12

234 9 1
                                    

Przeszłość - oczami Cassiana cz. I

Wojna nas prawie zniszczyła. Każdy z dworów ucierpiał na swój sposób. Wygraliśmy, ale za jaką cenę? Tylu dobrych ludzi straciło życie, tyle wspaniałych budynków zostało zniszczonych. To były lata pełne cierpienia i bólu. 

Jak przystało na żołnierza z Dworu Nocy walczyłem z wrogiem do upadłego. Stałem w pierwszych szeregach i zadawałem nieprzyjacielowi pierwsze ciosy. Nie okazywałem współczucia ani łaski, nie mogłem sobie pozwolić na słabość. I chociaż  nieraz patrząc w przerażone oczy moich przeciwników odczuwałem coś w rodzaju współczucia to ręka nigdy mi nie zadrżała, mój miecz zawsze dosięgał celu. Po moich pierwszych bitwach wymiotowałem w ukryciu, ale kolejnego dnia ponownie wyruszałem aby zabijać. I tak przez całe lata. 

Teraz zapanował pokój, podpisano traktat i to zakończyło wojnę. Jednak nie ja jeden zdawałem sobie sprawę, że nic nie trwa wiecznie, i że bestia czająca się za naszymi granicami kiedyś ponownie zaatakuje. 

Rhys był podobnego zdania. Chyba jako jedyny z książąt nie dał się nabrać na gładkie słówka dawnego nieprzyjaciela. Był czujny, cały czas był czujny i myślał o przyszłości.

Właśnie ta myśl wysłała mnie tu dzisiaj. Już od dłuższego czasu dowiedziałem każde miasto na Dworze Nocy aby zwerbować przyszłych, potencjalnych żołnierzy. Mężczyzn, którzy byli dostatecznie silni by móc w razie potrzeby bronić naszych ziem. 

Nie było to łatwe zadanie. Wielu sądziło, że kolejna wojna nie nadejdzie. Zatracili się w trwającym pokoju i nie dopuszczali do siebie myśli, że to może się kiedyś zakończyć. Nie winiłem ich za to, każdy wiele wycierpiał, każdy kogoś stracił. Bali się co było oczywiste, ale ja musiałem wykonać swoje zadanie.

Tego dnia przybyłem do małego miasta mieszczącego się na wschodzie dworu. Liczyłem, że znajdę tutaj kilku potencjalnych rekrutów. Słyszałem, że mieszkający tu fae byli odważni i wierni tradycjom. 

Pierwsze kroki skierowałem w stronę domu zarządcy miasta. Już kilka dni temu został on poinformowany o moim planowanym przybyciu i miał wstępnie wybrać kilku ochotników do szkolenia. Oczywiście ostatnie słowo należało do mnie. To ja decydowałem kto nadawał się do obycia ćwiczeń pod okiem najlepszych wojowników. 

Zapukałem w ciężkie drewniane drzwi. Po chwili usłyszałem kroki po ich drugiej stronie. Były zbyt lekkie by mogły należeć do mężczyzny, nie myliłem się. Drzwi otwiera mi śliczna, młoda fae o długich lśniących włosach i okrągłych zielonych oczach. Na chwilę zapominam po co tutaj jestem. 

- Dzień dobry - wita mnie grzecznie, patrzy na mnie czekając na odpowiedź, ja natomiast chyba zaczynam się ślinić - W czym mogę pomóc? 

Przypominam sobie jak formułować zdania.

- Jestem generał Cassian, szukam zarządcy. 

- Taty nie ma w domu, wezwały go pilne sprawy, ale uprzedził, że pan przybędzie. zapraszam do środka.

Otwiera szerzej drzwi i robi mi miejsce abym mógł wejść. Mam okazję zobaczyć ja w całej okazałości. Ma zgrabną figurę i biust za który można byłoby zabić. 

- Coś do picia? A może miałby pan ochotę coś zjeść? - wydaje się zupełnie nieświadoma jakie wrażenie na nie zrobiła 

- Nie dziękuję - odpowiadam patrząc jej w oczy - I proszę mów mi po imieniu, Cassian.

Na jej policzkach pojawia się delikatny rumieniec, który tylko dodaje jej uroku. 

- Astrid - mówi szybko i wskazuje mi miejsce przy stole 

- Kiedy wraca twój ojciec Astrid? - pytam wymawiając jej imię, które smakuję niczym czekoladę.

- Powinien być lada chwila, na pewno nie mogę panu...tobie nic podać?  

- Nie trzeba, twoja obecność jest wystarczająca. Przy twojej urodzie blednie nawet blask szlachetnych kamieni - mówię zalotnie przyciszając głos, jesteśmy tutaj sami? Nikogo innego nie wyczuwam. Tylko ona, tylko jej piękny zapach. 

Astrid uśmiecha się nerwowo i zakłada włosy za swoje szpiczaste ucho. Chyba nigdy nikt nie prawił jej komplementów. Cieszę się, że mogę być pierwszym, który to robi. 

Siadam przy stole i obserwuje jak dziewczyna zajmuje się sprzątaniem w mojej ocenie nieskazitelnej kuchni. Co jakiś czas dostrzegam, że rzuca w moim kierunku ukradkowe spojrzenia. Kiedy udaje mi się je złapać uśmiecham się do niej i puszczam oczko. Astrid rumieni się jeszcze bardziej i nawet cicho śmieje pod nosem. Dobrze wiedzieć, że ja również się jej spodobałem. 

Już mam się do niej odezwać kiedy do domu wchodzi rosły mężczyzna. Astrid przerywa swoje zajęcie i nerwowo pocierając swoje dłonie pochodzi do mężczyzny.

- Tato przybył generał Cassian - informuje go wskazując na mnie 

Wstaję z krzesła, a mężczyzna mierzy mnie uważnym spojrzeniem. 

- Widzę - mówi oschle - Dlaczego nie podałaś mu nic do jedzenia, czy tak się wita gości? 

Astrid spuszcza głowę zawstydzona.

- Proponowała - mówię nie mogąc znieść widoku jej smutnej twarzy -  odmówiłem. 

- Ach tak, dobrze - jej ojciec wydaje się uspokojony - Nie traćmy więc czasu, pokażę ci kandydatów. 

Nie czekając na moją odpowiedź wychodzi z domu. Astrid przytrzymuje drzwi, kiedy ją mijam łapię ja za rękę.

- Spotkaj się ze mną dzisiaj po zachodzie słońca przy strumyku.

Nie mam możliwości aby zaczekać na jej odpowiedź, podążam za jej ojcem mając nadzieję, że przyjdzie na spotkanie. 






Złamana przysięgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz