1

505 13 4
                                    

Z miejsca w którym stałam rozciągał się idealny widok na całą osadę. Mieszczący się w tych przeklętych górach jeden z Illyrskich obozów nie był szczególnie duży. Kilkanaście domów zbudowanych z kamienia i drewna, skład broni, studnia, kilka zagród ze zwierzętami i oczywiście plac treningowy znajdujący się na samym środku osady. Nie było tu żadnego sklepu ani gospody w której można by odpocząć po długiej podróży lub chociaż zjeść ciepły posiłek. Szczerze dziwiłam się, że ktoś w ogóle chce tutaj mieszkać. Nie chodziło o skromność tego miejsca, ale o panujące tutaj warunki. Co prawda nie było jeszcze śniegu, ale delikatny mróz szczypał w uszy, a porywy wiatru, które nie ustawały ani za dnia ani nocą bez problemu mogły zamienić kogoś w słup lodu. W dodatku to była dopiero jesień. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać jak zimno musiało się tutaj robić kiedy nadchodzi zima. Oby wtedy mnie już tutaj nie było.

Nie wiedziałam zbyt dużo o Illyrach, ale kilka rzeczy zapadło mi w pamięci. Byli świetnymi wojownikami, awanturnikami i do bólu dumnym z siebie gatunkiem. Na kocioł, marnie kończył ten co odważył się powiedzieć o nich złe słowo. Nawet niewinny żart na ich temat mógł skończyć się pojedynkiem i rychłą lub jeżeli żartujący nie miał szczęścia długą i bolesną śmiercią. Kolejną rzeczą, którą odnotowałam był fakt, że mężczyźni byli bardzo zaborczy i zacofani. Nie trudno było dostrzec jaki podział ról tutaj panował. Kobiety zajmowały się dziećmi, praniem, gotowaniem i doglądaniem zwierząt. W tym czasie mężczyźni polowali lub wyciskali z siebie siódme poty na placu treningowym lub poza nim. Dla nich każde miejsce było dobre aby napiąć muskuły, a trzeba przyznać, że było co napinać. Większość z mężczyzn wyglądała jakby była wyrzeźbiona z kamienia, a promienie słońca pięknie odbijały się ze spływającego po nich potu. Od samego patrzenia robiło mi się cieplej. Jednak to wszystko nikło wobec ich okrucieństwa. Jakby samo sprowadzanie kobiet do ról służących im nie wystarczyło, ci musieli jeszcze je okaleczać. Zupełnie nie rozumiałam celu podcinania skrzydeł, nie rozumiałam i nie chciałam zrozumieć. To było barbarzyństwo, inaczej tego nazwać nie mogę. Oczywiście książę zabronił tego procederu, ale tutaj na samym końcu świata, gdzie nie docierało niemal nic jego słowa średnio się liczyły. Ci bardziej tradycyjni ojcowie gdy tylko wyczuwali pierwszą krew u swoich córek zabierali je na plac i na oczach wszystkich okaleczali na całe życie.

Cieszyłam się, że nie dorastałam w takim miejscu, chociaż mój dom również był daleki od ideału. Cieszyłam się, że nie mam skrzydeł, które ktoś mógłby mi podciąć chociaż były inne rzeczy, które zostały mi odebrane. Cieszyłam się z faktu, że nie byłam wychowywana przez jednego z nich, chociaż moi ludzie byli równie okrutni. Co jak co, ale widząc co się tutaj dzieje stałam się za to bardzo wdzięczna. Jednak nie na tyle wdzięczna bym zapomniała o swoich planach. Obietnica, którą złożyłam sobie i matce już niedługo miała się wypełnić. Już za kilka dni odbędzie się tutaj uroczystość na którą przybędzie sam książę i jego ludzie w tym mój ojciec. Mocniej ścisnęłam sztylet - już niedługo. 

*************************************************

Pierwsza część już jest i to trochę szybciej niż przewidywałam (tak na zachętę) :-) 

Dajcie znać co sądzicie. 


Złamana przysięgaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora