ROZDZIAŁ 18- ZDRADA

8 3 0
                                    

Od najmłodszych lat wpajała mi to mama - że świat składa się z odcieni dobra, zła i wszystkiego, co pomiędzy, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że istnieje coś gorszego niż samo zło. Jej nauki przewijały się przez moje życie, stale ostrzegając mnie przed pokusami i kuszącymi drogami zła. Była jak strażnik, który stale czuwał nad moim bezpieczeństwem, chroniąc mnie przed jego mrocznymi wpływami. I teraz, gdy patrzę wstecz, widzę ironię losu - że zło, przed którym mnie strzegła, było zawsze obecne w moim życiu, ukryte pod maską pozoru.

W pokoju panowała absolutna cisza, przerywana tylko odgłosami nocnego wietrzenia. W blasku półprzezroczystych zasłon, księżyc świecił delikatnym, srebrzystym światłem, które przebijało się przez okno, malując na podłodze nieregularne wzory. Powietrze było nasycone zapachem starych książek i zakurzonych kart z dziejów, wtapiając się w mrok, niczym przypomnienie o dawnych czasach. W tym uśpionym wnętrzu, każdy oddech wydawał się być głośniejszy niż zwykle, a ciche szepty wspomnień wibrowały w powietrzu, tworząc niemal namacalną obecność przeszłości.
W mojej głowie powtarzał się jak zacięty film sceneria, którą przed chwilą obserwowałam na dziedzińcu. Wciąż widziałam obraz związanych masywnymi łańcuchami Malfoya i Beliala, ich ciała skąpane w blasku księżyca, a ich oczy pełne determinacji i zgrzytem zębów. Brakowało mi Veridii teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Jej mądrość i wsparcie były mi teraz niezbędne, aby rozwikłać to, co się wydarzyło, i znaleźć sposób na powstrzymanie zbliżającej się burzy. Czułam, że każda chwila bez niej stawała się coraz bardziej niepokojąca, gdyż wciąż nie wiedziałam, co dalej mogło mnie spotkać.
Oczekiwanie na wyjaśnienie trwało wieczność, a w mojej głowie płonęły pytania bez odpowiedzi. Wciąż przeplatały się w niej obrazy z dziedzińca, związane postacie, niepokojące słowa Lucyfera. Czułam, że każda sekunda bez wyjaśnienia przynosiła coraz większe napięcie, a moje przemyślenia krążyły wokół możliwych scenariuszy, co mogło się wydarzyć dalej. Czekałam, niepewna, co przyniesie kolejny dzień w akademii, a jednocześnie usiłowałam przygotować się na to, co mogło nadejść jeszcze dzisiejszej nocy.
Oczekiwanie na wyjaśnienie trwało wieczność, a w mojej głowie płonęły pytania bez odpowiedzi. Wciąż przeplatały się w niej obrazy z dziedzińca, związane postacie, niepokojące słowa Lucyfera. Czułam, że każda sekunda bez wyjaśnienia przynosiła coraz większe napięcie, a moje przemyślenia krążyły wokół możliwych scenariuszy, co mogło się wydarzyć dalej. Czekałam, niepewna, co przyniesie kolejny dzień w akademii, a jednocześnie usiłowałam przygotować się na to, co mogło nadejść.
-Powiedz, co się dzieje?
zapytałam nerwowo, stojąc przed Urielem. Moje serce biło szybciej, a dłonie zaczęły się lekko trząść. Spojrzał na mnie poważnie, zaciśnięte wargi i zmarszczone brwi świadczyły o jego głębokim zaniepokojeniu. Niepokój w jego spojrzeniu tylko pogłębiał mój własny niepokój, sprawiając, że czułam się jeszcze bardziej nieswojo.
-Lilith, przepraszam.
Nie wiedziałam, co to ma znaczyć, ale jego ton brzmiał szczery zmarszczyłam tylko brwi. -Przepraszam, że wam nie wierzyłem odnośnie Malfoya,dodał, spuszczając wzrok. Jego słowa brzmiały szczero, ale wciąż czułam się zagubiona.
-Powiedz to wreszcie, o co chodzi!?
-Lilith, wielkim błędem było dopuszczenie Malfoya do trzeciej próby,
powiedział Uriel, jego głos niosący powagę i pewność.
