33

135 9 1
                                    

Mężczyzna zamknął drzwi i pewnym krokiem zaczął schodzić ze schodów. Kierował się w moją stronę. 

Wściekłość przesłoniła mi oczy. Oto stał przede mną człowiek, który odebrał mi matkę. Nie zastanawiając się nad tym co robię poderwałam się z ziemi i z całym impetem wbiegłam w mężczyznę, a przynajmniej to chciałam zrobić. Kiedy jednak byłam już kilka centymetrów od niego chwycił mnie za ramiona i popchnął na ścianę. Uderzam o nią boleśnie, ale nie upadam na ziemię. Mężczyzna wybucha głośnym śmiechem. 

- Głupia - woła kiedy mija mu atak wesołości - Sądziłaś, że jesteś w stanie mi coś zrobić? Liczę sobie setki lat ptaszyno i większość z nich spędziłem na polach bitew lub placach treningowych. Pokonywałem najlepszych wojowników z całego Prythanu. Podczas wojny zabiłem tylu wrogów, że ich nie zliczę. Jak mogłaś pomyśleć, że masz ze mną jakiekolwiek szanse? Ty, takie nic w dodatku dziewczyna. 

- Zabiłeś moją mamę - krzyczę i ponownie się na niego rzucam. 

Ignoruję fakt, że to nie ma sensu, że nie jestem wstanie mu nic zrobić. Zapominam, że jest ode mnie o wiele większy i silniejszy, zapominam o jego słowach i przechwałkach. Nie zważam, że nie mam żadnej broni poza swoją wściekłością. 

Tym razem pozawala bym uderzyła w niego moim ciałem, a może po prostu nie spodziewał się kolejnego ataku. Napieram na niego mając nadzieję, że straci równowagę. Poleci do tyłu, a ja wykorzystam ten fakt i pobiegnę w stronę drzwi. Nie, nie w stronę drzwi. On tu jest, ten morderca, on musi mi zapłacić za to co zrobił. Chwycę go za gardło i nie puszę dopóki nie zobaczę jak ulatuje z niego życie. 

Mężczyzna chyba odczytuje moje plany. Może zobaczył jak mój wzrok wędruje w stronę jego szyi, ale nie mija sekunda kiedy to jego ręka odcina mi dopływ powietrza. 

W panice łapię go za ręce i ze wszystkich sił próbuje oderwać je od mojego gardła. Pcham, drapię, biję w nie pięściami, wszystko na nic. 

- Nie sięgaj do gardła przeciwnika jeżeli nasz krótsze ręce niż on - poucza mnie, jakby to co się działo było tylko zabawą, treningiem - Kiedy jesteś drobniejsza niż rywal trzymaj od niego odległość nie mniejszą niż jeden metr, no chyba że masz przy sobie ukrytą broń. 

Mówiąc to ściska mnie mocniej i bez wysiłku unosi do góry. Wisząc w powietrzu macham nogami. Walczę o każdy oddech. On w tym czasie przypatruje mi się z zaciekawieniem. 

- Waleczna bestia z ciebie ptaszyno - oznajmia z uznaniem - Może to krew twojego ojca daje o sobie znać. Illyrowie są znani ze swojej agresji i porywczości. Cassian może nie pochwala bezsensownego mordowania, ale jest w tym dobry. Widziałem go podczas wojny. Był wtedy młokosem, szarym żołnierzem, ale swoją techniką i umiejętnościami przewyższał wszystkich generałów. Wiesz, że darzyłem go szacunkiem. Zasługiwał na to aby go szanować, chociaż sam był bękartem, a przez swoich ludzi był traktowany niczym śmieć. Miał tylko jedną wadę, jedną słabość, kobiety. To było nawet zabawne, słuchać o wszystkich jego podbojach, zarówno tych na polach bitew jak i w sypialni. Jednak przestało mi być do śmiechu kiedy ten drań zhańbił moją córkę. 

Skąd on wie kto jest moim ojcem? Czyżby mama mu to powiedziała? 

- Wiem wile rzeczy - mówi jakby odczytywał moje myśli - Twoja matka nie pisnęła o nim słowem. Chciałem by wydała mi imię mężczyzny któremu oddała swoje dziewictwo. Obiecywałem jej, że pozwolę jej zostać, że jej uczynek zostanie jej wybaczony. Dziecko po urodzeniu oczywiście należało oddać, ale znalazłbym ci dobry dom, w końcu łączyła nas krew. Ona jednak milczała, nie chciała wydać swojego kochanka, wiedziała co zrobię kiedy go odnajdę. Wybrała jego, postawiła go ponad sobą, to jeszcze rozumiem, ale że poświęciła i ciebie, to jest już niepojęte. 

- Kochała mnie, byłam szczęśliwa - mówię z trudem, obraz rozmazuje mi się przed oczami z braku tlenu - Ty mi ją zabrałeś. 

- Twoja matka sprowadziła hańbę na naszą rodzinę. Zdradziła mnie, nasze wartości i prawa za co została wygnana, a potem miała czelność wrócić. Nie dała mi wyboru. Nie żałuję tego co zrobiłem. Wymierzyłem sprawiedliwość.

- Ty nic nie wiesz o sprawiedliwości ani o rodzinie - mówię 

- Nie pouczaj mnie - woła i potrząsa mną - Ja jedyny szanuję prawa i obowiązki, tylko ja nie pluję na tradycję i obyczaje. Najpierw zdradziła mnie twoja matka, potem moja własna żona. Uciekła ode mnie, złamała daną mi przed bogami przysięgę. Wybrała ciebie, a robiąc to wybrała śmierć.

- Ty ją zabiłeś? 

- Tak - odpowiada zimnym, wypranym z emocji głosem - Chciałem to zrobić już wcześniej, ale coś mówiło mi abym zaczekał. No i proszę, los wynagrodził moją cierpliwość. Ta zdradziecka żmija odnalazła twojego ojca, a kiedy dowiedziałem się, że jesteś z nim nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Wiedziałem, że to znak, znak, że postępuję słusznie, że sprawiedliwość musi zostać wymierzona. Moja córka i żona już zapłaciły za swoje grzechy, teraz czas na twojego ojca, a ty będziesz na to wszystko patrzyła. 

Złamana przysięgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz