ROZDZIAŁ 21-POCZĄTEK KOŃCA

8 3 0
                                    

Ludzie i istoty zostały stworzone po to, aby ewoluować, stawać się silniejszymi, mądrzejszymi i bardziej oryginalnymi, aby przekazać te cechy swoim potomkom. Prawo przetrwania, które rządzi naszym światem, nie zostawia miejsca na idealizm czy duchowe cele. A mimo to, dlaczego czujemy, że istnieje jeszcze jakiś sens? Dlaczego desperacko staramy się znaleźć sens w naszym życiu?
Świat, w którym żyjemy, pęka w szwach, a my próbujemy go łatać, starając się ukryć brzydotę teraźniejszości. Ale może to właśnie w tej desperacji kryje się nasza nadzieja, nasza wewnętrzna determinacja, która każe nam walczyć pomimo wszystkich przeciwności. Może to nasza zdolność do marzeń, do widzenia piękna w najmroczniejszych zakamarkach, sprawia, że nadal próbujemy odnaleźć sens w tym zepsutym świecie. Może to właśnie nasza ludzka natura, nasza pragnienie lepszego jutra, napędza nas do działania, nawet gdy wszystko wydaje się przeciwnie.

Stojąc na progu niebezpieczeństwa, słyszałam jego apel.
-Proszę cię, Lilith, nie wychodź stąd. Teraz jest niebezpiecznie.
Szybko przytulił mnie i pocałował, a potem zniknął, korzystając z tego samego zwierciadła, które wcześniej pojawiło się w naszej przestrzeni. Moje serce biło szybciej, gdy wiedziałam, że muszę pozostać, aby pomóc naprawić to, co się popsuło, ale równocześnie wiedziałam, że nie mogłam pozostać bezczynna, patrząc, jak on odchodzi. Wszystko wydawało się być na krawędzi chaosu, ale wiedziałam, że muszę znaleźć w sobie siłę, aby stanąć naprzeciwko tego wyzwania.
Czas zdawał się zwalniać, gdy siedziałam na chłodnej podłodze, opierając się o moją przyjaciółkę. Każda sekunda stawała się nieznośnie długa, a chwile wydawały się przeciągać w nieskończoność. Wokół nas unosiła się atmosfera napięcia i niepokoju, a my tkwiłyśmy w tej chwili jak w zamrożonym obrazie. Moje dłonie trzęsły się nieznacznie, a serce biło mi szybko, bijąc rytm niepokoju i niepewności. W tym momencie jedyną rzeczą, na którą mogłam liczyć, była obecność mojej przyjaciółki, która dawała mi siłę i poczucie bezpieczeństwa w tym chaotycznym świecie.
W tej spokojnej chwili, nim jeszcze mogłam się zanurzyć w błogim uczuciu bezpieczeństwa, zostałam brutalnie wyrwana z tego ukojenia. Widok przed moimi oczami zmienił się szybko i gwałtownie, przesuwając się z upokającej harmonii do przerażającej katastrofy. Widziałam to, co już kiedyś widziałam - ruiny Akademii, rozrzucone ciała istot, które kiedyś były jej uczniami. Ale teraz, wśród tego makabrycznego obrazu, unosząc się w powietrzu, widniał Malfoy. Jego obecność była jak uderzenie pioruna - natychmiastowy i przerażający. Jego uśmiech miał ten sam przerażający wyraz co wcześniej, a jego obecność wzbudzała we mnie falę strachu i niepokoju, której wcześniej nie znałam. To był moment, w którym wszystko, co było dobre, zostało zniszczone, a ja stanęłam twarzą w twarz z wrogiem, który chciał zniszczyć wszystko, co kochałam.
Po przebudzeniu moje oczy natychmiast wybuchały promieniami strachu i niepokoju. Szczególnie po moim ostatnim spotkaniu z Malfoyem, wiedziałam, że każda chwila spędzona w jego obecności mogła być równoznaczna z grozą. Jednak w tym przypadku, nie mogłam pozwolić, aby strach zablokował mnie w bezczynności. Musiałam działać, kiedy istoty, które teraz były mi najbliższe, potrzebowały mojej pomocy.
Zawieszone w powietrzu było napięcie, które można było ciąć nożem. Przygnębiająca cisza, która mnie otaczała, była tylko echo przerażenia, które czułam. Veridia próbowała mnie powstrzymać, ostrzegając mnie przed ewentualnym niebezpieczeństwem, lecz moja determinacja była zbyt silna. Wiedziałam, że muszę działać teraz, zanim będzie za późno.
Rzuciłam się do działania, odrzucając wszelkie wątpliwości i obawy. W tej chwili nie było miejsca na strach ani wahania. Bez wahania zerwałam z maską, której przez tak długi czas używałam, stając się kimś zupełnie innym, kimś, kim nigdy nie chciałam być. To był moment, kiedy musiałam wyjść poza swoje własne egoistyczne potrzeby i zatroszczyć się o innych. Było to ryzykowne, ale wiedziałam, że muszę podjąć to wyzwanie.
Moje serce biło gwałtownie w piersiach, kiedy wyszłam z pokoju, gotowa na to, co przyniesie los. Czułam, że każdy krok w stronę niebezpieczeństwa zbliża mnie do momentu prawdy, momentu, kiedy będę musiała stawić czoło Malfoyowi i jego mrocznym zamiarom. Ale byłam gotowa. Gotowa na walkę, gotowa na ryzyko, gotowa na to, by stać się tym, kim nigdy nie chciałam być, jeśli tylko mogłam pomóc tym, których kocham.
W tej chwili nic innego nie miało znaczenia. Nie obchodziły mnie moje osobiste obawy czy egoistyczne pragnienia. Teraz była tylko walka, walka o tych, których kocham, walka o to, co jest dla mnie najważniejsze. I nic nie mogło mnie powstrzymać.
Widok, który ukazał mi się na własne oczy, był tak nieprawdopodobny, że trudno było mi uwierzyć, że to rzeczywistość, a nie jakiś koszmar. Ciała żołnierzy, których nigdy wcześniej nie miałam okazji poznać, leżały bezwładnie na ziemi, bez życia, bez duszy. To było przerażające. Chciałam im pomóc, chciałam ich ożywić, ale szybko zdałam sobie sprawę, że to już za późno. Ich dusze zniknęły, jakby wyparowały, pozostawiając tylko martwe ciała jako pamiątkę po tym, co się wydarzyło.
Złość i frustracja wypełniły moje serce, kiedy zrozumiałam, że to wszystko było sprawą Malfoya. Jego mroczne intrygi i manipulacje doprowadziły do tej tragedii, do śmierci niewinnych ludzi. Byłam tak wściekła, że nie mogłam powstrzymać się od wybuchu emocji. Krzyknęłam na niego obelgę, która w tej chwili była jedynym wyrazem mojego gniewu i rozpaczy. A kiedy pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, poczułam się jeszcze bardziej samotna i bezsilna wobec tego chaosu i zła, które Malfoy zasiał wokół siebie.
Usłyszałam krzyk Lucyfera, który kipiał z wściekłości, za nim podążali Belzebur oraz Uriel, obaj o równie groźnych wyrazach twarzy. Cała scena była jak z koszmaru, a ja stałam tam, bezradna i przerażona, świadoma, że ten chaos wkrótce nas pochłonie.
Lucyfer, wściekły i wyraźnie zdezorientowany, wykrzykiwał pytania, na które nie miałam odpowiedzi. Cała ta sytuacja była poza moim zrozumieniem. Belzebur i Uriel, obaj gotowi do działania, patrzyli na mnie i Lucyfera, ich spojrzenia pełne zdecydowania i wściekłości.
-Co ty robisz?krzyczał, jego głos niosący falę gniewu i rozpaczy. Czułam się jak w pułapce, otoczona przez te mroczne postacie, które wydawały się być tylko cieniem tego, co kiedyś były.
-Muszę wam pomóc, szepnęłam, czując, jak napięcie w powietrzu gęstnieje.
-Muszę dać upust temu, co we mnie drzemie.
Lucyfer odwrócił się w moim kierunku, jego spojrzenie pełne niedowierzania i lęku.
-Lilith, zwariowałaś! krzyknął Uriel, próbując zatrzymać mnie.
-W tobie drzemie potężna siła, ale w natłoku emocji może doprowadzić do destrukcji.
Moje serce biło coraz szybciej, a myśli wirujące w mojej głowie trudno było ogarnąć. Wiedziałam, że muszę działać, ale nie wiedziałam, jak kontrolować tę potężną siłę, która we mnie tkwiła. Być może to było szaleństwo, być może desperacja, ale musiałam spróbować. Bez względu na konsekwencje.
W głębi mojej duszy burzyła się nieposkromiona wściekłość, a każdy oddech przynosił nową falę niepohamowanej energii. Nie było już miejsca na lęk czy wahanie – teraz czułam tylko determinację, by uwolnić to, co we mnie drzemie.
Moje ciało pulsuje energią, a każdy nerw gotowy był na wybuch. Wściekłość płonęła we mnie jak ogień, rozpalała każdą komórkę, nadając mi potężną moc, ale jednocześnie grożąc eksplodowaniem w chaotyczną burzę.
Patrząc na oblicza Lucyfera, Belzebura i Uriela, czułam, jak moje spojrzenie staje się mroczne i pełne determinacji. To nie był już strach przed tym, co przyniesie przyszłość, lecz determinacja, by stawić czoło temu, co przynosiła teraźniejszość.
-Teraz jestem gotowa, mruknęłam, czując, jak potężna energia płynie przez moje żyły.
-Nic nie zatrzyma mnie przed wykonaniem tego, co muszę zrobić.
-Ach, Lilith, zawsze taka uszczypliwa. Ale pamiętaj, że nie jesteś tutaj, by mnie krytykować. Ty również masz swoje ciemne sekrety, prawda? Tuż przed nami pojawił się Malfoy z tym samym paskudnym uśmieszkiem co w mojej wizji.
-Mówisz o mojej przeszłości? Nic nowego. Ale ty... Ty próbowałeś zagrać na mojej słabości, Malfoy. I wiesz co? Wreszcie przyznaję, że byłeś w tym całkiem dobry. Ale teraz twoja gra dobiegła końca.
-Zawsze taka pewna siebie. Ale czy naprawdę myślisz, że możesz mnie powstrzymać? Nie zapominaj, że ja też mam swoje atuty.
-Twoje atuty? Ach, tak, te same, które doprowadziły cię do tego, że teraz siedzisz tu z nami, w celi. Wydaje mi się, że twoja potęga ma swoje ograniczenia, Malfoy.
-Nie przeceniałbym mnie, Lilith. Możesz mieć więcej problemów, niż sądzisz.
-O, nie martw się o mnie. Zawsze znajdę sposób, by poradzić sobie z takimi jak ty. Ale ciekawe, czy twoje zasoby są równie nieograniczone, jak twierdzisz.
-Przekonasz się, Lilith. Przekonasz się, że jeszcze nie widziałaś ostatniej z moich sztuczek.
Postawiłam przed nami bariere, uczując napięcie unoszące się w powietrzu. Spojrzenia przerazonych uczniów i nauczycieli przypominały mi, że teraz muszę być mocna i stanąć na wysokości zadania. Nie mogłam zawieść ich oczekiwań. Moje serce biło mocno, wypełnione adrenaliną, ale jednocześnie czułam, że determinacja wypełnia mnie po brzegi. Musiałam działać szybko, zanim chaos całkowicie ogarnąłby nasze szeregi. To była chwila, w której musiałam pokazać, że jestem gotowa stawić czoła najtrudniejszym wyzwaniom.
Zaklęcia wypływały z moich dłoni, tworząc błyszczące strzały, które z hukiem przecinały powietrze, kierując się w stronę przeciwników. Malfoy, jego zimne spojrzenie wzbudzało przerażenie, ale nie mogłam się cofnąć. Przed nami błyszczały oczy aniołów, gotowe do walki, ich skrzydła rozpościerały się majestatycznie, ale i tak czuć było napięcie w powietrzu.
Pierwsze starcie było jak uderzenie pioruna, energie zderzały się, a ziemia drżała pod naszymi stopami. Lucyfer przemknął obok mnie, walcząc z Malfoyem, ich potężne moce tworzyły wiry ognia i lodu, które potężnie uderzały o naszą barierę. Veridia stała obok mnie, jej zaklęcia rzeźbiły w powietrzu mistyczne symbole, które raziły wrogów z zaskakującą precyzją.
Malfoy rzucił na nas fale czarów, próbując nas zatrzymać, ale nasza determinacja była niezłomna. Aniołowie i demony walczyli bok po boku, tworząc niezwykły widok, w którym dobro i zło połączyły się w jedną siłę przeciwko wspólnemu wrogowi. Ogień i lód siali spustoszenie wśród naszych szeregów, ale nadal nie ustała walka.
W miarę jak starcie trwało, czułam, jak moja moc wzrastała, pulsując energią, która rozpalała we mnie wściekłość. Każdy gest, każde zaklęcie, było jak wydobywanie z siebie wszystkich sił, by pokonać to zło, które stało przed nami. Z każdą sekundą rosnąca determinacja wzmacniała naszą determinację.
Malfoy unosił swoją rękę, a czarny płomień zaczynał się skupiać wokół jego dłoni. Czułam falę ciemności, która emanowała z tego złowrogiego zaklęcia, a moje ciało instynktownie drgnęło, czując niebezpieczeństwo, które nadciągało. Wiedziałam, że to miało zranić mnie zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie, ale nawet w obliczu śmiertelnego zagrożenia, nie mogłam pozwolić, aby strach przeważył nad moją determinacją.
Kula czarnej magii wypuszczona przez Malfoya sunęła w moim kierunku, zostawiając za sobą smugę mroku i zniszczenia. Czułam, jak w powietrzu unoszą się emocje - lęk, gniew, desperacja. Ale w tej chwili, kiedy zderzałam się z czarnym płomieniem, czułam jedynie gorący ból, który przenikał moje ciało.
Upadając na ziemię, czułam jakby cała siła opuszczała moje ciało, pozostawiając mnie bezbroną i wyczerpaną. Ból był przerażający, ale nawet w tej chwili wewnętrzny ogień wciąż płonął we mnie, niegasnący, nawet gdy ciało zdradzało mnie pod wpływem bólu i wyczerpania. To był tylko chwilowy upadek, ale nawet w tej chwili wiedziałam, że muszę wstać, muszę się podnieść i stawić czoła temu, co nadchodziło.
Malfoy stał nad mną, jego spojrzenie przesiąknięte było pogardą i triumfem. Czułam się jakby każde jego słowo było ciosem, który przeszywał moje serce. Kiedy upadłam na ziemię, czułam się bezsilna, upokorzona i osamotniona. Jego słowa brzmiały jak wyrok, który potwierdzał moje najgorsze obawy.
-Jesteś słaba, Lilith, mówił, jego głos pełen był drwinny.
-Jesteś nikim. Nie musiałem się nawet wysilać, aby cię pokonać. Twoja siła to jedynie iluzja, która szybko się rozprasza, gdy stajesz przede mną.
Słuchałam jego słów, czując się jakby każde z nich było ciosem w moją tożsamość. Czułam się jakby całe moje życie, całe moje wysiłki, zostały zdeprecjonowane jednym spojrzeniem, jednym gestem jego ręki. Ale w tej chwili wewnętrzny ogień wciąż płonął we mnie, choćby tylko iskra nadziei.
Kiedy Malfoy mówił, widziałam w jego oczach triumf, ale też coś więcej - strach. Strach przed tym, co mogłabym uczynić, gdybym odzyskała pełną kontrolę nad sobą. To było moje największe oręż w tej chwili - wiedza, że nawet gdybym mogła być pokonana, nadal miałam w sobie coś, co go przerażało.
Chociaż leżałam bezsilnie na ziemi, wewnętrznie odmawiałam poddania się. To było moje święte prawo, by nie ustąpić, by nie pozwolić, aby zło triumfowało. Z każdym oddechem, z każdym bicie serca, przypominałam sobie o mojej siły, o mojej determinacji. To był tylko moment słabości, ale wciąż miałam w sobie iskrę nadziei, która płonęła mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.
Lucyfer nagle pojawił się obok mnie, jego obecność wypełniła przestrzeń potężnymi wibracjami, a jego oczy błyszczały mrokiem, które mogło pochłonąć całą rzeczywistość. W tamtej chwili, gdy spojrzałam w jego kierunku, czułam, jakby ciężar całego piekła spoczywał na moich barkach.
Nagle, bez słowa, demon wyrwał się do przodu, jego sylwetka była jak wyrwana ze snu, zaledwie rozpoznawalna w tym mroku. Jego ruchy były szybkie i zwinne, a energia, która go otaczała, była przerażająca. W jego oczach widziałam gniew, który palił się jaśniejszy niż najgorętszy ogień, gotowy spalić wszystko na swojej drodze.
Bez słowa rzucił się na Malfoya, a wokół nich rozgorzała walka, która wydawała się być walką o przetrwanie. Każdy ruch, każdy gest, był nasycony siłą i determinacją, która przenikała całą przestrzeń. To było jak starcie tytanów, gdzie siły niebiańskie i piekielne zderzały się w bitwie o dominację.
Stałam tam, przytłoczona wizją tego starcia, ale jednocześnie czując wewnętrzną siłę, która rozpalała mój umysł i serce. W tamtej chwili zrozumiałam, że to nie koniec, że ta walka dopiero się rozpoczynała, a ja musiałam znaleźć w sobie siłę, by walczyć obok Lucyfera, obok mojego sojusznika, a zarazem wroga.

dead destinyHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin