36

131 8 0
                                    

Każdy dzień wygląda tak samo. Wczesnym rankiem, a przynajmniej tak mi się wydaje ponieważ nie ma tutaj zegara i nie dociera prawie żadne światło dostaję skromne śniadanie na które składa się kromka chleba, masło, plaster wędliny i kubek zimnej herbaty. Mężczyzna podaje mi je bez słowa po czym wychodzi zostawiając mnie samą na długie godziny. 

Zdążyłam już przetrząsnąć każdy zakamarek mojego więzienia. Nie znalazłam tutaj żadnej broni, żadnego wyjścia. Zniszczyłam kilka znajdujących się tutaj mebli. Niewielkie krzesło i regał na książki były tak stare, że drewno z którego zostały wykonane pękało pod siłą moich uderzeń. Odrywałam deski, a następnie uderzałam nimi w ściany. Szybko jednak zrozumiałam, że jest to bezcelowe. Spróchniałe drewno nie da rady przebić kamienia. Uparcie jednak uderzałam nim o ścinę w nadziei, że ta chociaż lekko pęknie lub ktoś usłyszy hałas i mi pomoże. Wszystko na nic. 

Kiedy opadałam z sił zamykałam oczy i wyobrażałam sobie, że jestem w domu w lesie. Widziałam moje łózko, kilka zabawek, uśmiechniętą mamę. Czasem obraz się zmieniał, zamiast mamy widziałam Cassiana, widziałam Dom Wiatru i jego innych mieszkańców. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że odnalazłam miejsce w którym naprawdę czułam się bezpieczna. Dom Wiatru stał się moją bezpieczną przystanią, a Cassian, Cassian kimś naprawdę bliskim. 

Chociaż bardzo staram się nie płakać łzy napływają mi do oczu. Straciłam to wszystko przez swoją własną głupotę i upartość. Zniszczyłam sobie życie ponieważ pozwoliłam by gniew i nieufność przejęły nade mną kontrolę. 

Osuwam się na ziemię i zakrywam twarz rękami. Gdybym mogła cofnąć czas wiele rzeczy zrobiłabym inaczej. Przede wszystkim byłabym szczera, pozwoliłabym aby Cassian poznał wszystkie kłębiące się we mnie uczucia, nie tylko te okruchy które mu dawałam. Nie uciekłabym od niego i nie prosiła o przestrzeń, której tan naprawdę nie potrzebowałam. To strach kazał mi trzymać się z daleka od tego co potencjalnie mogło mnie zranić, a on mógł to zrobić. Cassian mógł mnie zranić. Nie fizycznie lecz psychicznie. Mógł odrzucić moje obolałe, nienauczone zaufania serce i doszczętnie je rozbić. Miał taką władzę ponieważ w moim sercu pojawiło się dla niego miejsce. Nie tylko jako opiekuna i kogoś kto pojawiał się w moim życiu, ale jako dla mojego ojca. On jednak nigdy by się do tego nie posunął. Zaopiekowałby się moim sercem z należytym szacunkiem i nigdy nie pozwoliłby abym poczuła się zraniona lub niechciana. Teraz to wiedziałam. Tylko dlaczego uświadomiłam sobie to tak cholernie późno? Dlaczego uświadamiam sobie to dopiero kiedy siedzę zamknięta w piwnicy z której nie ma ucieczki? 

Pogrążona w zamyśleniu tracę poczucie czasu. Dopiero dźwięk ponownie otwieranych drzwi przywraca mnie do rzeczywistości. 

- Ale tu bałagan, zobacz co narobiłaś? - mężczyzna, mój dziadek kopie jedną z desek - Chciałaś rozbić nimi ścianę? 

Z jego gardła wydobywa się stłumiony, szyderczy śmiech.

- Głupiutka jesteś, ale można było tego oczekiwać. 

- Czego chcesz? - pytam wkładając w moje słowa tyle nienawiści ile jestem w stanie. Ocieram policzki, aby nie zobaczył, że płakałam, nie dam mu tej satysfakcji. 

- Twój bękarci ojciec nie próżnuje - mówi - Najpierw zawitał do mojego domu, a teraz lata po okolicy. 

- Szuka mnie? - pytam 

- Najwidoczniej - odburkuje - Trzeba będzie się przenieść, jeszcze nie wszystko gotowe, nie może nas znaleźć przed czasem. 

- Co nie jest gotowe? Co chcesz zrobić? 

- Mówiłem, bękart zapłaci.

- Proszę nie rób mu krzywdy

- A ciebie co on obchodzi? O ile dobrze mi wiadomo jeszcze nie tak dawno sama chciałaś go zabić.

- Myliłam się - mówię i klękam przed nim - Proszę, to dobra osoba, daj mu żyć w spokoju.Ze mną zrób co chcesz, ale jego zostaw.  

- Wstawaj - żąda - Wyglądasz żałośnie.

Siłą stawia mnie na nogach i boleśnie łapie za ramiona. 

- Miałbym mu darować? Zapomnieć o hańbie, którą na mnie sprowadził? Nie, nie ma mowy. Za długo na to czekałem. Powinnaś być wdzięczna, że nie podzielisz jego losu. Powinnaś mi dziękować, że daję ci szansę. Tylko ja mogę uczynić z ciebie wartościową i porządną kobietę. Zobaczysz, za kilka lat będziesz mi za to wszystko dziękować. 

- Wolę umrzeć niż stać się twoją marionetką. 

Spluwam mu w twarz. 

Mężczyzna wyciera moją ślinę rękawem swojej koszuli. Kiedy to robi patrzy na mnie z jeszcze większym gniewem i wymierza mi policzek. Nie upadam tylko dlatego, że drugą ręką ciągle mnie trzyma. 

- Może jednak twoje życzenie się spełni. Jeżeli okażesz się przegraną sprawą to wkrótce dołączysz do swoich rodziców. Nie będę wiecznie trzymał pod swoim dachem niewychowanej dzikuski. 

Po tych słowach poszcza mnie i wychodzi zatrzaskują za sobą drzwi. 


Złamana przysięgaWhere stories live. Discover now