Trzydziesty Czerwca 1946

85 8 30
                                    

-Wreszcie zielone drzewa - stwierdził Polak - znudziły mi się te nagie przypominające wisielce. Były okropne.

Pochodził kilka minut i postanowił wrócić do swojej kamienicy. Gdy wchodził rzuciła mu się w oczy jedna rzecz. Z skrzynki pocztowej wystawał list adresowany do niego. Od dłuższego czasu nikt mu nic nie przysyłał.

-Od kogo może to być? - wziął do rąk lekko żółtą kopertę z taniego papieru i zaczął szukać na niej nadawcy.

-Anonim - zdziwił się mocno - wysłane z Krakowa. Znam tę pocztę. To z niej zawsze wysyłałem listy, gdy byłem tu na miejscu. Jest tu niedaleko. Ale najpierw go otworzę.

~ Witaj mój Drogi ~

Wiem, że dawno się nie widzieliśmy, ale jest okazja, żeby to naprawić. Jutro przyjeżdżam do Poznania. Zatrzymam się tam na kilka dni, a następnie ruszę w dalszą podróż. Jeżeli chcesz się ze mną zobaczyć i pogadać to przyjdź do restauracji "Babilonia" o dziewiątej rano. Będę na ciebie czekać.

-Podpisano "Przeszłość"- schował list do kieszeni i wszedł do siebie. Musiał usiąść na stołku - kto to może być? Do Poznania... Babilon.... O co może chodzić? No nie ważne. Jak chcę być jutro rano na miejscu, to muszę pośpieszyć się, żeby zdążyć na pociąg.

Spakował najpotrzebniejsze rzeczy i poszedł na dworzec. Zbliżał się powoli wieczór, a on miał za niedługo odjeżdżać. W tej chwili ktoś złapał go za ramię.

-Hę? - szybko się obrócił w kierunku nieznajomego.

-Gdzie się wybierasz Polak? - stał przed nim wysoki, chudy mężczyzna w mundurze.

-Ah to tylko ty - uspokoił się widząc Rosję.

-Tylko ja? Wypraszam sobie. Jestem najwyższej klasy urzędnikiem państwowym - zaczął mu pokazywać swoje odznaczenia państwowe.

-Nie mam czasu, czego chcesz? - oburzył się Polak - spieszę się na pociąg.

-Ja właśnie w tej sprawie - Rusek zaczął swoją wypowiedź.

-Przejdź do rzeczy - starał się go przyspieszyć zniecierpliwiony.

-Pamiętasz, że nie możesz wyjeżdżać na zachód? Nie powinieneś opuszczać też kraju niby. A najważniejsze, żebyś za kilka dni był w domu, tu w Krakowie. Będziesz miał komisję. Tak ja wszyscy. Mój ojciec już rozplanowuje wam zadania na najbliższe lata - ostrzegał żołnierz.

-To mogę jechać? - zapytał się zdenerwowany tym ci przed chwilą usłyszał - jak zaraz nie wsiąde, to odjedzie beze mnie.

-Dobra, jedź już, ale wróć! - powiedział, powoli odchodząc w kierunku wyjścia.

-I tak mnie znajdzicie - Polska rzucił z ironią na pożegnanie.

Po północy był już w Poznaniu. Miasto nie zostało bardzo uszkodzone podczas wojny. Minął już rok, więc większość zniszczeń już naprawiono. Prawie się nie zmienił. Jedyną różnicą był nastrój tu panujący. Nie bardzo on różnił od tego z Krakowa czy Budapesztu. Tutaj po prostu ludzi zaczęli szybciej wracać do zwyczajnego życia. A raczej próbują. Zamiast polskich flag na budynkach państwowych wisiały radzieckie. Było ich o wiele więcej niż ojczystych. Każdy mieszkaniec chodził z opuszczoną głową, bo nikt nie chciał na nie patrzeć. Na wielu ulicach panował mrok, gdyż nie wszędzie stały jeszcze lampy uliczne. W takich to miejscach najczęściej dochodziło do kradzieży i szemranych interesów. Po alejkach chodziły patrole sowieckich żołnierzy, które miały zapewnić ludziom bezpieczeństwo. Faktycznie to one były zagrożeniem dla spokoju i zdrowia mieszkańców. Zazwyczaj byli to zdegenerowani faceci, którzy mieli nadzieję na łatwy zysk i trochę zabawy.

Żelazna dłoń. ||Countryhumans||Where stories live. Discover now