31

134 8 0
                                    

Cassian 

- Czy ty własnie oskarżasz moją córkę o zabicie tej kobiety? - pytam z niedowierzaniem Rhysa 

- Nikogo jeszcze o nic nie oskarżam, ale musisz przyznać, że to wszystko wygląda bardzo podejrzanie - odpowiada Rhys przeczesując ręką włosy - Cass wiem, że będziesz bronił swojej córki, ale popatrz jak to wszystko się prezentuje. Trudno mi uwierzyć, że to tylko zbieg okoliczności. Zniknięcie Sunnevy, śmierć tej kobiety to nie jest przypadek. Wszystko układa się w logiczną całość. 

- To chyba musisz mówić jaśniej bo ja jakoś tej "całości" nie dostrzegam - mówię

Rhys wzdycha i spogląda na Azriela. Ten tylko kręci głową i rzuca mi współczujące spojrzenie. 

- Wszyscy wiemy, ty najlepiej, że spotkanie Sunnevy i jej babki nie przebiegło w najlepszej atmosferze. Dziewczyna miała do niej ogromny żal, całkiem słuszny co prawda....

- Ona tego nie zrobiła - przerywam mu - Nie byłaby do tego zdolna.

- I tutaj się mylisz - wtrąca się Amrena. Kobieta wchodzi do chatki i z obojętnością spogląda na martwą kobietę. Splata ręce na klatce piersiowej i przenosi wzrok na mnie - Ostrzegałam was, ale nikt mnie nie słuchał. Mówisz, że dziewczyna nie byłaby do tego zdolna, mam ci przypomnieć, że ciebie też chciała zabić i zrobiłaby to gdybyś jej nie powstrzymał. Widocznie uznała, że ona będzie łatwiejszym celem. Spójrzcie prawdzie w oczy co my tak naprawdę o niej wiemy, zupełnie nic. Mieszkała i zadawała się nie wiadomo z kim. Jedyne co jest pewne to, to że pałała nienawiścią do wszystkich którzy byli odpowiedzialni za śmierć jej matki. Zrozumiała, że nie da rady zabić ciebie więc wymierzyła sprawiedliwość na kimś innym. 

- Ostrzegam Amreno, jeszcze jedno słowo - krzyczę do niej

-I co zrobisz? Otwórz oczy Cassianie, oszukała cię, wykorzystała. 

Rozkładam nieco skrzydła i robię krok w stronę kobiety. Nie obchodzi mnie czy ma rację, nie interesują mnie jej argumenty, miarka się przebrała, powiedziała o kilka słów za dużo. Do akcji wkraczają Rhys i Azriel. 

Azriel łapie mnie od tyłu i przytrzymuje w miejscu. Rhys natomiast staje mi na drodze i kładzie spokojnie rękę na moim ramieniu.

- Dość, żadnej walki, na kocioł jesteśmy rodziną. A ty - zwraca się do Amreny - te słowa były niepotrzebne, idź stąd. 

- Wiesz, że mam rację - mówi mu kobieta, ale posłusznie wychodzi.

Zostajemy we tróję, Mor zerka na nas z zewnątrz, ale nie wchodzi do środka. Kiedy Amrena ją mija Mor rzuca jej chłodne spojrzenie. 

- Rhys, ja w to nie wierzę - mówię cicho - To nie może być prawda. 

- Wszystko na to wskazuje. Jak inaczej wytłumaczysz ten sztylet, nie ma drugiego takiego. 

Spuszczam głowę i chowam twarz w rękach. 

- Sunneva miała powód by chcieć jej śmierci. 

- Myślałem, że chciała zacząć nowe życie, że zapomniała o przeszłości. 

- Widocznie ta była zbyt bolesna aby to zrobić - mówi Azriel i widząc, że się uspokajam uwalnia mnie ze swojego uścisku. 

Nie mogę w to uwierzyć, moja mała dziewczynka, ta dzielna istotka która tak niespodziewanie pojawiła się w moim życiu, jak mogła zrobić coś takiego? Sam nie byłem święty. Wielokrotnie wymierzałem sprawiedliwość czasem na granicy z prawem. Jednak świadomość, że moja córka również wybrała taką drogę mnie szokował. 

- Powinniśmy ją odnaleźć  - mówi Rhys - Zgodnie z prawem powinna odpowiedzieć za swoje czyny, ale w tym przypadku....może moglibyśmy uznać, że nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Nikt poza nami nie wie do kogo należał ten sztylet, nikt niczego nie widział. Oficjalnie będziemy szukać winnego, ale sprawa zostanie szybko zamknięta. 

Z uwagą przyglądam się mojemu bratu. Wiem jak bardzo trudno jest mu wypowiadać te słowa. Kiedy Rhys został księciem obiecał przestrzegać praw tego dworu i bronić jego mieszkańców za wszelką cenę. Zawsze kierował się sprawiedliwością i nikogo nie traktował z taryfą ulgową. Dla mnie kiedyś zrobił wyjątek, teraz chciał go zrobić dla mojej córki. 

- Dziękuję - mówię tylko

- Az, trzeba odnaleźć jej rodzinę, jeżeli jakąś miała, zasługują aby ją opłakać i pochować.

- Ja się tym zajmę - mówię szybko - Zabiorę jej ciało do wioski w której kiedyś mieszkała. 

- Jesteś pewien, że dasz radę? - pyta z niepokojem Rhys 

- Tak, jestem pewny 

Rhys kiwa głową i wychodzi z chatki, chwilę za nim wychodzi Az. 

Zostaję sam.

Klękam obok ciała kobiety i nakrywam je białą tkaniną. 

- Córeczko, mam nadzieję, że wiesz co robisz. 



Złamana przysięgaWhere stories live. Discover now