11

219 12 2
                                    

Cassian

Delikatnie kładę nieprzytomną dziewczynę na łóżko. Wybrałem dla niej największy i najokazalszy wolny pokój w Domu Wiatru. Zupełnie jakbym chciał tym sposobem zadośćuczynić jej cierpieniom. Przez chwilę myślałem o tym aby zanieść ją do mojego pokoju. Uznałem jednak, że kiedy się obudzi i będzie gotowa na rozmowę lepiej będzie ją przeprowadzić na w miarę neutralnym gruncie. Jeżeli neutralnym gruntem można nazwać dom znajdujący się wysoko nad ziemią z którego nie ma możliwości ucieczki, nie licząc dziesięciu tysięcy stopni, których na pewno nie będzie w stanie pokonać. O tym nie pomyślałem. Co jeżeli się obudzi i poczuje się uwięziona? Co jeżeli niepotrzebnie się przestraszy, że zamierzamy ją tutaj uwięzić? Nie chcę aby się bała. 

Opadam na znajdujący się przy łóżku fotel. Skupiam swój wzrok na jej twarzy. Pogrążona w śnie wydaje się być taka spokojna. Zniknął z niej strach, zniknęła nienawiść. Zaczynam liczyć jej oddechy. Oddycha miarowo i spokojnie. Nie straciła przytomności z powodu bólu, to jej umysł po prostu nie był w stanie więcej znieść. To była jego ucieczka. 

Nachylam się w jej stronę i drżącymi palcami muskam ją po twarzy. Ma delikatną skórę, pod którą bez problemu wyczuwam kości policzkowe. Może taka jej uroda, dziewczyna jest drobna i niewysoka, ale zauważam sterczące kości również na dłoniach i ramionach. Jest chuda. Stanowczo za chuda. Musiało brakować jej jedzenia. 

Odrywam palce od jej twarzy i zaciskam rękę w pięść. Zamykam na chwilę oczy aby się uspokoić. Ponownie narasta we mnie złość. Złość na samego siebie, na głupiego, nieodpowiedzialnego bękarta, który doprowadził do tego, że jego córka chodziła po tym świecie głodna. Córka, to słowo nadal było dla mnie obce. Co więcej nie zasługiwałem na to, aby nazywać ją moja córką. 

- Cassian - z zamyślenia wyrywa mnie głos Rhysa.

Podnoszę wzrok w jego stronę. Mój brat stoi w drzwiach, a obok niego dostrzegam uzdrowicielkę. Kobieta ściska w dłoni niewielki tobołek. Zapewne ma w nim leki i zioła. 

- Witaj - pozdrawiam ją po czym wskazuję na nieprzytomna dziewczynę - Proszę zajmij się nią.

Uzdrowicielka podchodzi do łóżka i zaczyna przyglądać się ranom dziewczyny. Odwija założony przez moich braci opatrunek i smaruje rany jakąś maścią. Kiedy kończy mierzy puls dziewczyny i szuka innych obrażeń. Na chwile kładzie swoje ręce na jej lewym barku.

- Zwichnięty - mówi cicho i przystępuje do uleczania 

Z moich ust wydobywa się jęk. 

- Może na chwilę wyjdziemy, Madja dobrze się nią zajmie - proponuje Rhys

Wiem o tym, ale nie potrafię się zmusić do tego by odstąpić od jej boku. Nie mogę ponownie jej opuścić. 

- Tylko na chwilę - nalega 

Daję się przekonać. Z ciężkim sercem wychodzę z pokoju rzucając ostatnie spojrzenie na moją córkę. 

- Chcesz o tym porozmawiać? - pyta mnie brat kiedy wychodzimy na korytarz

- Nie wiem co miałbym ci powiedzieć, zdaje się, że wiesz więcej ode mnie - mówię mu 

- Nie zaprzeczę, ale miałem na myśli to co ty teraz czujesz. Cass widzę, że cierpisz, ale musisz sobie wybaczyć, tylko w ten sposób będziesz mógł ruszyć do przodu. 

- Wybaczyć - kpię jego słów - Czy ty potrafiłbyś sobie wybaczyć, gdybyś zawiódł własne dziecko? 

- Nie wiedziałeś - przypomina mi Rhys 

- A powonieniem - krzyczę - Powinienem wiedzieć, być przy niej, chronić ją i kochać, a co zamiast tego zrobiłem, zawiodłem ją, jej matkę również.

Rhys porusza się niespokojnie, czuję, że zaraz dowiem się czegoś jeszcze gorszego.

- Liczyłem lata, zastanawiałem się kto może być jej matką. W tamtym okresie miałem kilka kochanek, nie mogę mieć pewności. Jak byłeś w jej umyśle, widziałeś ją, widziałeś jej matkę? 

Rhys ze smutkiem kiwa głową. 

- Pokaż mi ją 

Rhys spełnia moją prośbę i w mojej głowie ukazuje się obraz uśmiechniętej kobiety.

- Astrid - mówię, tak ma na imię kobieta którą teraz widzę, ze wstydem uzmysławiam sobie, że ledwo ją pamiętam - Gdzie ona teraz jest? 

- Ona nie żyje Cass - informuje mnie Rhys 

- Jak? 

- To nie jest najlepsza chwila

- Jak umarła? - dopytuję 

Mój brat wyciąga rękę by położyć mi ją na ramieniu w współczującym geście. Ja jednak odtrącam ją, nie zasługuję na współczucie. 

- Jak? 

- Zabili ją - mówi Rhys - Kiedy jej ojciec odkrył, że jest w ciąży wypędził ją z miasta. Zamieszkała w pobliskim lesie i tam wychowywała córkę. Kiedy mała miała prawie siedem lat wróciła razem z nią do miasta. Jej ojciec ją zauważył zaciągnął na środek placu i wbił nóż w brzuch. 

- Dlaczego, dlaczego wróciła? - nie rozumiem co nią kierowało, musiała wiedzieć, że podpisuje na siebie wyrok śmierci. 

- Wróciła dla ciebie. 

- Co? - pytam zaskoczony

- Myślała, że tam będziesz - Rhys robi przerwę jakby zastanawiał się czy powinien mówić mi więcej. Po chwili jednak przełamuje się i kończy historię - Obiecałeś jej, że spotkasz się z nią ponownie za siedem lat, siedem miesięcy i siedem dni. Poszła tam bo sądziła, że będziesz na nią czekał. 

Nie czekałem. 

Złamana przysięgaWhere stories live. Discover now