Rozdział 24

9.1K 603 143
                                    


Rozłam na czwartym piętrze.



Hermiona drugi wieczór z rzędu pocieszała załamaną przyjaciółkę, choć Ginny broniła Harry'ego jak lwica, sama nie mogła się pogodzić z przegraną. Od felernego meczu minęły dwa długie dni, jednak nawet poniedziałkowe lekcji nie odciągnęły Ginevry od Quidditcha. Dziewczyna w nieskończoność analizowała grę, notując wszystkie błędy, które popełniła jej drużyna. Zamierzała przedstawić to wszystko Harry'emu na nadchodzącym treningu.

Gdy tak siedziały zabunkrowane we wspólnej sypialni na czwartym piętrze, Ginny po raz pierwszy od dwóch długich dni pomyślała o jej wspólokatorach. Oczywiście zaraz po meczu Blaise nie omieszkał poczęstować jej kąśliwym komentarzem, a także przypomnieć o ich zakładzie, ale nie liczyć typowego zachowania Zabiniego, Malfoy wydawał się jej mniej obecny, przygaszony i skryty bardziej niż zazwyczaj.

– Co z twoimi patrolami, pani prefekt? – zapytała leniwie rudowłosa, zerkając niby od niechcenia na przyjaciółkę. Hermiona cała się spięła, uciekając spojrzeniem. Od długich dziesięciu dni unikali się z Malfoyem. Od felernego incydentu z kociołkiem w sali eliksirów nie odezwali się do siebie słowem. Nie odbywali też razem patroli, nie dbając o karę, która mogła ich spotkać, jeśli wszystko by się wydało. Po tym, jak Malfoy nazwał ją „szlamą" nie pojawił się na ich patrolu, a uparta Granger postanowiła nie pojawiać się na następnym. Toteż odbywali przymusowe obchody połowy pięter samotnie, dzieląc się równo dniami tygodnia. Jednak nadal się do siebie nie odzywali, schodzili sobie z drogi. Hermiona specjalnie wychodziła wcześniej na śniadanie, aby przypadkiem nie spotkać Draco w drzwiach. Blondyn z kolei wracał do dormitorium na tyle późno, że Granger zazwyczaj już szykowała się do snu.

– Dziś nie jest moja kolej, Malfoy sam to załatwi – odparła w końcu Hermiona, choć za tym wyznaniem kryła się długa i bolesna historia ich konfrontacji.

– Myślałam, że macie patrole razem. – Ginny wzruszyła ramionami, nie chciała tego analizować, a jednak coś nakazywało jej drążyć temat. Panna Granger westchnęła, przytulając do siebie poduszkę.

– Mieliśmy, ale wolimy je mieć osobno.

– W to nie wątpię, tylko jak przekonaliście McGonagall?

– Rzecz w tym, że nie przekonaliśmy.

– Więc teraz łamiesz szkolne zasady? Bardzo dobrze! Widzę, że mam na ciebie zbawienny wpływ! Kto by chciał znosić tego kretyna dodatkowo na patrolach – prychnęła Ginny, choć mówiąc to trochę żartowała. Hermiona pokiwała powoli głową, choć dręczyły ją wyrzuty sumienia z powodu tego rozlanego eliksiru. Wydawało jej się, że Malfoyowi naprawdę na nim zależało.

– Ale o co się pokłóciliście? – dopytywała Ginevra, widząc, że coś gryzie jej przyjaciółkę.

– Znów nazwał mnie szlamą – powiedziała cicho Hermiona, wlepiając wzrok zza okno.

– Słucham?! Przysięgam, że jak tylko go dorwę to powyrywam mu te tlenione kłaki! – obruszyła się od razu panna Weasley i aż wstała ze swojego łóżka. Hermiona już kręciła głową.

– Chodzi o to, że tym razem... – zawahała się – Tym razem chyba sobie zasłużyłam. – Ginny zamurowało, znów opadła na łóżko.

– Żartujesz sobie?! Nikt, absolutnie nikt, a już na pewno nie ty, zasługuje na to, aby ktoś go tak nazywał! Nigdy. – Zapadła cisza, a pani prefekt ważyła każde słowo przyjaciółki. Ginny pokręciła z niedowierzaniem głową.

Dom Salazara zwariował {slow burn}Where stories live. Discover now