ROZDZIAŁ 22- CZEGO SIĘ BOISZ LILITH?

9 3 0
                                    

Stoję na rozstaju dróg, otoczona mrokiem, który przypomina mi o nieprzebytych błędach i niewypowiedzianym bólu. Od lat unikałam tego spojrzenia w głąb siebie, ale teraz czuję, że nie mogę już dłużej uciekać. To czas, aby stawić czoła prawdzie, nawet jeśli okaże się ona bolesna.
Mam przed sobą wiele pytań, wiele błędów, których popełniłam. Czy potrafię się z nimi zmierzyć? Czy jestem gotowa na konfrontację z własnymi demonami? Choć przeszłość wydaje się być ciężarem, który ciągnie mnie w dół, muszę odnaleźć w niej sens, muszę znaleźć lekarstwo na moje rany.
Nie będzie łatwo. Wyrzuty sumienia, wątpliwości, lęki – wszystko to pulsuje we mnie jak niekończąca się melodia smutku. Ale muszę zacząć od czegoś. Muszę zacząć od przyznania się do swoich błędów, od otwarcia się na siebie i innych. Może to nie będzie łatwe, może będzie bolało jeszcze bardziej, ale jest to krok, którego muszę się podjąć.
Czułam w sobie iskrę nadziei, że może jeszcze istnieje dla mnie wyjście z tego labiryntu cierpienia. Może jeszcze istnieje droga do oczyszczenia i wybawienia. Ale muszę zacząć od siebie, od otwarcia się na pomoc innych, od mówienia głośno o swoim bólu i wątpliwościach.
To początek nowej drogi, drogi, która może prowadzić mnie do uzdrowienia i spokoju. Muszę tylko odważyć się na ten pierwszy krok.

                                       ***

Wzbiłam się w powietrze, otoczona pulsującą zielenią, która wyczuwalnie otulała mnie, nadając poczucie spokoju i bezpieczeństwa. To była aura, którą Veridia stworzyła, aby mnie chronić. Widziałam, jak jej moc rozchodzi się wokół mnie, tworząc magiczne zabezpieczenie przed niebezpieczeństwem, które czyhało na każdym kroku.
Czułam, jak ta energia oplata mnie niczym kojący dotyk, odprężając każdą cząstkę mojego ciała i umysłu. To było jak balsam dla mojej duszy, który pozwalał mi odzyskać równowagę i siłę, nawet w obliczu największego zagrożenia.
Patrząc w dół, widziałam wirujący tumult walki, ale dzięki tej aurze czułam się niemal niezranialna. Wiedziałam, że mogę stanąć twarzą w twarz z każdym wyzwaniem, każdym przeciwnikiem, który postawi mi się na drodze. Wiedziałam, że Veridia stoi obok mnie, gotowa bronić mnie do końca, gotowa walczyć o to, co sprawiedliwe i dobre.
Ta zielona aura była dla mnie nie tylko ochroną, ale także symbolem nadziei i siły. Dzięki niej wiedziałam, że nawet w najtrudniejszych chwilach mogę się podnieść i walczyć dalej. To był znak, że nie jestem sama, że mam przyjaciółkę u swego boku, gotową wspierać mnie w każdej sytuacji.
Ataki Malfoya stawały się coraz bardziej zaciekłe, jakby nie miał zamiaru odpuszczać, dopóki nie osiągnie swojego celu. Widziałam zmęczenie na twarzach uczniów i nauczycieli, a także odczuwałam je we własnym ciele. Było to wyczerpujące i frustrujące, wiedząc, że nawet jeśli uda się nam odeprzeć jego ataki, to odbudowa tego, co zostało zniszczone, będzie jeszcze trudniejsza.
Malfoy był determinowany, aby nas pokonać, ale my nie mogliśmy pozwolić, aby zwyciężył. Musieliśmy stanąć do walki, nawet jeśli siły nam się kończyły, nawet jeśli perspektywa odbudowy naszego świata wydawała się coraz bardziej odległa. To było nasze zadanie, nasza misja – nie tylko obrona siebie i naszych bliskich, ale także obrona tego, co dobre i sprawiedliwe.
Wiedziałam, że to, co teraz robimy, ma ogromne znaczenie. Nasza determinacja, nasza siła, nasza wytrwałość – to wszystko przyczyni się do tego, że przetrwamy ten kryzys i wyjdziemy z niego jeszcze silniejsi. Ale w tej chwili, w tej natarczywej walce z Malfoyem, czułam się jakbyśmy stali na skraju przepaści, walczyli o nasze życie i przyszłość, wiedząc, że każdy nasz ruch mógł zadecydować o losie nie tylko nas, ale także całego naszego świata.
-Po co ci to wszystko? Po co chcesz zniszczyć to, co budowali nasi przodkowie? Krzyknęła Serafina.
-Ten świat jest tak samo zepsuty jak my wszyscy. Trzeba was usunąć, żeby świat, który chcę stworzyć, był bez skazy.
-Ale dlaczego? To wszystko, co zbudowaliśmy, ma wartość! Nie możesz tego po prostu zniszczyć!
-Wartość? To tylko iluzja, Serafino. Przodkowie mieli swoje szlachetne idee, ale patrz, dokąd nas to doprowadziło. Świat tonie w chaosie, a ja mam plan, aby to zmienić.
Twoje metody są szalone! Nie możesz po prostu zniszczyć wszystkiego! Dodał Belzebur.
-Metody są tylko narzędziem. Muszę oczyścić ten świat z korupcji i słabości. Muszę stworzyć coś nowego, coś lepszego.
-Ale czy twoja wizja lepszej przyszłości nie obejmuje wszystkich? Czy naprawdę musisz zniszczyć to, co już istnieje?
-Czasem trzeba zburzyć, żeby zbudować na nowo. To konieczność, Serafina. Przebudowa wymaga ofiar, ale zawsze prowadzi do postępu.
-Nie mogę w to uwierzyć. Nie mogę uwierzyć, że zniszczenie wszystkiego, co budowaliśmy, jest jedyną odpowiedzią. Powiedział przez zęby dyrektor.
-Czasami, Urielu, trzeba zaryzykować, żeby osiągnąć prawdziwy postęp. A ja jestem gotów zaryzykować wszystko, żeby stworzyć lepszy świat dla nas wszystkich.
Rozmowa między nami była pełna napięcia i dramatyzmu, odzwierciedlając ich przeciwstawne poglądy na temat przyszłości świata. Serafina broniła dziedzictwa przodków i wartości, podczas gdy Malfoy wierzył w konieczność radykalnych zmian, aby osiągnąć prawdziwy postęp. To był dialog, który podkreślał głębokie podziały i różnice wizji przyszłości między dwoma postaciami.
Malfoy, wydawał się być w pełni opanowany, choć ogniem szału i determinacji płonęły jego oczy, gotowe do kolejnego ataku. W miarę jak jego dłonie skupiały moc, mrok wypełniający dziedziniec zintensyfikował się, a on przygotowywał się do rzutu jeszcze potężniejszą kulą czarnej magii. W tym samym czasie Serafina stała nieruchomo, wstrząśnięta widokiem nadchodzącego zagrożenia. Nagle, zaskakujący ruch Sama, jednego z nierozpoznanych, przesunął ją na bezpieczną odległość od miejsc ataku. Jednakże sam Sam, w heroicznym geście, nie zdołał obronić się przed potężną falą, która opadła na niego z pełną siłą. Jego ciało, niezdolne do oporu, ugięło się pod wpływem ataku, a huk upadku rozbrzmiał w całym pomieszczeniu, dodając dramatyzmu już napiętej sytuacji. To był moment, w którym siły dobra i zła starły się ze sobą, a losy świata zawisły na włosku.
Nagle, wstrząśnięta i przerażona, wykrzyknęłam, znajdując się niemal w tej samej chwili obok Sama, który stał się źródłem tej czarnej cieczy. Jego oczy, pełne łez, patrzyły na mnie, a ja mogłam poczuć wstrząsającą falę emocji, która przeniknęła mnie do szpiku kości. To było jakbyśmy wspólnie otworzyli puszki Pandory, a z ich wnętrza wydobyły się wszystkie złe siły, gotowe zniszczyć świat. Wokół nas rozległ się dźwięk chaosu, a mrok zatoczył swoje ponure kręgi. To było przeżycie, które wydawało się trwać wieczność, a ja stałam na krawędzi czegoś niewyobrażalnie wielkiego i przerażającego.
Sam wypowiedział te słowa ledwo słyszalnym szeptem -
-Malfoy się nie zmieni, musicie go zniszczyć.Po co chronić życie kogoś, kto sam próbuje je sobie odebrać?
Następnie zamknął oczy, a jego ciało osunęło się na ziemię, jakby siły go opuściły. To był moment, który wstrząsnął mną głębiej niż cokolwiek dotąd. W jego słowach tkwiła gorzka prawda o samozniszczeniu i desperacji, które rozsadzały jego wnętrze.
Każda próba odwrócenia biegu wydarzeń sprawiała, że czułam się coraz bardziej bezradna. Moje wysiłki, choć pełne determinacji, wydawały się być jak krople deszczu na spalonej ziemi – bezsilne i daremne. Mimo że serce pękało mi z bólu i frustracji, wciąż nie mogłam się poddać. Wewnętrzny głos podpowiadał, że moje działania nie zmienią niczego, że to wszystko jest daremne. Ale musiałam walczyć, nawet jeśli to oznaczało, że moje wysiłki mogą okazać się daremne.
Poczucie winy tkwiło we mnie jak zaklęte. Wiedziałam, że nawet jeśli cały świat twierdziłby inaczej, czułabym się winna za każdą minutę, którą nie poświęciłam na walkę, za każdą chwilę, w której zawiodłam. To uczucie przygniatało mnie, odczuwałam je jak ciężar, który nie pozwalał mi swobodnie oddychać. Wiedziałam, że niewinna dusza zapłaciła najwyższą cenę za chaos, który mnie otaczał. Pomimo tego, że nie mogłam cofnąć czasu, nie mogłam przestać myśleć o tym, co mogłabym zrobić inaczej, jak mogłabym zapobiec temu okrucieństwu. Ale nawet w tej chwili nie mogłam się poddać. Musiałam walczyć, nawet jeśli czułam się za to odpowiedzialna.
Moje serce biło tak gwałtownie, że czułam, jakby miało wyskoczyć z klatki piersiowej. Każdy oddech był jak gorący wiatr w pustyni, pędzący z niesamowitą siłą. Kiedy zobaczyłam kolejną łzę, która opuściła mój policzek, wiedziałam, że muszę działać. To nie było już pytanie o wolę, ale o konieczność. Wstałam, czując, jak gniew wypełnia każdą porcję mojego istnienia. To było jak eksplozja, w której moje emocje stały się piorunem, gotowym uderzyć w mojego wroga. Nic już nie mogło mnie zatrzymać.
Zbliżyłam się do Malfoya, a moje myśli stały się jednoznaczne:
muszę go powstrzymać.
Czułam, jak moje mięśnie napięły się, gotowe do działania. Każda komórka mojego ciała drżała z determinacji. Kiedy wreszcie zaatakowałam, było to jak wybuch wulkanu, wyrzucającego potężne fale zemsty i desperacji. To było moje ostatnie uderzenie, ostatnia próba ocalenia, która musiała się powieść.
Kiedy w końcu wypuściłam cały swój gniew, czułam, jakby mrok wtargnął do każdej komórki mojego ciała, jakby ciemność chciała pochłonąć mnie całą. To było jak burza, która rozdzierała moje wnętrze na strzępy, pozostawiając jedynie pustkę i bezmiar ciemności. Moje myśli były jak nieokiełznany żywioł, przepływający przez labirynt mojej świadomości, nie dając mi możliwości kontroli. To uczucie było jak wyrwanie się spod kontroli, jak upadek w otchłań, w której nie było miejsca na nadzieję ani światło. Czułam, jak cała ta energia, ta potężna fala zła, wydostaje się na zewnątrz, gotowa na zemstę, gotowa na unicestwienie.
-NIENAWIDZĘ CIĘ!
Kiedy w końcu wypowiedziałam te słowa, wypływały one z moich ust jakby wypowiedziane przez samą mroczną siłę. Czułam w sobie przemożną nienawiść, która rozdzierała moje wnętrze na strzępy, zmieniając mój głos w coś diabelskiego, coś co przerażało mnie samej. Rzucając kule czarnej magii w kierunku Malfoya, czułam się jak waleczna wojowniczka, która omija przeszkody z niebywałą zręcznością, zdeterminowana, by zadać cios wrogiemu sercu. Każda kula, którą rzucałam, była jak wyraz mojej nienawiści, jak manifestacja mojej chęci zemsty, jak gniew, który musiał znaleźć ujście.
Stałam przed Malfoyem, z głębokim przekonaniem, że to teraz albo nigdy. Spojrzałam w jego oczy, w których widziałam odzwierciedlenie własnego gniewu i zdecydowania. Wokoło nas unosiła się atmosfera napięcia, jak przed burzą, gotowa rozszarpać nasze dusze na strzępy.
-Malfoy, moje słowa wibrowały w powietrzu, przecinając ciszę jak ostrze miecza. -Zniszczyłeś wszystko, co mieliśmy, co ja miałam. Twoje działania sprowadziły nas na samo dno. Czy było warto?
Patrzył na mnie z obojętnością, machając ręką jakby odtrącając moje zarzuty.
-Czy naprawdę myślisz, że masz prawo do żalu? W piekle nie ma miejsca na współczucie. Wszystko, co robię, to dla dobra naszego świata, nawet jeśli oznacza to poświęcenie niektórych.
Westchnęłam, moje dłonie kurczyły się w pięści, gotowe do walki.
-Twoje dobro piekieł zawsze było twoją wymówką. Ale dzisiaj kończy się ta gra. Dziś jestem gotowa zrobić wszystko, by powstrzymać twoje szaleństwo.
Spojrzałam na niego z wyzwaniem, widząc w jego oczach iskrę buntu i zemsty.
-Jesteś tak samo zakłamany jak zawsze, Malfoy. Ale przynajmniej masz odwagę stawić mi czoła. Przygotuj się na konsekwencje.
Wokoło nas panowała cisza, tylko szum przepływającej magii wypełniał przestrzeń między nami. Stałam przed Malfoyem, gotowa na decydujący pojedynek, który miał zmienić losy piekieł.
W powietrzu unosił się zapach spalenizny, a napięcie było tak gęste, że można było je kroić nożem. Malfoy i ja staliśmy naprzeciw siebie, gotowi do konfrontacji, otoczeni przez ciche szepty i spojrzenia pełne oczekiwania. Wokół nas rozbłysły iskry magicznej energii, a ziemia trzęsła się pod wpływem naszej potężnej woli.
Malfoy uniosł rękę, a z jego dłoni wystrzeliła kula ognia, która sunęła w moim kierunku z zawrotną prędkością. Instynktownie wyciągnęłam dłoń, tworząc barierę z lodowej magii, która zatrzymała płomienie w ich torze. Jednak energia Malfoya nie miała zamiaru się zatrzymać. Z kolejną furią rzucił kolejną falę czarnej magii, która rozdarła moją barierę jak papier.
Widziałam, jak inni towarzysze stają do walki, każdy używając swoich unikalnych zdolności, by powstrzymać potężną moc Malfoya. Veridia uniosła ręce, otaczając nas błyszczącymi wiązkami światła, które odpychały ataki naszego przeciwnika. Azrael, strażnik bram piekieł, wystrzelił strzałę z tęczy, która zdołała zatrzymać jedną z ciemnych kul Malfoya, zanim mogła dosięgnąć mnie.
Jednak siła Malfoya była przytłaczająca. Jego magia miała w sobie coś nieuchwytnego, co sprawiało, że nawet najbardziej doświadczeni magowie tracili kontrolę nad własnymi zdolnościami. Serafina, która próbowała go zatrzymać, została wyrzucona z impetem, a jej bariera światła została przepięta przez potężną falę czarnej magii.
Wzrokiem mierzyłam na Malfoya, gotowa do kolejnego ataku. Wiedziałam, że muszę się skoncentrować, wykorzystać każdą iskrę mocy, by pokonać go. Ale w jego oczach widziałam zaciętość i determinację, które zapowiadały, że ta walka będzie trwała długo i będzie kosztować nas wiele.
„Teraz albo nigdy!"
Kiedy wznosiłam się coraz wyżej w powietrze, czułam, jak energia zaczęła pulsować w moich żyłach, napędzana wspomnieniami przeszłości. Każdy okropny moment, każda traumę, każdy ból – wszystko to stawało się częścią mnie, zasilało mnie mocą, której nie czułam od dawna. Skupiłam się na tych emocjach, na tej sile, która była ukryta w najgłębszych zakamarkach mojej duszy.
Wtedy przypomniałam sobie o ciemności, która kiedyś mnie ogarnęła, o mroku, który był moim sprzymierzeńcem i narzędziem. Była to potężna siła, która czekała na odpowiedni moment, aby się uwolnić. Teraz ten moment nadszedł. Wyciągnęłam dłonie, a z nich wystrzelił pocisk z czarnego mroku, który był schowany w moim wnętrzu przez tak długi czas.
To uczucie było jak przekręcenie klucza w zamku. Klucza, który był jedynym ujściem do mojej potęgi, do mojej prawdziwej natury. Zamarłam na chwilę, czując, jak cała ta moc spada na mnie z rąk Malfoya, który patrzył na mnie ze zdziwieniem i niepewnością. Ale nie było już odwrotu. Pocisk, który wystrzeliłam, miał tylko jedno cel – Malfoy.
Jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia, gdy zobaczył, co się stało. Ciemność, która go otoczyła, pochłonęła go w mgnieniu oka, a ja patrzyłam na to wszystko z wyrazem triumfu. To było zwycięstwo, chociaż wiedziałam, że walka jeszcze się nie skończyła. Ale teraz miałam przewagę, teraz byłam gotowa stawić czoła Malfoyowi i wszystkiemu, co przynosił ze sobą.
Gdy pocisk miał trafić Malfoya, nagle wszystko zmieniło się w mgnieniu oka. Zamarłam w miejscu, nie mogąc uwierzyć w to, co widziałam.
Jakim cudem Malfoy mógł odwrócić bieg mojej siły?"
Moje oczy szeroko otworzyły się ze zdumienia, gdy promień ciemności zamiast na niego, nagle skierował się na mnie.
To było zbyt szybkie, zbyt niespodziewane, zbyt przerażające. Ale zanim zdążyłam zareagować, czułam, jak Lucyfer ciągnie mnie na bok, oddalając mnie od ścieżki zniszczenia. Moje serce biło jak szalone, czując, jak cień zagrożenia przemierzał tam, gdzie ja jeszcze przed chwilą stałam.
-NIEEEE!!!!
Gdy spoglądałam w dół i ujrzałam upadające ciało Lucyfera, ogarnęła mnie rozpacz i gniew. Całe to zmagania, całe te walki, wszystko wydawało się pozbawione sensu w obliczu tego straconego życia. Ale w tym samym momencie wiedziałam, że nie mogę się poddać. Musiałam podjąć ostateczny ruch, decyzję, która zmieniłaby losy wszystkich.
Bez wahania pojawiłam się przed Malfoyem, blokując jego moc. Jego wzrok wbity był w moje oczy, a na twarzy malował się drwiący uśmiech.
-No dawaj, zrób to. Podjęłaś decyzję. Długo mam czekać? – szydził prosto w moją twarz.
Odgarnęłam ten drwiący ton i bez lęku odpowiedziałam:
-Będziesz gnił wiekami, twoja dusza nigdy nie zazna spokoju.
Nie czekając na jego reakcję podleciałam najbliżej jak to tylko było możliwe skręcając mu tym samym kark , w krótkiej chwili pomiędzy nami pojawiło się jaskrawe światło. Czułam, jak moje ciało opada, jakby lśniące światło pochłaniało nas, unosząc nas w głąb nieznanej przestrzeni. To był mój ostateczny ruch, mój akt desperacji i determinacji, który miał zmienić bieg wydarzeń, choćby za cenę własnego życia.
Gdy otworzyłam oczy, obok mnie leżało martwe ciało Malfoya. Spojrzałam na niego, a z moich ust ledwo wydobyły się słowa:
-Bądź przeklęty.
Wtedy w moją stronę biegli Uriel i Belzebur, jednak nie zwracałam uwagi na ich obecność. W ostatnich resztkach sił doczołgałam się do ciała Lucyfera, kładąc jego głowę na moich kolanach. Lzy popłynęły jeszcze mocniej niż wcześniej, dusząc mnie własnymi łzami, błagając go, aby cokolwiek powiedział.
Gdy on wreszcie otworzył oczy i wypowiedział te słowa, wrecz nieuchwytnie:
-Czasem śmierć to najlepsze, co może spotkać umęczoną duszę.
Próbowałam zaprzeczyć, wręcz wykrzyczeć, jednak zamiast krzyku, ledwo zdołałam wycisnąć cichy szept.
Lucyfer otarł delikatnie moje łzy.
-Tak bardzo cię kocham, a nawet nie mam pojęcia, dlaczego ,powiedział.
-Pamiętaj, jeśli zabijesz potwora, staniesz się bohaterem. Jeśli zabijesz bohatera, staniesz się potworem.
Te słowa wbiły się mi w serce jak ostrze noża, pozostawiając mnie w milczeniu i smutku.
-Proszę, Lucyferze, nie rób mi tego... Proszę, wiedz, że spotkanie z tobą było warte śmierci - westchnęłam, modląc się, aby zrozumiał moje słowa. Lucyfer uśmiechnął się lekko, niemal niezauważalnie.
-Gdy śmierć weźmie mnie za rękę, drugą będę trzymać ciebie, i obiecuję, że znajdę cię w każdym życiu."
Jego słowa brzmiały jak przysięga, na którą czekałam przez wieki.
-Tak bardzo się boję, Lucyferze... szepnęłam.
-Czego się boisz Lilith?
Spojrzałam na jego ciało, czując, jak jego dusza opuszcza nieporadne ciało. Wtedy zdałam sobie sprawę, że diabeł nie przychodzi do nas ze swoją czerwoną twarzą i rogami; przychodzi do nas przebrany za to, o czym zawsze marzyliśmy, obdarzony słodyczą i obietnicami, których serce pragnęło.

„Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje.Jeśli więc światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność" - Ewangelia Świętego Mateusza.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ.....

dead destinyWhere stories live. Discover now