Rozdział 8

9.4K 612 229
                                    

Rozdział 8

Ludzie to dziwna rasa. Są beznadziejnie schematyczni, ale jednocześnie nieprzewidywalni. Widzą w innych osobach swoje błędy, wytykając je bezczelnie w twarz, choć nie mają do tego prawa. Gardzą sobą nawzajem, ranią...wybaczają. Trzeba im przyznać różnorodność - jedni mają zdolność przebaczania, wręcz naiwnego, kiedy ci drudzy żywią odrazę, którą pali ich dusze do końca ich marnego życia. Umierają, wiedząc jak bardzo ich istnienie przepełnione było nienawiścią i pogardą do swojego bliźniego.

Dlatego ja postanawiam wybaczyć.

Nie mojej mamie, którą zostawiła mnie na tym świecie, nie ojcu za byście oziębłym sukinsynem, ani nawet Xanderowi, za zaatakowanie mnie.

Za zrobienie ze mnie worka z krwią.

Za pozbawienie mnie normalnego życia.

Za złamanie mojego serca.

Wybaczam sobie, za te wszystkie chwile zwątpienia i użalanie się nad sobą. Moje życie nie jest łatwe, wolałabym być zwykłym człowiekiem bez tego całego anielstwa, wolałabym nie być krwiczką wampira, ani nie mieć brata z psychiatryka. Niestety są osoby, którym nie jest łatwo egzystować. Jest nas więcej - jesteśmy zakałą tego świata, marginesem społecznym, ale co zrobić? Nie mamy na to jakiegokolwiek wpływu.

Dlatego postanawiam odpuścić, iść dalej i nie patrzeć na konsekwencje moich czynów. Żyć można na wiele sposobów: oszukiwać, kłamać siebie i innych, istnieć w obłudzie, pozorny szczęściu, ale można też ryzykować.

Ja wybieram ostatnią opcję, ponieważ zamierzam zaryzykować własne serce i znaleźć prawdziwe szczęście. Tak, zamierzam być szczęśliwa z moją rodziną i przyjaciółmi. Zero użalania się nad sobą, narzekania na własne życie oraz osoby, które w nim zaistniały. Nie mogę być takim człowiekiem.

Muszę odnaleźć kolory.

+++

Budzę się kilka godzin później wyspana, czując się o wiele lepiej niż wcześniej. Xander nadal śpi spokojnie obok mnie, a jego twarz jest zrelaksowana i spokojna. Dotykam lekko jego policzka, który pokrywa cień zarostu. Jego blond włosy są zmierzwione, nieułożone, ponieważ zasnął gdy były jeszcze mokre. Klatka piersiową unosi się i opada w odruchu oddychania, który pozostał jeszcze z czasów, gdy był człowiekiem. Może wydawać się to dziwne, ale dzięki temu lepiej mi się zasypia, niż przy braku jakichkolwiek ruchów. Przynajmniej nie czuję się, jakbym spała z trupem.

Nie chcę go budzić, ponieważ miał za sobą długie godziny czuwania, więc leżę z głową na jego ramieniu jeszcze przez chwilę. Pragnę oswoić się z decyzją, którą podjęłam. Pragnę nasycić się jego bliskością, fakturą bladej skóry oraz zimnem, które emanuje jego ciało. Jest mi tak bardzo przykro, że sprawy wyglądają tak, a nie inaczej, że nie możemy być razem. Naprawdę go kocham i myślę, że nigdy nie przestanę, ale muszę iść dalej. Nie chcę być tą naiwną smarkulą i czekać na miłość, która być może nigdy nie nadejdzie.

W końcu wstaję z łóżka, zostawiając tam Xandera. Krzywię się na zimne powietrze, owiewające moją gołą skórę. Ubieram szybko bieliznę, a potem jasne dżinsy i sweter, który ma zapewnić mi ciepło. Oddycham głęboko i schodzę na dół. W salonie siedzi całą moją rodzina. Nikt się nie odzywa. Nikt nie rusza. Wyglądają jak posągi - niezdolni do jakiegokolwiek ruchu, wyrażania emocji. Przełykam ślinę i wkraczam do salonu pełnego ludzi.

BloodstreamWhere stories live. Discover now