Rozdział 13

6.9K 559 174
                                    

Rozdział 13

- To nie o to tutaj chodzi. Dlaczego anioł chciałby mieć dziecko?

Xander zatrzymuje się za mną, kładąc zimną dłoń na moim ramieniu.

- Powiedział, że czuję się samotny - mówię cicho.

- Nie bądź naiwna, Nicole.

Patrzę na niego, ale potem zażenowana odwracam wzrok. Na początku myślałam, że Gabriel może mówić prawdę, ale po dalszym zastanowieniu traciłam całą pewność. Anioły nie mają uczuć, każdy kto miał z nimi kontakt o tym wie. Coś innego kryje się za ich poczynaniami, coś co może zmienić cały świat.

- Mam pewną teorię - odzywa się nagle Zarian. Xander zadzwonił do niego, ponieważ jest dość doświadczony w tych sprawach. Nigdy nie sądziłam, że posiada taką wiedzę, ale setki lat istnienia muszą czegoś nas nauczyć.

- Czyli? - pyta Seth.

Widzę, jak patrzy na rękę Xandera. Nie podoba mu się, że dotyka mnie inny mężczyzna, nie dziwię się mu. Odsuwam się o wampira, by wtulić się w mojego chłopaka. Całuję jego policzek, a później kładę głowę na jego ramieniu, splatając nasze palce. Chcę, by poczuł, że jest moim wyborem, nie Xander.

- Wiecie, że siły dobra i zła są aktualnie na równi - zaczyna Zarian. - Po stronie Edenu jest sto aniołów. Tak samo po stronie Hadesu. Ale nie wiadomo, która strona jest dobra, a która zła.

- To raczej logiczne, że piekło jest złe, s niebo dobre. - Xander wskazuje palcem dół, a potem górę.

- Zła odpowiedź, chłopcze. - Zarian uśmiecha się, a w jego oczach błyszczy samozadowolenie. - Być może zło, ani dobro nie istnieje. Być może obie strony są złe lub dobre. Tu chodzi o władzę, której w tej chwili nie może mieć nikt. Siły są zrównoważone, więc potrzebują czegoś co przechyli szalę.

- Żołnierzy - szepcze Seth.

- Otóż to. - Zarian pochyla się nad stołem, przy którym siedzimy. - A jak zdobyć ludzi, którzy mają postać metafizyczną, skrzydła i tak dalej, skoro nie mogą się rozmnażać między sobą?

- Nefilim - mówię głośno, choć wszyscy zapewne to wiedzą.

- I właśnie ich biedne dzieci mają być wciągnięte w ten spór, króry nigdy nie na prawa się skończyć. - Postać Zariana chodzi w kółko, jakby odpowiadając na jego rozbiegane myśli. - Oni was zmuszą. Zabiją wasze ciała, ale zanim to nastąpi, będą chcieli wykorzystać kobiety do rodzenia większej ilości dzieci. Wiedziałem, że nigdy nie zniżyliby się do kontaktu z ludźmi z błahych powodów. Oni od początku to planowali. Czekali aż anielska krew wzmocni się, by można było was wykorzystać.

Czuję narastającą panikę, która najwyraźniej oddziałuje na wszystkich zebranych w jadalni.

- Co możemy zrobić? - pytam cicho, a mój głos zniekształcony jest przez emocje.

- Nic nie możemy zrobić, Nikki - mówi Zarian, a jego ramiona opadają. Nienawidzę litości w jego oczach. - Przykro mi.

Jemu jest przykro? Czy powinno być mu przykro? Raczej tak, skoro to nie on jest narzędziem jego własnych rodziców w wojnie, która nawet go nie dotyczy. Nie chcę, by było mu przykro. Chcę, by znalazł rozwiązanie tego problemu, żeby powiedział, że wszystko będzie dobrze i z tego wyjdę.

- Czyli zostaje mi czekać, aż po mnie przyjdą? - mamroczę głucho.

Seth ściska mnie mocniej, dając mi swoją siłę i wsparcie, które jest mi teraz tak bardzo potrzebne. Nigdy nie myślałam, że anioły mogą posunąć się do czegoś takiego. Uważałam ich za bezdusznych ignorantów, którzy uciekają od odpowiedzialności.

BloodstreamWhere stories live. Discover now