45

127 8 3
                                    

Cassian

Stepy to jedno z najbardziej ponurych i opuszczonych miejsc na Dworze Nocy. O dziwo pomimo lepszych warunków pogodowych zamieszkuje je niewielu Illyrów. Dlaczego moi przodkowie woleli pokryte śniegiem górskie szczyty od płaskich, cieplejszych terenów? Jak wszystko co ma związek z Illyrami chodziło o bitwy i wojny. Dla kogoś kto nie ma skrzydeł mogłoby być to niezrozumiałe, ale mój lud postrzegał to inaczej. Znacznie łatwiej jest obronić górski szczyt niż równinę, zwłaszcza jeżeli ma się skrzydła. Po co wznosić mury i budować fortecę jeżeli natura może to załatwić za nas. 

Kiedy tylko Azriel powiedział nam, że cienie odnalazły Sunnevę moje skrzydła aż rwały się aby mnie do niej zabrać. Musiałem użyć całej swojej woli aby nie podrywać się w powietrze, przecież istniał łatwiejszy i szybszy sposób aby się do niej dostać. 

Stepy pokrywały rozległy obszar i znalezienie tam kogoś graniczyło niemal z cudem. Jednak cienie były w stanie wskazać bardzo konkretną lokalizację. Rhys przeniósł nas tan w ciągu kilku sekund. 

Kiedy stanąłem na wysuszonej, gołej ziemi odruchowo chwyciłem za miecz. Sunneva była gdzieś niedaleko, ale to oznaczało, że Morke też gdzieś się kręci. 

- Powinni być tam - mówi Azriel i wskazuje konkretne miejsce

Wytężam wzrok, ale nic nie widzę.

- Dlaczego nie przeniosłeś nas bezpośrednio do nich? - pytam Rhysa nieco zły

- Lepiej ich otoczyć, nie wiadomo co Morke planuje - odpowiada 

Racjonalne, ale z mojego punktu widzenia to niepotrzebne opóźnienie. Będąc tak blisko Sunnevy nie myślę o czyhającym niebezpieczeństwie. 

- Mor i Az zostaną na ziemi - decyduje Rhys - Cass, ty i ja ukryjemy się w chmurach. Najważniejsze to zapewnić Sunnevie bezpieczeństwo. Kto ją zobaczy łapie ją i zabiera jak najdalej od jej dziadka. 

- Morke jest mój - mówię głosem nieznoszącym sprzeciwu - Za to co zrobił obiorę go żywcem ze skóry. 

- Dostaniesz swoją szansę - obiecuje Rhys - Do dzieła. 

Wbija się w powietrze, podążam za nim. Azriel otacza się cieniami i bezszelestnie przemieszcza w wyznaczonym kierunku, Mor jest zaraz za nim. 

Nie rób niczego czego później byś żałował mówi w mojej głowie Rhys

Co masz na myśli?

Nie pozwól aby Sunneva zobaczyła "tą" twoją stronę, jeszcze nie teraz i na pewno nie z jej powodu. 

Morke zginie.

Tak, ale w odpowiedni sposób.

Wiem co ma na myśli. Rhys wiedział co we mnie siedzi, co siedzi w każdym z nas. Do czego jesteśmy w stanie się posunąć kiedy ktoś grozi naszym bliskim. Wiedział już co potrafię zrobić w szale. Widział jak zabijam własnego ojca za to co robił mojej matce, jak ją wykorzystał a potem porzucił. 

Morke zasłużył na to samo. Jednak Sunneva nie zasłużyła aby na to patrzyć. Nie powinna widzieć jak bezlitośnie zabijam. Rhys miał rację, jeszcze nie teraz. Mogłaby tego nie zrozumieć, mogłaby się mnie zacząć bać. 

Szybujemy wśród chmur i wypatrujemy ich na dole. Wokół oprócz Azriela i Mor nie ma żywej duszy.

Nagle jednak coś dostrzegam. W oddali na ziemi leży Sunneva. Ma zamknięte oczy i się nie rusza. 

Nie myśląc lecę w jej stronę.

- Cass to może być pułapka - woła Rhys, ale go ignoruję, ostatnio często to robię. 

Jestem coraz bliżej. Jestem na tyle blisko by dostrzec, że oddycha, kamień spada mi z sera. Moja córka żyje, nic innego już się dla mnie nie liczy.

Opadam u jej boku i delikatnie podnoszę jej drobne ciałko z ziemi.

- Sunneva, moja mała - mówię i odgarniam jej włosy z twarzy - Odezwij się.

Dziewczyna powoli otwiera oczy, ale się nie rusza. Patrzy na mnie bez żadnych emocji. 

- Sunneva jesteś ranna? Czy on coś ci zrobił? 

Rozglądam się dookoła, ale Morke zniknął. 

Az i Mor są niedaleko, Rhys jest prawie u mojego boku. Do ozu cisną mi się łzy szczęścia. To koniec, moja córka jest bezpieczna. Morke może i zniknął, ale nie ucieknie, sprawiedliwość go odnajdzie prędzej czy później. 

Ponowie przenoszę wzrok na moją córkę. 

W tym samym momencie chłody metal przebija moje serce. 


Złamana przysięgaजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें