2.

2.9K 91 37
                                    

- Zapnij pasy - rozkazał Blake, a ja od razu to zrobiłam. 

Nagle ruszył z mocnym piskiem opon. Silnik mocno zawarczał, a ja wbiłam paznokcie w fotel. Spojrzałam w wsteczne lusterko, za nami unosiła się masa białego dymu. Wróciłam spojrzeniem do przodu i zobaczyłam, że zbliżamy się do ostrego zakrętu. Licznik wskazywał coraz więcej, a Blake nie sprawiał wrażenia jakby miał zamiar hamować.

- Nie chcę umierać - mruknęłam przerażona pod nosem.

- To auto cię nie zabije - odpowiedział, mocniej ściskając kierownicę. - Możesz zginąć jedynie przeze mnie.

- Zajebiście, dużo mi to dało - sarknęłam. Blake gwałtownie zahamował, a ja poleciałam do przodu. Gdyby nie pas bezpieczeństwa, moja głowa roztrzaskałaby się o deskę rozdzielczą. - Czy ty jesteś pojebany?! Zaraz faktycznie mnie zabijesz!

- Zobacz czy za nami jadą - powiedział, a od razu odwróciłam się do tyłu. Nikt za nami nie jechał, czy to oznacza koniec mojej męczarni?

- Nikogo nie ma - odparłam, a ten natychmiastowo zwolnił, na co ja odetchnęłam z ulgą. 

- Aż tak źle było? - zapytał, skręcając w jakąś żwirową drogę. 

- Porażka, nie umiesz jeździć. Powinieneś się leczyć - warknęłam zła. - Jakby nagle wybiegło ci jakieś zwierzę, zginęlibyśmy wszyscy.

Spojrzałam na Blake'a. Jego włosy nie zmieniły się wiele. Od zawsze miał je trochę dłuższe i delikatnie zakręcone na końcach. Jego rysy twarzy znacznie się wyostrzyły. Miałam wrażenie, że jego oczy są jeszcze ciemniejsze niż były, co chyba jest niemożliwe. Chłopak spostrzegł, że na niego patrzę i parsknął śmiechem.

- Mój wygląd powala, co? - uśmiechnął się wrednie.

- Jesteś chujem - stwierdziłam, a jego uśmiech zniknął.

- Wiem, ale nie dla każdego - odparł, a ja zmarszczyłam brwi. - Dla ciebie jestem specjalnym chujem - wytłumaczył.

Postanowiłam zmienić temat. Miałam wyrzuty sumienia, że czułam się tak swobodnie w jego towarzystwie. Zranił mnie, okłamał, płakałam, cierpiałam i szukałam go, a on nawet nie odezwał o to słowem.

- Szukałam cię - powiedziałam w końcu. Cisza zapanowała w aucie. Spojrzałam się na niego i zauważyłam diametralną zmianę na jego twarzy. Jego wyraz twarzy od razu zmienił się na chłodny i obojętny. Zacisnął mocniej ręce na kierownicy, aż pobielały mu knykcie. Nie odpowiedział. - Gdzie ty byłeś? Gdzie ty byłeś przez pieprzone sześć lat?

- To nie twój interes - odparł obojętnie. 

- Nie mój interes? Naprawdę? - zapytałam z niedowierzaniem. - Jesteś żałosny. Tyle cię szukałam, robiłam wszystko żeby cię odnaleźć, a ty mówisz, że to nie mój interes?

- Nikt ci nie kazał mnie szukać - przewrócił oczami. - Nie rób z siebie ofiary losu. Musiałem sobie poradzić sam z Florence.

- Jakbyś nie uciekł, nie musiałbyś radzić sobie sam - syknęłam coraz bardziej zdenerwowana.

- Trafilibyśmy do domu dziecka! To by była ta wasza pomoc? - zaśmiał się wrednie. 

- Zatrzymaj się - rozkazałam, a ten o dziwo wykonał moje polecenie.

Wysiadłam z auta, a on za mną. Rozejrzałam się po okolicy. Byliśmy około trzydzieści minut od mojego domu. Podeszłam do Blake'a pewnym siebie krokiem. Zmierzyłam go wściekłym spojrzeniem.

- Jesteś zwykłym tchórzem, wiesz? - powiedziałam, uśmiechając się wrednie. Zobaczyłam jak w jego oczy się mrużą. Zerwał się i mocno przycisnął mnie do auta. Jego ręce miażdżyły moje nadgarstki.

A long way to the finish lineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz