Rozdział 16

10.8K 632 162
                                    








Fantastyczna emancypacja pewnej Pansy Parkinson.


Ślizgonka w ekspresowym tępie pokonywała korytarze Hogwartu. Weszła do swojej sypialni i rzuciła się w stronę kufra, aby wyciągnąć suche rzeczy. Daphne i Astoria, z którymi dzieliła pokój, przyglądały się jej ze zdziwieniem. Parkinson wyglądała dziwacznie w za dużym płaszczu. Poza tym jej ubrania leżały pośrodku dziewczęcej sypialni i ewidentnie moczyły podłogę. W końcu Daphne zdobyła się na odwagę i zapytała:

– Pansy, dlaczego jesteś mokra? – Astoria prychnęła, przerzucając kolejne strony „Czarownicy". Pansy odpowiedziała, wygrzebując gruby sweter z dna kufra:

– Ten idiota Potter wrzucił mnie do jeziora! – Była zła na samo wspomnienie. Zabrała suche ubrania i zamknęła się w łazience zanim Daphne zdążyła zadać kolejne pytanie. Młodsza z sióstr Greengrass miała nadzieję, że Harry nie wspominał nic Pansy, o tym, że ją widział. Dzięki temu dziewczyna uniknęła kłopotliwych pytań. Siostry Greengrass wymieniły zdziwione spojrzenia, ale wiedziały, że niczego się nie dowiedzą, dopóki Parkinson nie wróci z łazienki.

Pansy wcale nie zamierzała tak szybko pojawić się w dormitorium. Napuściła gorącej wody do wanny, aby wziąć rozgrzewającą kapie. Jej myśli cały czas zaprzątał Harry i fakt, że chłopak nie chciał odpuścić sprawy Śmierciożercy, który zaatakował ją w pociągu. Ślizgonka weszła do dużej wanny, rozkoszując się gorącą kąpielą. Zamknęła oczy, licząc, że uda jej się odprężyć, jednak zamiast tego jej głowę zalała fala niechcianych wspomnień. Malownicze uliczki Monte Carlo, widok wzburzonego morza i roześmiana czarownica, o włosach czarnych jak heban. Chwilę potem Pansy ujrzała w myślach jak szatynka pada martwa na wypastowaną posadzkę. Jak zaklęcia rozbijają się po wielkim salonie. Jak... Natychmiast otworzyła oczy, kurczowo chwytając brzegi wanny. Starała się opanować oddech.

– Jesteś w Hogwarcie, jesteś bezpieczna – mruczała do siebie, odszukawszy wzrokiem swoją różdżkę.

– Pansy! Nie widziałam cię od wieków! – w jej głowie rozległ się znajomy głos. Ślizgonka skrzywiła się, próbując wyrzucić minione lato ze swojej głowy. Jednak na próżno. Twarz jej kuzynki, twarz Mirabell wciąż wracała do niej we wspomnieniach. Parkinson nie wiedziała co wywołało ten nagły przypływ wspomnień, ale czuła, że wydarzenia z Monte Carlo zaczynają ją przygniatać. Tak długo starała się wyprzeć je ze swojej świadomości, a teraz wszystko, co się wydarzyło, wróciło ze zdwojoną siłą. Musiała z kimś o tym porozmawiać. Wyszła z wanny i ubrała na siebie aż dwie warstwy ciepłych ubrań. Wróciła do sypialni niezadowolona, że siostry Greengrass wciąż nie położyły się spać. Chciała z kimś porozmawiać, ale czuła, że ani Astoria ani Daphne nie będą odpowiednią osobą.

– A więc co się wydarzyło nad jeziorem? – zapytała Astoria, nie podnosząc wzroku znad gazety.

– To długa historia, opowiem wam przy śniadaniu – wykręciła się Parkinson, bo zupełnie coś innego zaprzątało jej głowę. Blondynka tylko wzruszyła ramionami. W końcu Ślizgonki położyły się spać, gasząc światła. Jednak Pansy nie potrafiła zasnąć, wspomnienia wciąż przelewały się przez jej głowę, zalewając ją niechcianymi obrazami. Za każdym razem, gdy próbowała zamknąć oczy, widziała roześmianą brunetkę. Sięgnęła po różdżkę i w końcu zebrała się na odwagę, aby wysłać patronusa.

*

Do dormitorium Prefektów na czwartym piętrze przez ścianę przedostał się malutki patronus. Srebrno-niebieskie strzępki dymu i mgły przeniknęły drzwi, aż w końcu Jaskółka usadowiła się pośrodku pokoju, formując swoją pełną postać. Ptak przemówił głosem Pansy Parkinson, co sprawiło, że dwójka Ślizgonów poderwała się ze swoich łóżek. Draco przeklnął patronusa, a ten rozpłynął się zupełnie. W między czasie Blaise zapalił światło w ich sypialni.

Dom Salazara zwariował {slow burn}Where stories live. Discover now