Rozdział 11

11.6K 692 204
                                    


 Nocne wędrówki Gryfona i Ślizgonki.


Harry Potter i Pansy Parkinson szli korytarzem na drugim piętrze, ściśnięci pod peleryną niewidką. Wystawały im stopy, bo choć oboje nie byli zbyt wysocy to jednak pelerynę uszyto tylko na jednego, dorosłego czarodzieja. Dwójka nastolatków wiele ryzykowała, nikt raczej by nie przegapił dwóch par tenisówek biegających po korytarzach.

– Wiesz, zastanawiam się po co to robimy – szepnął Harry.

– Jak to "po co"? Chcesz ich znaleźć czy nie? – odpowiedziała Ślizgonka przyciszonym głosem. Było im niewygodnie pod peleryną i robiło się trochę duszno, jednak nie zrezygnowali z poszukiwań.

– Założę się, że oni już dawno są w swoich dormitoriach, a my szukamy ich jak głupi...

W tym momencie ową dwójkę olśniło. Pansy odwróciła głowę i spojrzała na Harry'ego ze zdziwieniem i pewną ulgą.

– Na Salazara, ty masz racje! – krzyknęła, zupełnie zapominając, że mieli być cicho. Gryfon spojrzał na Pansy, po czym zrzucając płaszcz, pobiegli w stronę dormitorium na czwartym piętrze. Harry ściskał w prawej ręce różdżkę, a w lewej pomiętą pelerynę niewidkę, razem ze Ślizgonką biegli ile sił w nogach. Byli tuż przed portretem strzegącym wejścia, gdy chłopak zdał sobie sprawę, że nie znał hasła. Pansy zatrzymała się obok i wydyszała:

– Współ-pra-ca.

Portret odskoczył, ukazując wejście do dormitorium prefektów naczelnych i ich współlokatorów. Harry musiał przyznać, że pokój urządzony na wzór pokoju wspólnego Gryfonów. Chociaż kominek z czarnego chropowatego kamienia przywodził na myśl ten, stojący w lochach. Niemniej jednak kanapa i fotele były czerwone.

– Skąd znałaś hasło? – zapytał zdziwiony Harry, kiedy znaleźli się w środku.

– Blaise mi je podał. – Pansy wzruszyła ramionami.

– Sprawdzę czy Ginny jest u siebie – mówiąc to, Gryfon szedł w stronę pokoju dziewcząt.

– Nie możesz tam wejść. – Parkinson sama nie wiedziała skąd ten protest, ale chciała jeszcze choćby na chwilę przeciągnąć moment odnalezienia przyjaciół. Choć Ślizgonka była bardzo niechętna do przyznania się przed samą sobą, wieczór w towarzystwie Pottera był całkiem udany.

– Co ty znów wymyśliłaś? – zapytał podejrzliwie Harry, zamierając z ręką na klamce. Był zdziwiony protestem Parkinson.

– To jest sypialnia DZIEWCZĄT, nie możesz tam wejść – zmyśliła na poczekaniu nastolatka, przeklinając w myślach. Dawno nie stworzyła tak beznadziejnego kłamstwa. Harry spojrzał na nią spode łba, ale nic nie powiedział i udał się w przeciwną stronę, sprawdzić sypialnie Malfoya i Zabiniego. Natomiast Pansy ruszyła w stronę drzwi za którymi, jak miała nadzieję, ujrzy śpiącą Weasley. Otworzyła ostrożnie drzwi i zajrzała do środka. Na łóżku jak gdyby nigdy nic, spała Ginny. Ślizgonka odwróciła się i napotkała pytające spojrzenie Harry'ego. Pokiwała głową. Po czym zamknęła drzwi.

– I co, Blaise u siebie? – zapytała, idąc w stronę Pottera. Gryfon w odpowiedzi kiwnął głową. Usiedli na czerwonej kanapie w salonie. Oboje czuli się jakby kamień spadł im z serca.

– To co teraz? – zapytał Potter po dłuższej chwili. Dziewczyna zamyśliła się, a słowa Gryfona sprawiły, że wróciła na ziemię.

– Wiesz, myślę, że powinniśmy iść do McGonagall. Nie ma sensu tkwić tu dalej, tym bardziej, że Draco i Hermiona biegają po całym zamku i ich szukają.

Dom Salazara zwariował {slow burn}Όπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα