Rozdział 23

2.7K 207 39
                                    

Lareina

Od rana towarzyszyło mi uczucie spokoju. Co wydawało się tak obce i niepodobne do mnie. Nawet mieszkając z mamą, stres był nieodłączną częścią mojego życia. Zawsze było coś, co zaprzątało mi myśli. Od przeprowadzki do Nowego Jorku głównie martwiłam się finansami i studiami. A tej nocy mogłam ze spokojem zasnąć i niczym się nie przejmować. Vincenzo sprawił, że zapanowała cisza w mojej głowie. I przez moment owszem zmartwiła mnie ta zmiana stanu, ale zmusiłam się, aby o tym nie myśleć. Ufałam mężczyźnie i zdawało mi się, że nie zrobiłby niczego, co mogłoby mi zaszkodzić. Może byłam naiwna, bo wciąż za dużo o nim nie wiedziałam, ale wierzyłam w jego słowa, że z czasem odkryje przede mną wszystkie swoje karty.

Federice zgodnie z poleceniem Vincenzo odwiózł mnie pod akademik. Zanim wysiadłam, zapewnił mnie, że jeśli będę czegoś potrzebować, zawsze mogę się do niego odezwać. W odpowiedzi się do niego uśmiechnęłam. Zabrałam swoje rzeczy, po czym weszłam do budynku. Na korytarzach panowała kompletna cisza i nie spotkała ani jednej żywej duszy. Co z pewnością było związane z tym, że zaczął się weekend, a zeszłego wieczoru z pewnością większość studentów zabalowała i w tej chwili odsypiała.

Gdy weszłam na swoje piętro, zaczęłam w torbie szukać kluczy od pokoju akademickiego.

– Hej, przepraszam. – Zatrzymałam się, słysząc męski głos. Uniosłam wzrok z torebki na faceta, który zdecydowanie nie był studentem. Na profesora też mi nie wyglądał. Zmarszczyłam brwi, nie odrywając od niego spojrzenia, gdy swobodnym krokiem się do mnie zbliżył. – Nie chciałem cię przestraszyć – powiedział z przepraszającym wyrazem twarzy.

Spod zmarszczonych brwi, omiotłam go wzrokiem. Mógł być między dwudziestym piątym a trzydziestym rokiem życia. Był dosyć wysoki, a jego skóra była muśnięta słońcem. Szare oczy przyglądały mi się ze skruchą. Jasnobrązowe włosy były w nieładzie, jakby wiatr je roztrzepał.

– Nie przestraszyłeś – zaprzeczyłam, zaciskając mocniej palce na kluczach, które wyciągnęłam z torebki. – Jak już to zaskoczyłeś. Mogę ci jakoś pomóc?

– Właściwie to tak. – Wsunął dłonie do kieszeni czarnych dżinsów. – Mój brat tutaj studiuje i od tygodnia nie mam z nim kontaktu. Mamy dobry kontakt, więc cisza z jego strony mnie zmartwiła. Przyjechałem sprawdzić, co u niego, ale niestety wypadł mi z głowy numer jego pokoju.

– Nie znam tutaj wszystkich, ale jeśli mieszka w tej części akademika, mogę go kojarzyć. Jak się nazywa?

– George Williams.

Zastanowiłam się chwile, ale chyba nigdy to nazwisko nie obiło mi się o uszy. Pokręciłam głową, zaciskając usta.

– No nic, dam...

– Mogę spytać moich przyjaciół. Powinni być w pokoju – przerwałam mu, a on się uśmiechnął. – George Williams? – upewniłam się, bo z moją pamięcią różnie bywa. Przytaknął, gdy podeszłam do swoich drzwi. Pociągnęłam za klamkę, ale jak się spodziewałam, były zakluczone. Gdy miałam już wsadzić klucz do zamka, usłyszałam głos nieznajomego, co sprawiło, że się do niego odwróciłam. Zaskoczona zamknęłam oczy, gdy dmuchnął mi jakimś proszkiem prosto w twarz. – Co ty... – urwałam, nie wiedząc, co się dzieje. Zaczęło kręcić mi się w głowie, więc przytrzymałam się ręką o ścianę. Nieznajomy przyciągnął mnie do siebie.

– Teraz pójdziemy do mnie. – Nie sprzeciwiłam się. Moje ciało zgodnie współgrało z nim. Otulał mnie ramieniem z troską. Nie czułam strachu, czy oporu przed pójściem z nim. W drzwiach minęliśmy się z jednym ze studentów, który, aby na nas nie wpaść, uniósł wzrok znad komórki. Jego wzrok zatrzymał się o kilka sekund dłużej na mnie.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 02 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Dottore Italiano | La Mafia Italiana #3Where stories live. Discover now