Rozdział 30

8.2K 638 381
                                    


Pierwszy zimny dzień. 


Pierwszego listopada Ginny obudziła się dobrze po siódmej i już miała zerwać się z łóżka, gdy przypomniała sobie, że współlokatorka obudzi ją w samą porę na śniadanie. Z uśmiechem opadła z powrotem na poduszkę, myśląc, że wciąż ma jeszcze czas, aby się wylegiwać.

– Herm? – powiedziała leniwie, patrząc w sufit, ale Hermiona nie odpowiedziała. Ginny odwróciła głowę w stronę jej łóżka i stwierdziła, że starszej Gryfonki w ogóle nie ma w pokoju. Siódmoklasistka zmarszczyła lekko nos, nie przypominała sobie, żeby Hermiona cokolwiek jej mówiła o planach przed lekcjami. Wstała z łóżka i rozejrzała się za jakąś kartką, kawałkiem pergaminu, czymkolwiek. Jednak nic takiego nie znalazła. Zaczęła się ubierać, licząc, że Hermiona je śniadanie. Wyszła z dormitorium i zbiegła z czwartego piętra, po drodze spinając włosy w kucyk. W Wielkiej Sali również nie znalazła Hermiony. Zjadła śniadanie z Harrym, nadal towarzyszyły jej ciekawskie spojrzenia, ale dziewczyna zupełnie je ignorowała. Harry podjął ich ulubiony temat - rozmawiali o Quidditchu, treningach i nowej taktyce. Już dawno dziewczynie tak dobrze się z nim nie rozmawiało. Od zerwania zastanawiali się jak dalej pociągnąć ich relację, ale szybko okazało się, że przyjaźń najzupełniej im wystarczała. Oboje byli w bardzo dobrych humorach i owszem, miało to związek z parą pewnych Ślizgonów. Harry'emu po głowie wciąż chodziła Parkinson i ich nagły wyjazd do Francji pod koniec miesiąca.

– A właśnie... Nie widziałeś Hermiony? – zagadnęła Ginny, przeżuwając kanapkę. Harry tylko pokręcił głową i zmarszczył brwi.

– Ostatnio ciągle gdzieś znika, ale stawiam galeona, że znów siedzi w bibliotece.

– A gdzie Ron? Może są razem. – Ginny zrobiła dwuznaczną minę, ale Harry tylko się skrzywił.

– W to akurat wątpię, ostatnio prawie wcale się nie widują.

– Pokłócili się? – Wybraniec wzruszył ramionami.

– Nic o tym nie wiem, ale Ron narzeka, że Hermiona w ogóle nie ma dla niego czasu.

– A dziwisz się jej? Cały czas musi gdzieś ganiać z Malfoyem.

– Musi czy chce? – Harry zadał kluczowe pytanie, ale Ginny tylko wywróciła oczami.

– A jak myślisz? Przecież nie robi tego dla przyjemności.

– Wiesz, jeszcze we wrześniu też byłaś niezadowolona z dzielenia dormitorium z Zabinim, a wyszło ci to na dobre...

– Nie przeginaj – ostrzegła go Ginny, choć Harry miał trochę racji. Potter nie podjął rękawicy, nie potrzebował się z nią kłócić. Wrócili do Quidditcha.

– Myślisz, że w tym roku mamy szanse na puchar? – zapytała Ginny, dolewając sobie soku z dyni.

– Myślę, że tak, ale musimy więcej ćwiczyć, a teraz prawie nikt nie ma czasu... Mam wrażenie, że oni nie traktują tego poważnie.

– Nie ma tego złego, Ślizgoni też nie mają czasu ćwiczyć – powiedziała jak zawsze optymistycznie dziewczyna, a to właśnie ze Slytherinem grali następny mecz.

– Skąd ta pewność?

– Blaise mi mówił – powiedziała lekko. Harry zmarszczył brwi.

– A nie myślisz, że on cię oszukuje? Mówi, że nie ćwiczą, nie mają czasu, a po kryjomu...

– Proszę cię Harry, nie dramatyzuj – przerwała mu rozbawiona tą insynuacją. Chciała powiedzieć, że Zabini kłamie w wielu kwestiach, ale nie w tak błahej sprawie jak Quidditch.

Dom Salazara zwariował {slow burn}Where stories live. Discover now