Rozdział 4

9.4K 839 74
                                    

Rozdział 4

Podskakuję, kiedy w domu rozbrzmiewa dzwonek. Niepewnym krokiem kieruję się w stronę drzwi. Po co ja do niego dzwoniłam? Xander będzie zły. Bardzo zły. Nie jestem nawet pewna co zrobi, gdy dowie się o Seth'cie. Zazwyczaj chłopcy trzymają się z dala ode mnie, a wszytko przez moją bransoletkę. Jedno jest pewne - moje spotkanie z wilkołakiem wywoła u Xandera emocje, których boję się jak diabli. Moje nogi niosą mnie w stronę drzwi, ale umysł cały czas zajęty jest czymś innym. Podchodzę do drzwi i otwieram je, biorąc głęboki oddech. W progu stoi uśmiechnięty Seth, a w brzuchu mam stado motyli. Jego kolczyk w wardze zniknął, a na sobie ma czarne rurki, czarną koszulkę oraz czerwoną koszulę w kratę. W sposób jaki jego wargi się wyginały, wydał mi się niezwykle uroczy. Czuję jego radość, którą wywołał mój widok. Dosłownie czuję jego radość - jakby była moją własną. Każdą moją komórkę, wypełnia osoba Setha. Czuję jak podłoga zbliża się do mojej twarzy, a chłopak łapie mnie szybko, zanim zaliczę spotkanie pierwszego stopnia, z ziemią. 

- Wow, wow. Jeszcze żadna dziewczyna nie zemdlała na mój widok - mówi, wkładając ramię pod moje nogi. Zanim zdążę się zorientować, Seth niesie mnie w stronę salonu w ślubnym stylu. Jestem tak skołowana, że nawet nie zawstydzam się, pod jego zmysłowym dotykiem. O ile zmysłowym można być przy ratowaniu laski, zanim upadnie na twarz. O rany, ale obciach. - Nic ci nie jest, aniołku? 

- Chyba tylko trochę mnie przytłoczyłeś - mamroczę cicho, gdy kładzie mnie na kanapie. Czuję jak powoli odzyskuję władzę w ciele, a moje ciężkie kończyny, stają się bardziej lekkie. Nie mam pojęcia co się stało, ale mam dziwne przeczucie, że ma to związek z silnymi emocjami Setha. Być może jakieś moje nowe zdolności, budzą się do życia i jak na razie nie podobają mi się tego skutki.

- Nikki? Dziecko, co ci jest? - pyta spanikowana Vivien, gdy wchodzi do salonu. 

- Nic mi nie jest, mamo. Tylko zrobiło mi się trochę słabo.

Vivien biegnie w stronę kuchni, a po chwili przychodzi ze szklanką wody, którą mi podaje.

- A mówiłam ci, musisz jeść więcej, moja droga - rzuca gniewnie w moją stronę, a jej piegowata twarz, zaczerwienia się ze złości. Uśmiecham się na tą niepotrzebną troskę, ale robi mi się ciepło na sercu. Wiem jak bardzo mnie kocha, a ja czuję do niej to samo. Zawsze ją podziwiałam, wychowała gromadkę cudzych dzieci, a kocha je jak swoje.

- Mamo, ja jestem nieśmiertelna. Nie rosnę i nie starzeję się od szesnastego roku życia - tłumaczę miękko. Rozumiem jej niepokój, bo dla niej zawsze będę dzieckiem.

- Wiem, Nikki - mówi, a w jej oczach pojawiają się łzy, które szybko przegania szeroki uśmiech, kiedy dostrzega Setha. - A ty kim jesteś?

- Dzień dobry. Mam na imię Seth - odpowiada z bananem na twarzy. Wygląda całkiem inaczej niż na terapii. Wydaje się jakby... szczęśliwszy.

- Miło mi cię poznać. - Mama spogląda na mnie z uniesionymi brwiami, a ja kulę się pod jej czujnym wzrokiem. Czeka mnie poważna rozmowa.

- Panią również.

- Mów mi Vivien, złotko - powiedziała, puszczając mu oczko. - Zrobię coś do picia. Herbata, czy kawa?

- Dziękuję, proszę o kawę. 

Gdy mama odchodzi, czuję się strasznie niezręcznie. Seth siada blisko mnie na kanapie. Nie wiem co powiedzieć, więc bąkam niewyraźnie: 

- Dziękuję.

Nachyla się w moją stronę i szepcze, niemal dotykając mojego ucha ustami.

- Nie ma za co, aniołku. Zawsze służę pomocą. 

BloodstreamWhere stories live. Discover now