ROZDZIAŁ 2

4.4K 222 26
                                    

LAREINA

Nowy Jork okazał się zdecydowanie większy, niż sobie wyobrażałam. Tutaj czułam się jak mrówka. A do tego zdałam sobie sprawę, że zdecydowanie nie znoszę tłumów. Przekonałam się o tym, spoglądając na przechodniów stojących na światłach przed przejściem dla pieszych. Osoba obok osoby. Każdy tutaj naruszyła przestrzeń osobistą drugiej osoby. To było bardzo niekomfortowe.

Zdawałam sobie sprawę, że w Nowym Jorku mieszka bardzo dużo ludzi. Jednak nie aż tyle! To szaleństwo. Co ja sobie myślałam? Z małego miasteczka do jednego z największych miast w USA. Zaczynałam mieć obawy, że się tutaj nie odnajdę.

– Panikujesz – mruknęła Louisa, szturchając mnie ramieniem. Spojrzałam na nią znudzona, choć w środku mnie panował chaos.

– Nie, ja oszacowuje wszystkie plusy i minusy naszej przeprowadzki tutaj – odparłam, gdy taksówka zatrzymała się na parkingu kampusu.

– Czyli panikujesz. – Zaśmiała się, na co przewróciłam oczami.

– A pierdol się – wymamrotałam pod nosem, zanim wysiadłam.

Omiotłam wzrokiem wysoki budynek, w którym miałyśmy od dzisiaj mieszkać. A przynajmniej tak wynikało z mapki, którą dostałyśmy na maila wraz z kodem do pokoju. Byłam zdziwiona, że zamiast kluczy, drzwi są zamykane kodem. Modliłam się, aby go nie zapomnieć. Jednym plusem na ten moment było, że udało nam się ugadać, abyśmy miały razem pokój.

Wjechałyśmy na czwarte piętro, a następnie dotarłyśmy do odpowiednich drzwi. Louisa wpisała kod, a następnie nacisnęła klamkę. Naszym oczom ukazał się mały przedpokój, który prowadził do pokoju, w którym były dwa łóżka jednoosobowe, biurko, spora szafa. Znajdował się też tutaj niewielki aneks kuchenny.

– Jest... – Urwała, jakby szukała odpowiedniego słowa. – Przytulnie.

– Słowo, którego szukałaś to „ciasno" – zasugerowałam, odkładając torebkę, na łóżko po prawej stronie. Przyjaciółka uniosła oczy ku sufitowi, jakby szukała siły, aby mnie znieść.

– Nie prawda. – Upierała się przy swoim, a ja na nią spojrzałam nieprzekonana. – No może tu trochę ciasno – przyznała niechętnie, opadając tyłkiem na swoje łóżko.

– Jest tu tak ciasno jak sardynką w puszcze – burknęłam, rozglądając się po pokoju.

Mimo wszystko cieszyłam się, że udało nam się załatwić pokój w akademiku. Nie było nas stać na coś innego. Miałyśmy odłożone trochę pieniędzy, ale jak najprędzej musiałyśmy znaleźć obie prace. Kosz studiów nas zagiął. Udało nam się zaciągnąć kredy i od teraz musiałyśmy zacząć go spłacać. Znałam ryzyko podjęcia się tego zadania, ale jak mogłyśmy zrezygnować, skoro udało nam się tutaj dostać. Zapewne będziemy spłacać kredyt do końca życia, ale rozumiałam, że taka była cena możliwości studiowania w Nowym Jorku.

– Myślę, że powinnyśmy dzisiaj wyjść na miasto i świętować – powiedziała, siadając na łóżku naprzeciwko mnie.

– Myślę, że powinnyśmy zacząć szukać jakiejś pracy, jeśli chcemy jakoś tutaj przeżyć i nie popaść w długi. – Zwróciłam jej uwagę.

– Nie daj się prosić. – Złożyła dłonie w błagalnym geście. – Jesteśmy w pierdolonym Nowym Jorku! Poświętujemy, a potem będziemy zastanawiać się, jak mamy tutaj przeżyć.

– Nie przekonałaś mnie.

– Mam paść na kolana i cię błagać? – spytała zrezygnowana.

– Tak, to byłby ciekawy widok – mruknęłam, a przyjaciółka spojrzała na mnie wymownie, bo wiedziała, że żartuję. Miałam dosyć sarkastyczny charakter. – Dalej, spróbuj.

Dottore Italiano | La Mafia Italiana #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz