rozdział 12

612 49 60
                                    


Idąc ciasnym krzywym chodnikiem w kierunku domu mojego szefa przeglądam maila, którego dostałem polecanie sprawdzać co jakiś czas w celach zarobkowych. Nie robiłem tego nigdy wcześniej, bo byłem święcie przekonany, że to nie należy do mnie, ale po krótkim wykładzie blondyna, który lekko się na mnie wydarł zrozumiałem, że muszę to robić żeby jak on to nazwał "miał już wszystko gotowe dla niego". Nie zamierzałem się z nim kłócić, to on jest szefem to ja mam go słuchać, nie on mnie. Wchodzę w pierwszą lepszą wiadomość i czytam ją dokładnie, a przynajmniej miałem taki zamiar jakby nie to, że wpadam na kogoś, a telefon wylatuje mi z rąk i upada na krzywy beton. Patrzę trochę wyżej i widzę jakiegoś mężczyznę trochę wyższego ode mnie. Jego włosy są w kolorze brązowym jak i oczy. Czuję się zmieszany tym zajściem, dlatego też schylam się po mój telefon żeby go podnieść, jednak tamten mnie wyprzedza i podaje mi go do rąk.
- Proszę bardzo - ostrożnie biorę go od niego i niepewnie dziękuję, gdy chcę już odejść zatrzymuje mnie jego głos.
- Jestem Connor, a ty - matko jaki ten gość jest natrętny. Obracam się w jego kierunku, a sztuczny uśmiech wkrada się na moją twarz.
- George, mogę już iść? Śpiesz się - moja mina od razu poważnieje, a głos staje się chłodny.
- Tylko wtedy gdy podasz mi swój numer telefonu - chyba nikt nigdy mnie tak nie denerwował jak ten człowiek.
- Nie, naprawdę się spieszę - szybkim krokiem odchodzę od niego, tak naprawdę to można powiedzieć, że wręcz biegnę żeby być jak najdalej od niego.

Gdy docieram do miejsca docelowego rozglądam się dookoła, stoi tu tylko jeden dom. Wszędzie są kwiaty, dosłownie jest tu tak pięknie i kolorowo, przez co zastanawiam się czy to na pewno tutaj. Sprawdzam ponownie adres, który dostałem i wychodzi na to, że to tu. Otwieram dosyć wysoką zieloną furtkę i idę prostu ułożoną kostką brukową aż pod same drzwi. Po drodze mijam ogródek z pięknymi różami w każdym kolorze. Czy to nie jakieś zrządzenie losu? Przecież prawie, że codziennie dostaje nowe kwiaty, a założę się, że nikomu by się nie chciało szukać tylu kwiatów w różnych kwiaciarniach, plus do tego widzę, że niektóre róże są gdzie nie gdzie poobcinane i to dosyć niedawno. A co jeśli on to komuś sprzedaje? Muszę o to wypytać.

Gdy docieram prosto pod drzwi pukam w nie żeby po chwili zostać wpuszczonym do środka przez blondyna. Od razu na wejściu zderzam się z piękną falą zapachów, ciężko jest mi określić dokładnie co czuje, ale jakbym miał zgadywać to pewnie byłaby to wata cukrowa z wanilią. Ściany są pomalowane w kolorze jasnej szarości, a meble są czarne. Wszystko wygląda schludnie i czysto, a po całym domu są porozrzucane kwiaty różnego rodzaju w doniczkach.
- Dlaczego się spóźniłeś? Nie mamy za dużo czasu - głos blondyna dochodzący zza moich pleców budząc mnie z pewnego rodzaju euforii, którą stworzył mój mózg.
- Wybacz, po drodze zostałem lekko potrącony i zagadany. Do tego mój telefon przestał przez to działać i nie miałem jak cię o tym poinformować - na twarzy chłopaka zagaszcza jakby zmartwienie? Wygląda jakby naprawdę się tym zmartwił.
- Oh, no dobrze. Zacznijmy zanim nie będzie za późno - idziemy prosto po schodach na górę aż nie docieramy do jego "mini" biura. Wszędzie walają się różnego rodzaju papiery, długopisy, teczki i wszystko co biurowe.
- Proszę - blondyn podaje mi białą teczkę, która na pewno jest wypelnieniona przeróżnymi dokumentami, przy, których spędzimy dobre kilka godzin.

Po trzech godzinach ciężkiej pracy i braku odpoczynku kończyny wszystko to co zaczęliśmy i zadowoleni schodzi na dół do kuchni. Gdy woda na herbatę się gotuje postanawiam, że to jest dobry czas żeby poruszyć temat róż w jego ogródku.
- Nie spodziewałem się, że jesteś aż takim maniakiem na punkcie kwiatów. A szczególnie tych pięknych róż w twoim ogródku - kubek z owocowa herbatą ląduje przede mną, a sam blondyn siada naprzeciwko mnie.
- Wiesz szukałem sobie kiedyś jakiegoś zajęcia, które zajmie mój czas i tak jakoś padło na ogrodnictwo, a jeśli chodzi o róże to pielęgnacja ich zawsze zajmuje mi najwięcej czasu. Wszystko musi być perfekcyjnie - upijam łyk swojego napoju i zastanawiam się jak ułożyć słowa żeby nie wyszło, że jestem zbyt ciekawy.
- Widziałem, że niektóre róże są poobcinane, sprzedajesz je komuś? - chyba mi nie wyszło, ale to nie ważne bo jestem w stanie przysiąc, że na jego twarzy pojawił się przez chwilę jakby strach?
- Nie, jest taka pewna osoba, która dostaje co jakiś czas ode mnie właśnie te róże. Tylko niestety ona nie wie, że to ode mnie - w sumie nawet żałuję, że nie jestem tą osobą. Na pewno musi to być super uczucie dostawać od takiej osoby kwiaty.

Purpurowe wino || DNFWhere stories live. Discover now