ROZDZIAŁ 19-NIEUMIEJĘTNOŚĆ WYBACZANIA

9 3 0
                                    

Kiedyś wierzyłam, że każdy zasługuje na drugą szansę, że wybaczanie jest drogą do uzdrowienia i pojednania. To było przekonanie, które przekazywała mi moja mama. Ale teraz, patrząc na to, co się dzieje wokół mnie, zaczynam wątpić w tę zasadę. Ludzie okazują się być tak samo zepsuci jak gnijąca roślina - przez chwilę mogą być piękni i obiecujący, ale gdy usychają, kiedy popełniają błędy, jesteśmy gotowi ich wyrzucić jak śmieci. Teraz zastanawiam się, czy wszyscy zasługują na drugą szansę, czy może czasami lepiej jest odciąć się od toksycznych relacji i ludzi, którzy nas skrzywdzili. Może to jest właśnie słabość - ciągłe trwanie przy przekonaniu, że każdy zasługuje na wybaczenie, nawet jeśli nie zasłużyliśmy na nie sami. Może czas na zmianę sposobu myślenia, na wydobycie z siebie siły, by stawić czoła temu, co nas rani i trzymać się z dala od tego, co nas niszczy.

Przed moimi oczami rozpościerał się widok naszej szczęśliwej rodziny - uśmiechnięci, rozmawiający, śmiejący się. Byliśmy razem, czuliśmy się bezpiecznie. Ale nagle, jak w mgnieniu oka, wszystko się zmieniło. Szczęście zamieniło się w smutek, życie wydawało się zastygać w miejscu. Drzewa straciły liście, trawa zwiędła, a łzy na policzkach mojej matki mówiły więcej niż tysiąc słów.
Nagle, jak znikąd, pojawił się Malfoy. Jego obecność sprawiała, że cały świat wydawał się zastygać. Jego patrzenie było jak dotknięcie palcem - zniszczył wszystko dookoła. Widziałam ciała moich najbliższych, ale nie potrafiłam dostrzec ich dusz ani siły życiowej. Byli martwi, jakby nigdy nie istnieli.
-MAMO! - krzyknęłam, ale kiedy otworzyłam oczy, zamiast mojej matki, zobaczyłam Veridię z wyrazem zmartwienia na twarzy.
-Lilith, to tylko sen. Co się dzieje? uspokajała mnie, ale nawet jej obecność nie mogła złagodzić mojego przerażenia. To, co widziałam, było zbyt realne, zbyt przerażające, aby po prostu nazwać to snem.
-Zobaczyłam ich... wszystkich,
-wyszeptałam do Veridii, moje głos wybrzmiewał w przestrzeni jak szept potępienia.
-Byliśmy szczęśliwi... było tak pięknie, ale on... on zniszczył wszystko.
Moje słowa brzmiały jak odgłosy upadku, a niepokój tkwił w każdej literze, które wypowiadałam.
-Kto to był? Kto zrobił im krzywdę?
-Byli to... wszyscy. Mama, tata, mój brat - westchnęłam ciężko, próbując przypomnieć sobie każdy szczegół tego makabrycznego snu. -To było tak realne, Veridia. Ale potem... pojawił się Malfoy. Jego jedno skinienie i wszystko... wszystko zniknęło.
Moje dłonie drżały, gdy opowiadałam jej o tym koszmarze, a wzrok mojej przyjaciółki był pełen zaniepokojenia.
Veridia spojrzała na mnie z głębokim niepokojem malującym się na jej twarzy. -Lilith, wiem, że nie jesteś zła. Coś musi się dziać, żeby Malfoy miał taką moc nad tobą. Musimy znaleźć sposób, aby to powstrzymać.
Jej słowa brzmiały pełne troski, ale także determinacji.
Zawisłam na ramionach Veridii, przyjmując jej ciepło, które łagodziło moje wzburzone serce. W oddali słyszałam odgłosy wieczornych spotkań bytów, ale w tym momencie towarzyszyły mi tylko nasze słowa i szloch. Moje myśli krążyły wokół Malfoya, Lucyfera i całości tej okrutnej prawdy. Z każdym oddechem czułam, jak ta niewyobrażalna rzeczywistość wdziera się we mnie, drążąc coraz głębiej.
-To mnie meczy, Veri... To wszystko, co zrobili Malfoy, Lucyfer... To wszystko, ta prawda...
Słowa wypływały z moich ust z trudem, jakby każde z nich przynosiło ze sobą nową falę bólu i rozpaczy. Ale mimo wszystko, wiedziałam, że muszę się tego dzielić, muszę z nią podzielić to, co dręczyło moje wnętrze, nawet jeśli było to bolesne.
- Z Lucyferem?
Spojrzałam na Veridię z uczuciem zagubienia malującym się na mojej twarzy.
-Z Lucyferem... to skomplikowane. W pewien sposób czuję, że jestem z nim związana, nie mogę się od niego oderwać, chociaż chciałabym. Ale jednocześnie odczuwam wstręt do tego, co reprezentuje, do jego zepsutego charakteru i do wszystkich jego mrocznych działań. To jak walka między pragnieniem ucieczki a uczuciem, że jestem do niego przyciągana w jakimś tajemniczym sposób...
W moich słowach tkwiło przekonanie, ale także niepewność, jakby nawet ja sama nie potrafiła do końca zrozumieć, co się dzieje między mną demonem.
Usiadłam obok niej, oddychając głęboko, zanim zaczęłam opowiadać.
-Wiesz, Veri, ostatnio spotkałam się z Lucyferem...
Moje słowa zwolniły, gdy próbowałam znaleźć właściwe, obrazowe opisy. Opowiedziałam jej o spotkaniu w ciemnościach, o tym, jak jego oczy emanowały potężnym światłem, które przenikało nawet moje najgłębsze myśli. Opisałam rozmowę, która poruszyła moje wewnętrzne przekonania i skłoniła do zastanowienia się nad naszą relacją. Próbowałam przekazać jej każdy detal, każde uczucie, jakie to spotkanie we mnie wzbudziło, a także moje obawy i niepewność dotyczące tego, co może się wydarzyć dalej.
Veridia wpatrywała się we mnie głęboko, jakby próbując zgłębić każde słowo, które wypowiadam. Jej oczy emanowały smutkiem, który był równie głęboki co moje własne wewnętrzne rozterki. Kiedy zaczęła mówić, dźwięk jej głosu był spokojny, ale w nim było coś więcej niż tylko opanowanie - było to wyczuwalne współczucie i zrozumienie.
-Oh, Lilith, diabeł to nie jest czerwony byt z rogami i ogonem. On potrafi być piękny, taki właśnie jest Lucyfer... To wszystko on. Cały... Kiedy wspominam moją przyjaźń z Lucyferem z dzieciństwa, serce mi się rozgrzewa. Byliśmy nierozłączni, jak dwa skrzydła na jednym ptaku. Lucyfer był moim jedynym sojusznikiem od zawsze. W jego obecności czułam się bezpieczna i kochana. Razem przemierzaliśmy krainy wyobraźni, budowaliśmy zamki z piasku i zwyciężaliśmy wszelkie przeszkody. To on bronił mnie przed wrogami i trzymał mnie za rękę w najtrudniejszych chwilach. Nasza przyjaźń była jak skała, niezłomna i nieugięta. Teraz, gdy wspominam te chwile, czuję się jakbym wracała do krainy czarów, gdzie wszystko było możliwe.
Jej słowa wibrowały delikatnie, jakby dźwięk opadających liści. Gdy opowiadała o zmianach, jakie zaszły w Lucyferze, ton jej głosu stał się bardziej łagodny, ale równocześnie przenikała go nuta żalu. W jej opowieści tkwiła tęsknota za utraconą niewinnością, za czasami, które minęły, a także smutek za straconą przyjaźnią.
-Kiedyś, w piekle krążyły pewne plotki, czy może bardziej legendy, o Lucyferze,
zaczęła Veridia, unosząc się na fali tajemniczości.
-Mówiono, że nad synem najpotężniejszego szatana i najlepszego władcy wisi klątwa. Ale co najciekawsze, przyszłość przyniesie mu zakazaną miłość. Ta miłość będzie trudna i niedozwolona, opęta go chaosem i gniewem.
Jej słowa brzmiały jak zapowiedź czegoś wielkiego, ale zarazem niepokojącego. To była historia, która wzbudzała zarówno fascynację, jak i obawę.
