Styczeń 1946

125 15 42
                                    

Mroźny styczniowy poranek w Krakowie. Nieprzejezdne ulice odśnieżane przez rzesze robotników. W mieście nie widać już tylu śladów wojny, no może oprócz wszechobecnej biedy i ubóstwa. Na ulicach gdzieniegdzie leży jeszcze poranna mgła. Ludzie próbują żyć normalnie, ale jak tego dokonać, gdy nie jest się pewnym swojej przyszłości? Kto to wie. Może jutro przyjdzie jakiś rosły żołnierzy i powie, że wszyscy mają się spakować, bo jadą na Sybir. A może w nocy ktoś podłoży ogień i już rano nikt nie wstanie żywy.

-Moje mieszkanie... - Polska zatrzymał się przed małą kamienicą. Budynek był w lepszym stanie niż jego węgierski odpowiednik. Jednak i on stracił swój przedwojenny blask. Czy cokolwiek jeszcze zachowało blask?

-Źle nie wygląda, opłacało się kupić kilka w całym kraju jak jeszcze kasę miałem - zaśmiał się pod nosem.

W klatce schodowej w cieniu stała jakaś postać. Nie był to żaden z jego sąsiadów.

-Czyżby jakiś znajomy z dawnych czasów? - zaczął sobie przypominać wszystkie znajome twarze.

-Dobry! - wykrzyknęła wychodząc z cienia. Była to Białoruś, a dokładniej Białoruska Socjalistyczna Republika Radziecka.

-Ha, pamiętasz jeszcze polski - zdziwił się nieco, ale pozytywnie - witaj, co cię tu sprowadza?

-Co nie, też się cieszę , w końcu połowa moich ludzi mieszkała na twoim terytorium - mówiąc to lekko się uśmiechnęła - teraz wszyscy będą musieli po rosyjskim.

-Co się dzieje? - zapytał zmartwiony.

-Ty nie wiesz prawda? - odpowiedziała spuszczając głowę - zabierają ci kresy. Dadzą wszystko Związkowi, a on podzieli je na trzy części. Wilno dla Litwy, Grodno i Brześć dla mnie, a Lwów dla Ukrainy.

-Dlatego przychodzisz? - zmartwiony chciał dowiedzieć się czegoś więcej.

-Chciałam wiedzieć jak się czujesz - stwierdziła - ale mam też dobrą wiadomość. Mają ci dać na zachodzie ziemie Niemiec. Śląsk, Pomorze, Warmię i Mazury, Lubuskie. Wiem, że to nie to samo. Na szczęście z ludźmi nie musisz się rozstawać. Przesiedlą ich z wschodu na zachód.

-Dzięki Ci, a jak u ciebie? - ciekawość wzięła górę - w jednym państwie z tyloma krajami.

-Nie jest źle, dosyć ciężko, ale jakoś dajemy radę - westchnęła - tyle dobrze, że mamy ziemniaki, kartofle, batatów trochę. Ładnie tu w tym Krakowie.

-Byłaś tam? - Polska chciał wiedzieć czy odwiedziła Warszawę.

-... - zaczęła płakać - byłam... Ale tylko na chwilę, bo nie dałam rady....

-Jak udało Ci się wjechać do kraju? - to było dobre pytanie.

-Wykorzystałam zamieszanie na granicy i znajomości. Trzeba sobie jakoś radzić - spokojnie odrzekła.

-Wejdziesz do środka? - zaproponował - zimno jest.

-Chętnie - Białorusinka szybkim krokiem weszła do środka.

Posiedziała chwilę pijąc ciepłą herbatę, lepszą niż Węgierska. Potem się pożegnali, a ona wyruszyła w dalszą podróż. Polska siedział tak jeszcze trochę, ale widok pustych ścian go smucił. Postanowił, więc pójść przespacerować się po pobliskim parku.

Bezlistne drzewa kołysane przez wiatr przypominały wisielce, wieszane jeszcze tak niedawno przez Niemców. Szary bruk wpasował się wręcz idealnie w atmosferę dnia. W parku o tej porze nie było zbyt wielu ludzi. Każdy bowiem zajmował się rzeczami podstawowymi, najbardziej na chwilę obecną potrzebnymi. Jedynie starsi niemogący pracować z powodu wieku znajdywali trochę czasu na rozmyslenia i bezcelowe przechadzki długimi alejkami.

-Zbliża się czas obiadu. Przydałoby się coś zjeść - zaburczało mu w brzuchu - na rynku jest chyba jadłodajnia.

-To smutne tak patrzeć jak moi ludzi cierpią z powodu głodu, chłodu, wojny, biedy, Rosjan, Niemców i innych. Gdybym mógł coś z tym zrobić - zamyślił się na chwilę nad posiłkiem.

Tysiące Polaków codziennie tu przychodziło, by choć trochę zaspokoić swój głód i na chwilę zapomnieć o problemach. Od najmłodszych do najstarszych. To było jedyne miejsce gdzie ludzie byli jeszcze odrobinę weseli. " Z żołądka do serca" można by powiedzieć.

Żelazna dłoń. ||Countryhumans||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz