Felix Dies Nativitatis

3.8K 79 44
                                    

- Stresujesz się?- spytała siedząca obok mnie Lizy, podczas gdy mi jedna z kobiet wykonywała makijaż.

- Nie- odpowiedziałam krótko przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze.

Ciemne włosy miałam lekko pofalowane, rozpuszczone i założone za ucho. Usta pomalowane na głęboką czerwień, twarz mocno wykonturowaną, a oczy mocno podkreślone ciemnym cieniem. Sukienka, którą miałam na sobie nie różniła się kolorystycznie. Była czarna z czerwonymi fragmentami w bardzo staromodnym stylu. Wyglądałam mrocznie.

- Jesteś gotowa- powiedziała kobieta, która jeszcze przed chwilą pudrowała mi twarz na biało, chcąc rozjaśnić moją cerę, która naturalnie była bardzo blada.

- Dziękuje- powiedziałam uśmiechając się i wstając z krzesła. Spojrzałam na Lizy. Była zestresowana. Bardzo. Było to po niej widać. Bawiła się palcami, które po chwili brała do buzi i podgryzała.

Podeszłam do niej i położyłam swoją rękę na jej ramieniu.

- Lizy- powiedziałam spokojnym głosem uśmiechając się do dziewczyny- Nie stresuj się, jesteś świetna.

- Jasne- powiedziała z przekąsem- I mówi to najlepsza dziewczyna z grupy, której zawsze idzie świetnie. Co jeśli zapomnę tekstu? Albo tak się zestresuje, że mnie sparaliżuje i nie będę wstanie się wysłowić?

- Po pierwsze tak się nie stanie- zaczęłam- A po drugie nie nakręcaj się, bo to ci nic nie da, a pogarszasz tylko swoją sytuację takim gadaniem. Jestem pewna, że sobie poradzisz. Uwierz w siebie.

Ostatnim raz spojrzałam na dziewczynę i wyszłam z sali w której były nam robione charakteryzacje. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że tyle osób będzie zaangażowanych od strony backstage'u. Charakteryzatorki, stylistki, fryzjerzy... Ten spektakl jest bardziej oficjalny, niż mi się wydawało, nawet na widowni mają się pojawić dyrektorzy szkoły, burmistrz i reszta ważnych ludzi z tej części miasta.

Szłam krótkim korytarzem, po czym skręciłam w prawo, otworzyłam drzwi i weszłam na widownie, w której krzesła powoli zaczęły się zapełniać.

- Nessa!- spojrzałam w prawo. Ku moim oczom pojawiła się Elizabeth, która radośnie machała w moją stronę, a na mojej twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech.

- Dzień dobry- powiedziałam podchodząc do kobiety.

- Cześć kochanie- obdarowała mnie czułym objęciem- Świetnie wyglądasz! Trochę przerażająco, ale wciąż świetnie!

- Uznam to jako komplement- powiedziałam śmiejąc się.

- Zajęłam miejsce na samym przodzie, żeby wszystko dobrze widzieć- oznajmiła- Nawet zajęłam jeszcze dwa dodatkowe miejsca dla twoich rodziców, więc możesz im napisać.

- Nie potrzebnie- machnęłam ręką- Nie będzie ich, ale dziękuje.

- Nessa!- ktoś ostrym tonem krzyknął moje imię zza moich pleców na co od razu się odwróciłam. Zdenerwowany George stał za czerwoną kotarą cały blady jak ściana. Boże, dlaczego wszyscy są aż tak nerwowi? - Gdzie ty się szwendasz?! Za 10 minut zaczynamy!

- Muszę już iść- powiedziałam do stojącej obok mnie kobiety.

- Jasne leć- powiedziała- Powodzenia.

Uśmiechnęłam się i odwróciłam, po czym poczułam na tyłku lekkie kopnięcie, Zdezorientowana spojrzałam na Elizabeth, która uśmiechała się od ucha do ucha.

- No co? To na szczęście- oznajmiła siadając na swoim miejscu.

Zaśmiałam się pod nosem, po czym omijając zasłonią kotarę, która lada chwila miała zostać odsłonięta podeszłam do reszty osób, którzy albo powtarzali tekst z kartki, albo chodzili zestresowani w kółko.

Poisoned HeartsWhere stories live. Discover now