rozdział 15

640 46 4
                                    


- George, George! Kochanie wstawaj - kołdra, która jeszcze niedawno dawała mi ciepło i chroniła przed całym złem tego świata zostaje ze mnie brutalnie zerwana, a moje oczy gwałtownie się otwierają.
- Ehm? Nie - owijam się teraz w prześcieradło i przekręcam na drugi bok.
- No okej, sam zjem - odchodzi na chwilę na bok, żeby zmusić mnie do wstania, co o dziwo mu wychodzi.
- Co to to nie - szybko wygrzebuje się z łóżka i biegnę szybko do kuchni zobaczyć co przygotował blondyn.
- Ale tu nic nie ma. Kiedy to zjadłeś? - pytam pretensjonalnym tonem.
- Ale ja jeszcze tego nie zrobiłem - śmieje się, gdy mi rzednie mina.
- To na chuj mnie budzisz? - szybko do niego podchodzę i wyrywam mu z rąk moją kołdrę.
- Ale… - nie daje mu dokończyć ponieważ z powrotem kładę się na łóżko i owijam kołdrą. 
- A zresztą - macha ręką i wraca do kuchni.

Gdy z kuchni wydobywa się cudowny zapach świeżo smażonego jedzenia szybko wygrzebuje się z łóżka i kieruje się w stronę blondyna, który trzyma w dłoniach dwa talerze z ładnie ozdobnymi omletami. Szybko kradnę mu jeden z nich i uciekam do stołu.
- Ej! Oddawaj ten talerz - podchodzi obok mnie i próbuje wyrwać mi talerz z rąk.
- Nie! Przecież masz swój - pokazuje palcem na jego talerz i przez chwilę jego nieuwagi odchodzę ze swoim talerzem trochę dalej.
- No tak, ale chcę coś w zamian, za to śniadanie - patrzy na mnie podstępnie, gdy ja zastanawiam się nad tą ofertą.
- A co byś chciał? - mrużę oczy i przyglądam mu się.
- Całusa - czuję jak mały rumieniec ogarnia moją twarz, to wydaje się naprawdę urocze.
- Niech ci będzie - mówię niewzruszony i podchodzę w jego kierunku. Gdy chcę dać mu całusa w policzek on szybko odwraca głowę, a nasze usta łączą się w słodkim pocałunku.
- Zadowolony? - pytam po chwili.
- Nawet nie wiesz jak - szeroki uśmiech opanowuje jego twarz. 

- Widziałeś to? - mówi do mnie zza telefonu, lekko w niego stukając.
- Co miałem widzieć? Spałem - pytam urywając wzrok z mojego talerza.
- Zdjęcie jak całujemy się z widokiem na wieżę Eiffla - Mówi a moje serce na chwilę zatrzymuje się. Ktoś nas widział? I co teraz?
- Pokaż - mówię trochę załamanym głosem. Gdy przed moimi oczami pojawia się artykuł, w którym wszystko dokładnie jest opisane moje oczy zwracają tylko i wyłącznie uwagę na jedno zdanie.

Czy to możliwe, że Clayton Anders najbardziej łamiący serca innym kobietą mężczyzna znalazł sobie kogoś? W dodatku nie wygląda ona na kobietę - to był głównie nagłówek tego całego cyrku wywołanego przez jedno zdjęcie.

- Nie jesteś zły? - pytam nie patrząc już w końcu na ten głupi artykuł.
- Nie, bo to ja mam u boku kogoś kogo kocham - łapie mnie za rękę i przejeżdża po nim kciukiem  tak jakby była to próba pocieszenia mnie. Zadziałało.
- Ale jak oni się dowiedzieli?
- Tego nie wiem, ale spodziewałem się tego, wcześniej czy później

- Pamiętaj żeby się spakować, dzisiaj wylatujemy - spoglądam na niego i jedyne co dostrzegam to jego zielone tęczówki. Czy one muszą tak hipnotyzować?
- Musimy już wracać? Tu jest tak fajnie - błagam go, jednak po jego minie wnioskuję, że to nie zadziała.
- Niestety, ale musimy już wracać. Praca czeka - trochę smutnieje przez co blondyn się trochę niepokoi.
- Ale hej! Za kilka dni będzie lipiec i możemy znowu gdzieś polecieć - szeroki uśmiech ogarnia moją twarz na tę propozycję.
- To jest wspaniały pomysł.
- Tym razem będziesz mógł wybrać miejsce, w które polecimy. Oczywiście jeśli chcesz - mówi uśmiechając się.
- Jasne - już nawet mam pomysł gdzie możemy polecieć.

Zwykła półpełna walizką ciągnie się za mną po kafelkach paryskiego lotniska, a obok mnie blondyn, który trzyma mnie za rękę i jak on to ujął gdy się go zapytałem czemu trzyma mnie tak mocno uznał, że chroni mnie przed całym złem i przed nie zgubieniem mnie. Na początku zacząłem się z tego śmiać, bo myślałem, że jest to najzwyczajniej w świecie żart, ale gdy on się nawet nie uśmiechnął uznałem, że to jednak na serio. Wtedy naprawdę zrobiło mi się miło, a motyle w moim brzuchu uaktywniły się.
- George, chodź bo się jeszcze spóźnimy - zostaje trochę brutalnie pociągnięty do przodu, ale od razu doganiam jego tempa i już wszystko jest okej.
- Okej, okej - idziemy prosto aż do bramek, przy których oddajemy nasze bagaże i wchodzimy prosto na pokład samolotu. Gdy odnajdujemy nasze miejsca, okazuje się, że po raz kolejny mam miejsce przy oknie. Oczywiście nie zamierzam narzekać z tego powodu, wręcz się cieszę. Zielonooki ma miejsce obok mnie, więc wszystko jest jeszcze lepsze. Siadamy obok siebie i jedyne co teraz robimy to wygodnie się rozsiadamy i czekamy na start samolotu.

Gdy mamy już lądować przebudzam się i okazuje się, że prze prawie cały lot ja i blondyn leżeliśmy na sobie przytulając się, nawet teraz to robimy, pomimo że nie jest to najwygodniejsza pozycja.
Przez to, że lekko się podniosłem budzę tym niestety blondyna, który za to przyciąga mnie bliżej.
- Clay, proszę cię - odsuwam go lekko od siebie ale to na nic.
- Pozwól mi się tobą nacieszyć. Nie wiem jak długo mogę cię mieć przy sobie - no tak…wymiana. Czyli Niki miała rację, jednak nie będę chciał wyjeżdżać.
Nie odzywam się już, po prostu cieszę się tą jakże krótka chwilą spokoju. Gdy samolot ląduje wszyscy zaczynają panicznie szybko zbierać swoje rzeczy, jakby miały im zaraz zniknąć prosto z rąk. Ja w zasadzie nie wziąłem nic oprócz walizki. Nie wiem czy to było dobre rozwiązanie bo w sumie napiłbym się teraz czegoś a już nie opłaca mi się nic kupować.

Wysiadając z pokładu samolotu blondyn łapie mnie za rękę i powoli schodzimy w dół po schodkach. Pogoda jest nawet dosyć ładna, oczywiście jeśli ktoś lubi deszcz i mocny wiatr. Mi jakoś to za bardzo nie przeszkadza. Od czasu do czasu też błyska, co wygląda naprawdę ładnie.

- Odwieźć cię do domu? - głos dobiegający obok mnie budzi jakby z transu.
- Jakbyś mógł - odpowiadam kierując się po swoją rzecz.
- Oczywiście, że mogę. Ale najpierw będę chciał pójść coś załatwić - zabiera swoją walizkę z taśmy i po chwili także moją.
- Mam iść z tobą?
- Jeśli chcesz to chodź - kierujemy się w stronę wyjścia, przy którym z tego co się dowiedziałem ktoś ma stać. I rzeczywiście ktoś tam jest, ale nie byle kto. Przy drzwiach stoi Nick, który szeroko się uśmiecha i pokazuje coś do Dreama, a ten odpowiada tak samo.
- Niewierze! Naprawdę! - przysięgam, że na pewno usłyszało go całe lotnisko.
- Boże ciszej - ochrzania go - Nie mogłeś zadzwonić i się zapytać?
- A uwierz, że nie mogłem, bo z tego stresu telefon wpadł mi do kibla i się zalał - no przyznam to akurat mnie rozśmieszyło i z tego co widzę nie tylko mnie.
- Ale ty jesteś debilny.
- Czy ja w końcu mogę dowiedzieć się o co chodzi? - wreszcie pytam.
- O to czy jesteście razem. Nawet nie wiesz jak mi truł życie swoimi monologami, że go nie pokochasz i tak dalej.
- Naprawdę? - odwracam głowę w stronę chłopaka i widzę jak lekki rumieniec atakuje mu twarz.
- No tak jakby - powiedział to tak cicho, że dziwię się, że to usłyszałem.

Purpurowe wino || DNFWhere stories live. Discover now