ROZDZIAŁ 17- GORZKIE ŁZY ROZPACZY

8 3 0
                                    

-„Wkurwia mnie to, bo nie chcę być słaby."

Lucyfer wyraził swoje uczucia w sposób, który przyprawił mnie o dreszcze. Jego słowa, choć pełne gniewu, zawierały również nutę desperacji, którą trudno było zignorować. W jego oczach widziałam coś więcej niż tylko złość - tam tkwiło coś głębszego, coś co chciał ukryć, ale jednocześnie pragnął wyrazić. Było to jakby okno do jego wewnętrznego światła, które rozświetliło mroki jego duszy, odsłaniając te emocje, których nie mógł lub nie chciał wyrazić wprost. To spojrzenie, w którym mieszkały zarówno tajemnica, jak i desperacja, sprawiało, że atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. Jego słowa uderzały we mnie niczym mroźny wiatr, a ja starałam się zrozumieć, co tak naprawdę kryło się za jego gniewem.
-Więc wiesz, dlaczego musiałem to powiedzieć.
Zaczął, oczy jego odbijały niewytłumaczalne uczucia, które przeze mnie przechodziły. -Uświadomiłem sobie, że moje uczucia wobec ciebie sprawiają, że tracę nad sobą kontrolę. Czuję się nieposkromiony, agresywny... To nienormalne, Lilith. Nie powinienem tak reagować, ale uczucia te są zbyt silne, by je ignorować. Wiem, że to trudne do zrozumienia, ale to co czuje, gdy cię widzę, jest niesamowicie przewrotne i niebezpieczne. Nie mogę pozwolić, bym stał się dla ciebie zagrożeniem, ale jednocześnie nie potrafię się od ciebie oderwać. To jak uwięzienie w labiryncie własnych emocji, których nie potrafię zrozumieć, a tym bardziej opanować.
Jego głos brzmiał pełen frustracji i złości, ale także desperacji, jakby prosił o zrozumienie, które sam nie potrafił znaleźć.
-Lucyferze, nie rozumiem twojego postępowania, odezwałem się, wypowiadając słowa zdecydowanie, ale bez agresji.
-Ono jest dla ciebie zbyt skomplikowane, abyś zrozumiał,odparł z lekką nutą pogardy w głosie. Jego słowa brzmiały surowo, ale w ich tonie dało się wyczuć nutę zranienia i złożoności. Stał przed mną, jego obecność wypełniając pokój nie tylko fizycznie, ale także emocjonalnie. To, co właśnie wyznał, otworzyło przed nami obu nowy wymiar relacji, którym trudno było się oprzeć. Jego uczucia, choć wyrażone w sposób nieco brutalny, były prawdziwe i autentyczne, co wzbudzało we mnie mieszane uczucia - od zaskoczenia po niepewność. W jego oczach dostrzegałam zmieszanie, jakby sam nie wiedział, jak powinien reagować na swoje własne emocje. Była to chwila przełomowa, która rzucała nowe światło na naszą relację i sprawiała, że musiałam zmierzyć się z tym, co czułam wobec niego.
-Wszystko można zrozumieć, jeśli się chce. Ale twoje postępowanie jest... trudne do przewidzenia.
-Przewidywanie nie jest moją mocną stroną Lilith. Nie byłoby to dla mnie zbyt zabawne, ripostował z wyraźnym znużeniem w tonie.
-Może to prawda, ale czy nie jest czasem warto zastanowić się nad tym, jakie mogą być skutki twoich działań?
-Skutki... ha! Czy ty myślisz, że mnie to obchodzi? Ja jestem Lucyferem. Nie poddaję się żadnym regułom ani konsekwencjom.
-Nie czujesz żadnej odpowiedzialności za to, co robisz?" Zapytałam z goryczą w głosie.
-Oni mnie skrzywdzili, Lilith. Wszyscy. Nie ma w tym miejsca na żadne uczucia poza gniewem.
-Kto cię skrzywdził? Powiedz kto?!
-Nie licz na to.
Po tych słowach Lucyfer odleciał, nie zwracając na mnie uwagi. Stałam samotnie, obserwując, jak oddala się w oddali. W jego odchodzącym kształcie tkwiło coś tajemniczego i nieprzeniknionego. Zdawało się, że nawet jego odejście było pełne pogardy i obojętności. Czułam się opuszczona i niepewna, ale jednocześnie głęboko przekonana, że to nie jest koniec naszej konfrontacji. Demon był ostry i ironiczny w swoich słowach, które przemycały ukryte znaczenie. Gdy mówił, jego ton brzmiał jakby wyrażał złość i dezaprobatę. Każde jego zdanie było jak szpila, która wbijała się coraz głębiej w moje serce, pozostawiając uczucie bolesnej pustki. Kiedy odszedł, atmosfera wokół mnie stęchła, a ja czułam się jakby moja dusza została poraniona. Moje myśli były pełne pytań, a serce wypełnione niepewnością.
Usiadłam na twardym kamieniu, który jeszcze przed chwilą stanowił fundament mojej pewności i nadziei. Moje oczy wypełniły się łzami, które spływały po policzkach niczym strumienie smutku, malując na mej twarzy obraz rozpaczy i utraty. To wszystko przerosło mnie. Czułam się jak osierocona dusza, porzucona na skraju otchłani, w której nie było miejsca na nadzieję czy pocieszenie.
Lucyfer, z jego ostrych słów, zdawał się być nieodczuwalny dla czyichkolwiek emocji, bez krzty empatii czy współczucia. Jego obecność zaczęła przywodzić na myśl przerażającą pustkę, jakby to, co kiedyś było naszą siłą, teraz stanowiło źródło naszych lęków. Widok jego postaci przywoływał na myśl obraz czarnego klina, przyciągającego wszystko do swego wnętrza, pozostawiając jedynie smugę zniszczenia w swej ścieżce.
To uczucie opuszczenia i bezsilności, kiedy pośród tłumu czujesz się całkowicie samotnie, było jak cios w moje już osłabione serce. Zrozumiałam, że nawet ci, na których polegałam, potrafią być nieugięci w swojej bezlitosnej woli. Teraz, z trudnościami przyjmując tę przytłaczającą prawdę o Lucyferze, czułam się jak statek dryfujący na morzu burz emocji, bez końca i bez nadziei na spokój.
Być może moje przejmowanie się słowami Lucyfera wynikało z faktu, że mimo braku bliskości między nami, jego ukierunkowana nienawiść do mnie była dla mnie zaskakująca i trudna do zrozumienia. Od zawsze czułam od niego wydobywające się niechęci, które nie były nawet starannie ukrywane. Jego każde spojrzenie, każde słowo, było jak ostrze skierowane w moją stronę, gotowe zadawać ból i spowodować cierpienie.
Ta nieprzejednana animozja, którą odczuwałam w jego obecności, było jak ciemne chmury wiszące nad moją głową, gotowe w każdej chwili zalać mnie deszczem gniewu i złości. Mimo że nigdy nie byliśmy blisko, ta wrogość przypominała mi o niebezpieczeństwie, które zawsze czyhało wokół nas. Być może moje serce, chociaż nieświadomie, pragnęło zrozumieć tę przyczynę, taśmą, która połączyła nasze losy w niebezpiecznym tańcu między miłością a nienawiścią.
Powracając do akademii, otarłam ostatnie gorzkie łzy z policzka i postanowiłam, że muszę przestać rozmyślać o tym, co się stało. Chociaż na zewnątrz było zimno, moje wnętrze było wciąż rozgrzane gorącym uczuciem. Wokół mnie rozpościerał się krajobraz pełen spokoju i harmonii - drzewa drżały lekko pod wpływem delikatnego wiatru, a światło słoneczne przebijające się przez gałęzie malowało na ziemi delikatne wzory.
Moje myśli jednak krążyły wokół wydarzeń z ostatnich chwil. Nie mogłam przestać analizować słów Lucyfera i jego ostrych gestów. Czy to, co powiedział, było prawdą? Czy rzeczywiście nienawiść wzbudzana przez moją obecność sprawiała, że czuł się nieposkromiony i agresywny? Wciąż próbowałam zrozumieć, co tak naprawdę czuje wobec mnie ten potężny byt, który zawsze wydawał się być tak niedostępny.
Podążając przez malownicze tereny akademii, zdecydowałam, że muszę skonfrontować się z tymi myślami i uczuciami. Może to właśnie ten moment, aby zbadać naszą relację i odkryć prawdziwe intencje Lucyfera. Czy może istnieje jakaś szansa na pojednanie, czy też nasza droga będzie zawsze wydeptana z wrogości i niezgody? Ta myśl towarzyszyła mi, gdy wracałam do murów akademii, całkowicie niegotowa na nieznane.
                                     ***
Wchodząc na dziedziniec akademii, widok, który rozpościerał się przed moimi oczami, był porażający. Totalny chaos ogarnął to miejsce, zatłoczone tłumem arkanów i nierozpoznanych bytów, które stały porozrzucane po całym obszarze. Ludzie dyskutowali, krzyczeli, a niektórzy próbowali nawet się bić. W centrum uwagi, na wysokiej platformie, stał Malfoy i Belial, przywiązani do masywnych łańcuchów, wydających się być całkowicie bezbronni.
Ich postacie kontrastowały z otoczeniem - Malfoy, zwykle dumny i pewny siebie, teraz wyglądał jak załamany cień samego siebie, a Belial, zwykle majestatyczny i potężny, teraz zdawał się być zdeptany i pokonany. Ich związanie symbolizowało bezsilność w obliczu nieuchronnego losu, który na nich spoczywał. Widok ten nie tylko zaskakiwał, ale też wzbudzał smutek i lęk, gdy zastanawiałam się, co mogło sprowadzić taką klęskę na dwóch najpotężniejszych istot w akademii.
Podążając przez tłum, próbując docierać bliżej, moje myśli krążyły wokół tego, co mogło spowodować ich obecną sytuację. Czy to wynik walki? Intrygi? Czy może coś zupełnie innego? Bez odpowiedzi na te pytania, czułam się jak świadek dramatycznego aktu, którego kulisy były mi zupełnie obce. Jednakże w moim wnętrzu tkwiła chęć zrozumienia, rozwiązania tego zagadkowego puzzle, które teraz wplątało się w moje życie.
Zdezorientowana i pełna niepokoju, rzuciłam się w kierunku Uriela, próbując zrozumieć, co się stało.
-Co się stało? krzyknęłam, tonując w niepewnym zaskoczeniu.
-Nie teraz, Lilith, wynoś się do pokoju, jak najszybciej! odkrzykiwał, starając się utrzymać spokój w tłumie.
Byłam otoczona przez zamieszanie, ludzie krzyczeli, inni próbowali odnaleźć sens w chaosie, a ja czułam się jakbyśmy wszyscy pogrążyli się w spirali niepewności. Pomimo tego, że Uriel wydawał się być spokojny, jego słowa brzmiały jak alarm, ostrzegając mnie przed czymś, co mogło zniszczyć to, co znamy jako akademię. Z niepokojem w sercu i niezaspokojonym pragnieniem zrozumienia, wbiegłam do pokoju, zastanawiając się nad tym, co się właśnie stało.

dead destinyWhere stories live. Discover now