-Klątwa?
-Kiedyś, Lilith, klątwa spoczęła na twojej imienniczce- matce lucyfera.
powiedziała Veridia, jej głos niosący nutę powagi.
-Za zdradę piekła skazano ją na zniszczenie duszy.Lecz niewytłumaczalnie klątwa opadła na Lucyfera, klątwa, która odmieniła przeznaczenie wielu.
Jej słowa brzmiały jak pieczęć grozy, jak ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem, które mogło czyhać na każdego z nas.
-Co zrobiła matka Lucyfera? Dlaczego co się stało?!
Veridia patrzyła na mnie ze smutkiem, jej słowa brzmiały jak coś niewytłumaczalnego, przed niewiadomą, która mogła nas spotkać.
-Lilith, nie mogę ci powiedzieć więcej. To musi zrobić Lucyfer,
szepnęła, a jej oczy wyrażały troskę i zaniepokojenie. Było coś w jej tonie, co sprawiało, że czułam, że przed nami staje coś o wiele większego niż sobie wyobrażaliśmy.
Po rozmowie z Veridią, postanowiłam się ubrać. Wyciągnęłam z szafy czarny gorset i długą spódniczkę, które zawsze sprawiały, że czułam się pewniej. Włosy upięłam w luźnego kucyka, nie chcąc tracić czasu na skomplikowane fryzury. Dziś zdecydowałam się na dzień pełen nauki, aby odciągnąć myśli od niedawnych zdarzeń i skupić się na odbudowie swoich mocy, które ostatnio osłabły.
Usiadłam przy biurku, otaczając się książkami i notatkami. Każda strona była dla mnie ważna, każde zdanie mogło przynieść nową wiedzę. Starając się skupić, odczuwałam jednak silne rozproszenie. Moje myśli wciąż krążyły wokół ostatnich wydarzeń, spotkania z Lucyferem i Veridią. Czułam się zmęczona, zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie.
Próbując odciągnąć myśli od tego, co się działo, skupiłam się na książce przed sobą. Czytałam zdanie za zdaniem, ale trudno było mi zrozumieć sens słów. Moje myśli krążyły nadal wokół Lucyfera i jego tajemniczej przeszłości. Czy to możliwe, żeby mój najlepszy przyjaciel był tak związany z klątwą i zdradą?
Zanurzona w myślach, nie zauważyłam, jak minęły godziny. Kiedy wreszcie oderwałam się od książek, zdałam sobie sprawę, że już dawno zapadła noc. Siedziałam wciąż przy biurku, otaczająca mnie cisza i mrok. Moje oczy zmęczone były od długiej lektury, a serce wciąż wypełniały niespokojne myśli o przyszłości, o Lucyferze i jego tajemniczej przeszłości, której dopiero zaczynałam poznawać.
Ten dzień wyczerpał mnie psychicznie zostałam sama, sama ze sobą a puste ściany jeszcze bardziej mnie dobijały.
Veridia odwiedziła rodzinę mieszkającą w piekle, w towarzystwie Malphasa. Nie zauważyłam nawet, kiedy ich przyjaźń przerodziła się w coś więcej. Patrząc na nich, dostrzegłam coś, czego ja sama nie miałam – pragnienie miłości i bycia kochaną.
Czułam się jak obserwatorka w swoim własnym życiu, widząc, jak Veridia i Malphas dzielą między sobą uczucia, których ja sama nie zaznałam. Ich bliskość wydawała się być czymś pięknym i naturalnym, ale dla mnie stała się przypomnieniem o mojej własnej samotności. Wkrótce przypomniały mi się słowa Veridii o Lucyferze, o tajemniczej przeszłości, która zakładała klątwę i zdradę. Czy miłość między demonami mogła być prawdziwa, czy też podlegała pod jakąś ukrytą grę czy klątwę?
Myśli te wypełniały moje umysł, pozostawiając mnie z uczuciem tęsknoty i niepewności co do własnego losu. Chciałam kochać i być kochaną tak samo jak Veridia i Malphas, ale czy takie szczęście było mi pisane? Pytania te towarzyszyły mi przez całą noc, nie dając mi spokoju ani chwili wytchnienia.

dead destinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz