Kwiecień 1950

36 6 0
                                    

-Nie powinieneś samemu jeździć do Moskwy. To okrutne miasto. - Zaczął swoją gadkę niczym martwiąca się o swoje dziecko matka.

-Niby masz rację... Ale wiesz, że muszę. - Spojrzał się na niego smutnie. - Muszę regularnie się meldować, bo inaczej będę miał problemy.

-Tak, wiem wiem, ale samemu? - Jego opiekuńczy instynkt się pogłębiał. - Mógłbym czasem jeździć z tobą. Aaa! A innym razem bym znalazł ci kogoś na miejscu! Może... No ten ten....

-Kogo masz na myśli? - Zaciekawił się PKI.

-No nie wiem.... Ostatnio poznałeś Kazachstan na przykład! - Znalazł odpowiednią osobę.

-Ach tak. Poznałem, poznałem. Bardzo miły. - Uśmiechnął się usłyszawszy to.

-No nic. Nie martwmy się o to w tej chwili. - Uśmiechnął się serdecznie, zmieniając szybko temat. - A teraz obiad! - Nałożył obiad na talerz.

-Dziękuję. Pachnie cudownie! - Pochylił się nad talerzem. - Zresztą tak jak zawsze.

-Oj nie gadaj. Moja babcia robiła lepsze! - Zaśmiał się. - To był dopiero obiad!

-Hah, oczywiście. Na pewno każdy posiłek był wspaniały. - Wziął kolejny kęs.

-Obiady na pewno, ale czy wszystkie posiłki? Nie powiedziałbym, ale o zmarłych nie można źle mówić. - Radośnie puścił oczko.

-A właśnie... Co z twoimi rodzicami? - Śmiało się zapytał.

-Ach... Nie odpowiadałem ci jeszcze tego, prawda? - Uśmiech zmniejszył mu się. Zastanowił się chwilkę. A PKI pokiwał głową.

-Nigdy.

-A więc zrobię to teraz. Uf.... - Spojrzał na talerz, a następnie za szybę.

-Jeśli nie chcesz to... - Zaczął, lecz nie dokończył, bo przerwał mu Polak.

-Powiem.... - Zamknął na chwilę oczy, a następnie się uśmiechnął, otwierając je z powrotem. - Moim ojcem jest Królestwo Kongresowe, a matką Nadbugańska Republika Ludowa, w skrócie NRL. Oboje byli kochanym, wspaniałymi rodzicami.

-Co się z nimi... Stało? Żyją? - Dopytywał nadal, choć bał się, aby go nie zranić.

-Ojciec zmarł już jakiś czas temu. Wielokrotne pobyty na Syberi mu na pewno nie pomogły. A mama? Ona jeszcze żyje, gdzieś na terenie dzisiejszej Białorusi. Kiedyś częściej ją odwiedzałem, ale ostatnio stało się to utrudnione. Na szczęście mam tam kogoś, kto może na nią rzucić okiem czasem. Jest już bardzo stara, ale trzyma się dobrze.

-Dobrze słyszeć, że ma się dobrze. - Ucieszył się, słysząc to. - I że ma tam kogoś.

-Tak, to świetnie. Dużo pomagała jej Białoruś, ale teraz ukrywa się z Czechosłowacją.

-Rozumiem wszystko.

*w tym samym czasie, gdzieś na Białorusi*

-Moje drogie dziecko, jak ja się cieszę, że mi pomagasz. - Staruszka krzątała się po domostwie.

-Nie ma problemu babciu. Dla ciebie zawsze znajdę czas, przecież wiesz. - Robił jakieś porządki w kuchni.

-Tak wiem, ale byś mógł.... Choć spróbować... - Ciężko jej było to powiedzieć.

-Pogodzić się z ojcem? - Wyjął jej to z ust.

-O właśnie! - Odetchnęła z ulgą.

-Sam nie wiem... - Odwrócił się. - Minęło tyle czasu. Sam nie wiem. Nie wiem nawet czy jeszcze pamięta o mnie. O to, dlaczego to się w ogóle zaczęło.

-O tobie pamięta na pewno. - Usiadła w końcu na krześle. - A o tym drugim... Raczej wybaczył, cokolwiek to było. Ma to po swoim ojcu.

-Ach tak... Po dziadku..

-Niezwykły to był człowiek. A jaki mąż! To był cudowny, mąż i ojciec.

-Prawda babciu, święta prawda. - Przyznał jej całkowitą rację. - To nie pora twojej drzemki?

-Masz rację! Faktycznie to był bardzo męczący dzień. To pójdę już. Dobranoc.

-Miłej drzemki.

Żelazna dłoń. ||Countryhumans||Where stories live. Discover now