rozdział 14

641 50 39
                                    


Minął tydzień od kiedy jesteśmy w Paryżu, a jedyne co zrobiłem to wyszedłem dwa razy na spacer i byłam kilka razy w restauracji testując nowe smaki. Za to blondyna prawie, że nigdy nie ma. Jedynie kiedy się widzimy to dosłownie pięć minut przed tym kiedy pójdziemy spać. Czuję się oszukany, bo myślałem, że naprawdę się do czegoś tutaj przydam, jak było mi mówione. Niechętnie zwlekam się z łóżka i kieruje się do naszej wspólnej kuchni. Gdy już chce otworzyć lodówkę i wyciągnąć z niej rzeczy na śniadanie, kartka, która niedbale wisi na niej przyciąga moją uwagę. Ściągam ją z magnesu, który dotychczas ją podtrzymywał i uważnie ją czytam.

Naprawdę jestem w szoku, że do tego czasu nie skapnąłem się kim jestem. Ale dzisiaj się to zmieni, jeśli chcesz wiedzieć kim jestem przyjdź na dach tego hotelu o godzinie dwudziestej.

                                                                        ~ :)

Od razu zerkam na zegarek, który wisi tuż za mną. Jest dopiero siedemnasta, tak szczerze myślałem, że jest trochę wcześniejsza niż siedemnasta, ale trudno. Nie wiem też czy iść na to spotkanie, z jednej strony bardzo chciałbym wiedzieć kim jest ta osoba, ale z drugiej boje się, że może okazać się jakimś pedofilem. Ale już trudno, ciekawość zawsze była moim słabym punktem. Tylko w co mam się ubrać? Pomyślę nad tym później teraz muszę coś zjeść bo chyba umrę z głodu.

Może to? Nie, to jest złe. Od co najmniej dziesięciu minut stoję przed szafą, którą dzielę na pół z blondynem. To też jest brzydkie. Oh, w takim tempie to się jeszcze spóźnię niż wybiorę w co się ubrać. W ogóle czemu ja się tak staram? Nie wiem kim jest ta osoba, a i tak chcę zrobić na niej dobre wrażenie.

Na końcu i tak kończę z czarną parą dżinsów i bordową koszulką. Jest dziesięć minut przed dwudziestą, a ja nadal nie mogę pojąć tego, że wybranie tego ubrania zajęło mi aż tyle. Szybko wchodzę jeszcze w prognozę pogody na telefonie i sprawdzam czy nie będę potrzebować czegoś na wierzch. Raczej nie, zapowiadają dwadzieścia dwa stopnie, czyli nie powinienem zamarznąć. Chwytam złotą kartę od naszego pokoju i szybkim krokiem wychodzę z niego zamykając go.

Winda, która jedzie strasznie wolno. Czas, który leci strasznie szybko. I ja z milionem myśli w głowie. Jest to naprawdę dziwne uczucie, być zaproszonym przez zupełnie obcą ci osobę na dach hotelu, w którym obecnie się znajdujesz. Już nawet nie zagłębiając się w to, skąd wie gdzie obecnie jestem. Winda, która się otwiera i wpuszczą mnie do środka zatrzymuje na chwilę mój mały i cichy świat, w którym jestem tylko ja.

Winda ponownie się otwiera, a z niej niepewnie wychodzę ja. Uczucie niepokoju na chwilę znika, za to zastępuje je inne. Stres. Cały dach, a bardziej taras widokowy jest obwieszony w lampkach, a stolik na środku zaczyna wyglądać bardzo interesująco. Obrus w kolorze śnieżnobiałej chmury jest równo wyprasowany a każdy jego bok zwisa równo. Róże w odcieniu głębokiego błękity razem ze świecami komponują się idealnie, a purpurowe wino dodaje temu elegancji. Jednak to nie wszystko, wieża Eiffla, która jest naprzeciwko mnie jest jeszcze bardziej oszałamiająca, a światła, które ją oświetlają wyglądają tak kojąco.

Siadam na jednym z krzeseł przy stoliku i zatapiam się w marzeniach. Może to nie był zły pomysł tu przyjść. Ale gdzie jest ta osoba, dla której się tu zjawiłem? 

Nagle do moich uszu dochodzi cichy dźwięk pianina, a zza rogu wychodzi jakąś postać. Przez chwilę wstrzymuje oddech i zastanawiam się kim jest, kojarzę skądś tą sylwetkę, ale jedyne co mi teraz przychodzi do głowy to pustka. Gdy osoba jest już znacznie bliżej dopiero teraz orientuje się ktoś to jest. A mianowicie jest to Dream. Moje oczy na chwilę się rozszerzają, a ciało bardziej wciska się w krzesło. Czy to nie było oczywiste? Te wszystkie spojrzenia w moją stronę, jego uśmiech gdy mnie widział i co najważniejsze ulgi w pracy jakie mi dawał. Podchodzi do mnie bliżej, tak, że stoi teraz przede mną i patrzy mi w oczy. Nic nie mówi, wpatruje się tylko i wyłącznie we mnie zaczarowany, a zza pleców wyciąga jedną samotną czerwoną różę. Jest to tak cudowne uczucie, gdy stado motyli przepływa ci w żołądku. Niepewnie przyjmuje kwiat i przypominam sobie o tych wszystkich bukietach kwiatów jakie dostałem. W każdym kolorze, w każdym rodzaju i kształcie. Czy to coś oznaczało? Jeszcze nie wiem.
- Tak się cieszę, że przyszedłeś. Bałem się, że tego nie zrobisz - siada po drugiej stronie stołu i szczerze się do mnie uśmiecha.
- Czemu miałbym tego nie zrobić? - marszczę brwi, ale mały uśmiech wkrada mi się na twarz.
- Nie wiem, mogłeś uznać mnie za jakiegoś pedofila czy coś - wzrusza ramionami, a po cichu się śmieje przypominając sobie co mydłem wcześniej.
- Tak naprawdę to cię za niego uznałem, ale i tak stwierdziłem, że przyjdę - blondyn przewraca na to oczami, ale nie wygląda jakby go to ruszyło.
- Ważne, że przyszedłeś załamałbym się chyba jakbyś tego nie zrobił - oglądam róże z każdej strony i jestem w stanie przysiąc, że jest po prostu idealna.
- A tak właściwie, po co mnie tu zaprosiłeś? - patrzę na niego niezrozumiale, a on jedynie się śmieje.
- Oj George, jesteś naprawdę głupi - teraz to mam ochotę go zabić, ale i tak bym tego nie zrobił bo wydaje się naprawdę fajny.
- Nie rozumiem o co ci chodzi.
- Dowiesz się w swoim czasie - muzyka zmienia się na trochę szybszą przez to moje uczucia co do tego spotkania stają się mieszane.

- Na co masz ochotę? - patrzę na niego niezrozumiale, gdy podaje mi jakąś czarną książkę, która okazuje się menu.
- Co? Ale ja ty tu? - niestety nie było dane mi dokończyć, przez kelnera, który do nas podszedł.
- Wybierz sobie co chcesz. Na mój koszt - otwieram na chwilę buzię z zaskoczenia jednak po chwili ogarniam się i wracam do swojej karty.

- Dobrze, w takim razie ja bym poprosił sałatkę cezar - mówię odkładając menu na stół.
- A ja wezmę carry - kelner kiwa na to głową i odchodzi w nieznaną mi stronę.
- Nalać ci wina? - to zdanie jakby budzi mnie z jakiegoś transu.
- Jeśli chcesz to nalej - odpowiadam i wracam do wpatrywania się w wieże. Jedyne co teraz słyszę to dźwięk otwieranego wina i szybkich samochodów na ulicy. Może wydawać się to oklepane, ale przysięgam, że rzadko kto ma taką możliwość. Jeszcze te kilka miesięcy temu nie przypuszczałbym, że znajdę się w tym miejscu, a to wszystko przez tego jednego upierdliwego blondyna.
- Podoba ci się tutaj? - odwracam się w jego kierunku i lekko zamieram. Od kiedy on jest taki ładny? Jego włosy opadają mu na twarz, przez co lekko się denerwuje ale nie daje tego po sobie zobaczyć, a ciemno żółte światła oświetlają jego twarz.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - nawet nie wiesz jak.
- Zawsze chciałem zabrać tutaj wyjątkową osobę. Ale dopiero teraz nadarzyła mi się taka okazja - czuję jak moje policzki zrobiły się lekko czerwone, ale on chyba tego nie dostrzegł bo cały czas wpatruje mi się tylko i wyłącznie w oczy. A może i to zobaczył tylko tego nie pokazuje?
- Ale czemu akurat mnie? Przecież nie różnie się niczym od zwykłego przechodnia z ulicy - biorę łyk wina, które wlał mi blondyn, i wow jest naprawdę dobre.
- Widzisz George, wszystko co tu widzisz organizowałem przez dobry tydzień jak nie dłużej. I sam nie wierzę, że to mówię ale i nawet sam Nick mi w tym pomagał. Ale było warto, dla ciebie.
- Czemu się tak dla mnie postarałeś? Wystarczyło zabrać mnie do zwykłej restauracji - trochę tego nie rozumiem. Naprawdę wystarczyło mnie zabrać do zwykłej restauracji i po sprawie.
- Ale czy w zwykłej restauracji mógłbym zrobić tak? - podchodzi bliżej mnie i ciągnie mnie za rękę żebym wstał.
- Co masz na myśli? - stoimy teraz bardzo blisko siebie, wręcz przytulając się. Blondyn nic nie odpowiada, tylko i wyłącznie patrzy mi w oczy i szuka jakby odpowiedzi? Przybliża się jeszcze bliżej i łączy nasze usta w długim i cudownie uroczym pocałunku. Gdy odsuwamy się od siebie czuję się tak strasznie dziwnie, ale w tym dobrym znaczeniu. Stado, a może bardziej jakąś sekta motyli przelatuje mi przez żołądek, a wszystko staje się jakby piękniejsze.
- To miałem na myśli. George ja już tak dłużej nie mogę, tak kocham cię. I będę cię kochał nawet jeśli ty tego nie odwzajemnisz, i jestem w stanie poczekać nawet do zasranej śmierci, żebyś też mnie pokochał - przyznam nie spodziewałem się tego.
- Nie spodziewałem się takiego wyznania. Przyznam, że bardzo mnie tym zaskoczyłeś.
- Czyli nic do mnie nie czujesz? - mówi smutno.
- Nie po prostu… - chwytam jego twarz w moje palce i przybliżam go trochę bliżej siebie. Patrzymy sobie chwilę w oczy, żeby znowu połączyć nasze usta. Światła na wieży za nami zaczynają w tym momencie migotać, co na pewno musi wyglądać cudownie.
- Wydaje mi się, że również coś do ciebie czuję - mówię po chwili, a w jego oczach zapalają się jakby takie iskierki nadziei.
- Zostaniesz moim chłopakiem? - szeroki uśmiech wkrada mi się na twarz, a serce trzepocze na to pytanie.
- Oczywiście, że tak! - przytulamy się do siebie, nasze ciała są mocno owinięte razem. Pasują do siebie idealnie.

Purpurowe wino || DNFWhere stories live. Discover now