ROZDZIAŁ 20

4.1K 270 14
                                    

LAREINA

Dzisiaj wstałam dobrą nogą. Od samego rana towarzyszyło mi podekscytowanie związane z tym, że dziś zobaczę Vincenzo. Z drugiej strony panikowałam. Nie mogłam zrozumieć, że sama myśl o nim wzbudzała we mnie tak silne uczucia. Przyjaciele mówili, abym żyła chwilą i czerpała z tej relacji jak najwięcej, ale co jeśli zbyt bardzo się zapędzę? Co jeśli się rozmyśli? Między nami była znacząca przepaść. Gdy on ma stałą, dobrze płatną pracę i dziecko, ja zastanawiam się, czy dobrze przygotowałam się na kolosa.

Opuściłam akademik i gdy już miałam skierować się na stację metra, moją uwagę zwrócił znajomy mężczyzna, wysiadający z czarnego mercedesa. Przystanęłam, obserwując, jak się do mnie zbliżał.

– Lareina, dobrze pamiętam? – spytał, obdarzając mnie przyjaznym uśmiechem.

– Tak – odpowiedziałam niepewnie. – W czym mogę pomóc? – Otuliłam się szczelniej płaszczem.

– Jestem Federico. Pracuję dla Vincenzo. Prosił mnie, abym bezpiecznie dowiózł cię do szpitala – wyjaśnił, a usta rozchyliły mi się w szoku. Przeskakiwałam wzrokiem pomiędzy mężczyzną a samochodem.

– To nie jest konieczne. Mogę pojechać metrem. – Wskazałam palcem w kierunku stacji, która znajdowała się nieopodal. Federico wyglądał na rozbawionego moim zachowaniem, ale nie w taki wredny sposób.

– Cóż, teraz możesz pojechać nieco wygodniejszym transportem – stwierdził, cofając się, aby następnie otworzyć drzwi od strony pasażera. Z ciężkim westchnieniem odpowiedziałam na niewerbalne zaproszenie i wsiadłam do pojazdu, uprzednio rozglądając się za ciekawskimi spojrzeniami. Na szczęście obyło się bez nich.

– To wszystko naprawdę jest niepotrzebne. Zapewne masz jakieś ważniejsze sprawy niż wożenie mnie – wymamrotałam, zerkając na jego prawy profil.

– Moją pracą, jest słuchanie jego pleceń, więc nie, nie miałem nic ważniejszego – przyznał z cichym śmiechem. Rodzice zawsze uczyli mnie, aby nie wsiadać z kimś obcym do samochodu, ale Federico nie sprawiał wrażenia, że chciałby mnie skrzywdzić. Mogło być to złudne, ale ufałam Vincenzo, a skoro Federico dla niego pracował, to chyba nie miałam, czego się obawiać.

– Długo dla niego pracujesz? – Zaciekawiłam się, gdy wyjechaliśmy z terenu kampusu.

– Jakoś od narodzin Antonelli – odparł, a ja zmarszczyłam brwi na obce imię. – Jego córki – dodał, widząc moje zmieszanie. Pokiwałam głową, bawiąc się nerwowo rękawem swetra. Nie ukrywałam skrępowania względem nowej dla nie sytuacji.

– To już długo. Chyba jest dobrym szefem. – Myślałam na głos. Doszedł do mnie jego cichy śmiech.

– Nie mogę narzekać, zwłaszcza gdy odwiedza go córka. Wtedy mam za zadanie zajmowanie się nią, a nie jest ona wymagająca.

Uśmiechnęłam się, wyglądając przez okno na ulice Nowego Jorku. Moje życie zdawało się snem, z którego się wybudzę. Małomiasteczkowa ja nigdy nie uwierzyłaby, że życie w wielkim mieście może tak na mnie wpłynąć. A teraz siedzę w aucie szefa mojego szefa, który jednocześnie jest moim opiekunem na praktykach. Jezusku, co się ze mną stało?

– Mogę ci coś powiedzieć? – spytał, na chwile oderwawszy wzrok od drogi, aby na mnie zerknąć. Pokiwałam niepewnie głową. – Vince jest też moim przyjacielem i chciałbym, abyś nie wysuwała pochopnych wniosków. Jest skrytym człowiekiem, ale chce być z tobą szczery. Nie rzuci na ciebie bomby informacji, ale możesz... – urwał, wzdychając. – Daj mu się wykazać. Cierpliwość popłaca, wierz. – Zdał się, na lekki drgniecie kącików ust ku górze.

Dottore Italiano | La Mafia Italiana #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz