwracam się od niego, ale nie ze względu na to, że się obraziłem, po prostu jestem na pewno cały czerwony od zawstydzenia, a klimatyzacja jest tuż za mną. 

- Mogę już otworzyć oczy? Niewygodnie mi - jedziemy już gdzieś tak dobre dwadzieścia minut, więc nie wiem czy jest to specjalnie żeby zgubić moją orientację w terenie czy po prostu gdzieś tak długa trzeba tu jechać.
- W zasadzie to już możesz - wraz z jego słowami otwieram oczy i patrzę za szybę, różowo-żółty horyzont zderza się razem z taflą szerokiego morza, które nie wygląda jakby miało się gdzieś skończyć, brzeg, który jest zasłaniany przez palmy i przeróżne krzaki zderza się z kamieniami przy brzegu, a parasole wbite w piasek przesuwają się razem z prędkością samochodu.
- Plaża? Zabrałeś mnie na plażę?! - krzyczę pełen radości.
- No tak myślałem, że ci się spodoba - mówi zmieszany.
- Ale mi się podoba! Tu jest cudownie, chciałbym stać już na jednym z tych kamieni - mój wzrok nie ląduje już nigdzie indziej niż za szybę wpatrując się we wszystko co mnie otacza.

- Clay! Możesz się pospieszyć!? - ciepły piasek na grzany przez słońce, które niestety już zachodzi skłania niektórych ludzi do tego żeby w końcu opuścić plaże po całym dniu opalania, ale nie nas. Tak naprawdę to dopiero przyszliśmy więc czemu mielibyśmy już ją opuszczać?
- No już idę! - podśmiewuje się idąc w moim kierunku ze średniej wielkości koszykiem, w sumie nie dziwię się, że nie może wytrzymać ze śmiechu, ale ten dzień zrobił się dla mnie naprawdę ważny.
- Masz jakiś koc? Możemy go rozłożyć przy brzegu.
- Oczywiście, że mam, spodziewałem się tego - podaje mi średniej wielkości czerwony koc, który staranie rozkładam obok dużej skały.
- Czemu tak stoisz? Daj mi ten koszyk i siadaj obok mnie - zgodnie z poleceniem dostaje koszyk, odkładam go na skałę, z której zrobiłem taki jakby stolik, a chłopak siada obok mnie.
- Tak się zastanawiam, czy żałujesz tej poimprezowej nocy ze mną? - kładę swoją głowę na jego bark i oglądam jak fale uderzają we wszystko co napotkają po drodze.
- Nie, znaczy na początku bardzo, ale z czasem zrozumiałem, że musiało się tak stać. To właśnie tej nocy pierwszy raz coś do ciebie poczułem. Tłumiłem te uczucia dopóki nie zabrałeś mnie na dach, i to właśnie tam zrozumiałem, że ta noc była nam potrzebna. A ty? Żałujesz?
- Po tamtej nocy, gdy dowiedziałem się co się stało od ledwo przytomnego Nick'a, myślałem, że się załamie. Spodziewałem się, że nie będziesz chciał mnie znać a moje szanse u ciebie są zerowe, ale jednak myliłem się - całuje mnie w czoło przyciągając trochę bliżej - Tak bardzo cieszę się, że cię mam, a jeszcze bardziej dlatego, że możesz w końcu usłyszeć ode mnie takie słowa. Kocham cię - uścisk jego dłoni sprawia, że czuje się kochany, chodź tak jest nawet bez tego.
- Też cię kocham, chodź nie zawsze może się tak wydawać.

- Proszę - w moje ręce zostaje mi wręczona czerwona róża, z której wszystkie kolce zostały wyciągnięte.
- Co mam z nią zrobić? - moje wszystkie pytania zostają przerwane, gdy blondyn ciągnie mnie za rękę w stronę morza.
- Wyrzuć ją tu, wiem, że może wydaje się to dziwne, że daje ci róże a później każe ją wyrzucić, ale to będzie takie nasze uczczenie miłości - w sumie nie pomyślałem w ten sposób, wydaje się to naprawdę fajny sposób na wyrażenie uczuć. Wrzucając jedną jedyną róże do morza będzie sobie tam pływać dopóki ktoś jej nie wyłowi albo nie utonie. To tak jak ludzie, jeśli ktoś nie zauważy cię pośród tylu miliardów ludzi, utoniesz. Fale odbijają się na tyle mocno od skał, że woda, która pryska na różne strony, pruska też na nas. Róża zostaje upuszczona przez mnie, a prąd wodny ciągnie ją coraz to bardziej w głąb.

Purpurowe wino || DNFDove le storie prendono vita. Scoprilo ora