-Kilkanaście lat temu Malfoy był uczniem tej szkoły. Był pomiotem czegoś gorszego niż diabeł czy Antychrysta. To samo zło pokonanie go spędzało sen z powiek wielu, a odbudowanie Akademii było wręcz niemożliwe. Gdy wszystko wróciło do normy, zesłaliśmy go do świata ludzi jako nowego człowieka, nieznającego swojej przeszłości.Jego słowa brzmiały jak werdykt, pełne mocy i rozterki lecz dalej kontynuował.
-Właściwie mówiąc, byłem świadomy potężnej mocy Malfoya, ale uświadomiłem to sobie za późno, że część tej mocy teraz należy do ciebie, Lilith. Urodziliście się w tym samym czasie, a jego ciało jest zbyt osłabione, aby utrzymać całą tę moc. Dlatego teraz część z niej należy do ciebie. Jesteście jak yin i yang, ale żadne z was nie jest po jasnej stronie. To on cię zabił, Lilith, abyś tu trafiła, aby mógł zniszczyć twoją duszę po śmierci i odzyskać swoją moc, by nas zniszczyć. Malfoya stworzyły siły nieczyste, które chcą zniszczyć świat ludzi i nasz, aby zapanował chaos i pustka.
Jego słowa brzmiały jak ostrzeżenie przed nadchodzącym niebezpieczeństwem, a ton jego głosu był nasycony powagą i troską.
-Ale dlaczego dopiero teraz o tym mówisz? Gdzie był Twój nadzór nad nim? - zapytałam, czując rosnącą frustrację.
-Zrozum, Malfoy był mistrzem kamuflażu. Był w stanie oszukać nas wszystkich. A wiesz, co było w tym wszystkim najgorsze, Lilith?
Uriel spojrzał na mnie z wyrazem głębokiego rozczarowania.
-To, że spiskował z jednym z nas. Naszym własnym bratem, nauczycielem, który miał pomagać zagubionym duszom - Belialem. To on współpracował z Malfoyem, chcąc doprowadzić nas do upadku- jego słowa brzmiały jak ostrze przecinające świat, który był dla mnie domem.
-Czy ty mówisz o Belialu? Ale dlaczego miałby to zrobić? - zapytałam, zaskoczona i przerażona, gdy poznałam prawdę.
-Belial chciał w jakiś sposób osiągnąć swój cel, nawet kosztem innych. To zdrada, Lilith. Zdrada, która wstrząsa fundamentami naszej akademii - dodał Uriel, patrząc mi prosto w oczy, jakby chcąc upewnić się, że rozumiem powagę sytuacji.
-To wszystko nie ma znaczenia teraz. Muszę zobaczyć się z Malfoyem. muszę się dowiedzieć dlaczego mydlił mi tak długo oczy. - powiedziałam zdecydowanie, czując palącą potrzebę znalezienia odpowiedzi.
Wybiegłam z pokoju, pulsując z emocji, jakbym została oparzona gorącem prawdy. Teraz, kiedy poznałam prawdziwe oblicze Malfoya, czułam się obrzydzenie wobec samej siebie za to, że zaufałam mu przez tak długi czas. Mimo że w mojej intuicji tkwiło coś złowieszczego w jego działaniach, chciałam wierzyć, że jest dobry, gotowym pomóc innym. Teraz jednak wszystko straciło sens. Odrzucona przez uczucia zaufania, zrozumiałam, że nie mogę już polegać na nikim bez wahania. To uczucie była jak gorzka pigułka, którą musiałam przełknąć, by zrozumieć, że nie wszystko jest takie, jak się wydaje.
Wbiegłam po schodach do wieży, a tam, ku mojemu zdziwieniu, zobaczyłam Malfoya siedzącego w celi za solidnymi żelaznymi kratami. Widok tej celi przywodził na myśl sceny z horrorów - surowa, mroczna, przesiąknięta desperacją. Malfoy był otoczony grubymi łańcuchami, które przypominały mi o jego potężnej mocy, teraz jednak zredukowanej do niczego więcej jak płaczu za potęgą. Kiedy spojrzał na mnie, wydawało mi się, że jego zdziwienie równało się mojemu gniewowi. W moim wnętrzu kłębiły się emocje - czułam się zaniepokojona i zmartwiona jego losem, mimo że w moim umyśle krążyły jeszcze świeże wspomnienia jego zdrady.
-Dlaczego mi to kurwa zrobiłeś! - A ostry krzyk wydobył się z mojego gardła.
-Lilith, nie miałem zamiaru cię skrzywdzić, głównie chciałem tylko odzyskać to, co uważam za moje - dodał z zadziornym uśmiechem. -Jesteś chory! Krzyknęłam. Dlaczego w ogóle kurwa masz czelność porównywać nas porównywać ?
-Lilith, jesteśmy tacy sami, bo obydwoje jesteśmy tak samo zepsuci. Może nawet sama nie zdajesz sobie sprawy, że jesteś zepsuta do szpiku kości. Moja moc jest zepsuta, a ty częściowo nad nią władasz. Tak samo nie wiem, czy wiesz, ale ta moc cię zabiije. Ta moc cię zniszczy, tak samo jak mnie. Chociaż w sumie, ty sama chcesz być niszczona. Jesteś słaba, bo nie chcesz być silna. Pamiętaj, pomiatasz albo będziesz pomiatana. Nie ma nic pomiędzy - dodał z równie szyderczym uśmiechem.
Gdy te słowa zostały wypowiedziane przez  Malfoy, coś we mnie pękło. Nagle poczułam, jakbym tonęła w morzu ciemności, które ogarniało mnie ze wszystkich stron. Moje oczy, zwykle spokojne i pełne życia, nagle stały się czarne jak noc, noce które kiedyś kochałam,ale  to w nich czułam się najgorzej pochłonięte przez ten wewnętrzny chaos. W miarę jak czerniejący mrok ogarniał moje ciało, poczułam, jak zmienia się również moja fizyczna forma. Moje skrzydła zaczęły rozwijać się na plecach, zataczając coraz większe kręgi wokół mnie. Moja skóra zaczęła zmienić swą barwę na trupią, z czoła wyrosły rogi a na  dłoniach wyrosły czarne szpony ostro zakończone w szpic.
Gwałtownie chwyciłam go za pomiętą bluzę, moje palce wbijając się w materiał z gorącym gniewem. W moich oczach płonęła żarliwa nienawiść, której nie potrafiłam ukryć.
-Nienawidzę cię, wycedziłam przez zaciśnięte zęby, czując, jak każde słowo wyrzucane z moich ust niesie ze sobą ciężar lat zdrady i oszustwa.
-Nie umiem ci wybaczyć, ale pewnego dnia... Wargi skrzywiły mi się w niepohamowanym gniewie, a oczy zalane były bólem i wściekłością.
-...cie zniszczę.
Głos mi drżał, a serce biło mi tak mocno, że zdawało się wypełniać całą przestrzeń. W tamtej chwili czułam się jak burza gotowa na wybuch, gotowa zmiatać wszystko, co stanie mi na drodze.
Jego słowa brzmiały jak oskarżenie, a kpiący uśmiech na jego twarzy tylko pogłębiał moje poczucie niesprawiedliwości. Wiedziałem, że próbuje zranić mnie słowami, przypominając mi o naszych podobieństwach. Stałem tam, patrząc na niego z determinacją, gotowy stawić czoła każdej próbie poniżenia.
-Widzisz, Lilith? kontynuował, jego ton wciąż przesiąknięty szyderstwem.
Jesteś taka sama jak ja.
Te słowa wstrząsnęły mną głęboko, ale odmówiłem mu zadowolenia z mojej reakcji. Wiedziałem, że muszę zachować spokój i godność w obliczu jego zgryźliwych komentarzy.
Z impetem cisnęłam nim o krzesło. W tym momencie, w mojej złości, coś we mnie się zmieniło. To było jakby niewidzialna maska, którą nosiłam, zaczęła się przesuwać, odkrywając moje prawdziwe oblicze. To uczucie było dziwne, jakbym obserwowała siebie z boku, podczas gdy moje działania były kierowane przez coś zupełnie innego niż ja.
-Gdy patrzysz głębiej, odkrywasz, że pod tą codzienną maską kryje się prawdziwa ja, prawdziwa Lilith. To jakby dwie istoty, dwie tożsamości, które nieustannie ze sobą walczą. Na zewnątrz tej maski udajesz pewność siebie, silną, niezależną kobietę, ale wewnętrznie czujesz się jakbym wciąż udawała, wciąż grała rolę, która nie jest moją. Gdy ściągam tę maskę, czuję się naga, bezbronna, jakbym traciła kontrolę nad sobą. To uczucie jest przerażające, jakbym nagle traciła pewność co do swojego własnego istnienia, co do swojej tożsamości. To jak chwytanie w powietrzu, próba złapania czegoś, co nie ma stałej formy.

dead destinyWhere stories live. Discover now