Rozdział 6
- Bu - szepcze męski głos,a ja gwałtownie odsuwam się od niego. Chłopak przybliża się do mnie, mrużąc fiołkowe oczy.
- Jesteś śliczna. Przynajmniej ty mi się udałaś - mówi, najwyraźniej zadowolony. Marszczę brwi i rozglądam się. Miejsce wygląda jak spowity mgłą las. Drzewa pozbawione są liści, a trawy nie widać przez mleczny dywanik, malutkich kropelek wody. Nebo jest szare, atmosfera ciężka, a mokre i gorące powietrze pozbawia mnie tchu.
- Gdzie jesteśmy? - pytam, patrząc na szczupłego chłopaka o fiołkowych oczach.
- A czym chcesz, by to miejsce było? - Unosi brwi, a ja staram się nie myśleć o inności chłopca. Ile może mieć? Szesnaście, siedemnaście lat?
- No... Nie wiem.
- Możesz nazwać to, jak chcesz. My fachowo nazywamy to skrajnym pograniczem wymiaru podświadomości sennej - odpowiada idąc w między drzewami. Postanawiam iść za nim. Chłopiec maszeruje dostojnym, nieludzko idealnym krokiem, a blond włosy skręcają się pod wpływem wilgoci.
- Czyli jesteśmy w śnie? - szeptam, jakby bojąc się, że echo moich słów może zwabić coś lub kogoś niebezpiecznego. Ale moje słowa nie unoszą się, w przestrzeni. Powietrze jest tak mokre, że zatrzymuje drgania w tej małej barierze, jaką dzielimy z blondynem. Coś jest w nim niepokojąco znajomego.
- Niezupełnie. Snów nie jesteśmy w stanie kontrolować, ale tu jest inaczej - Na dowód swoich słów, dotyka swoją bladą ręką, kory drzewa. Pień odgina się, jakby był zrobiony z gumy. Wzdycham z zaskoczenia, a on uśmiecha się z satysfakcją. - Wiedziałem, że ci się spodoba. Ale możemy zrobić o wiele więcej.
- To znaczy?
- Spójrz na dół.
Wykonuję polecenie, a potem zdziwiona zakrywam ręką usta. Mam na sobie białą, koronkową suknię, która zakrywa prawie całe moje ciało. Jest staroświecka, ale to najpiękniejsza sukienka jaką kiedykolwiek widziałam. Dotykam materiału, a potem puszczam spódnice, by opadła wokół moich stóp.
- To niesamowite - mówię w stronę chłopaka, który patrzy na mnie z dumą.
- Bardzo ci w niej ładnie. Kiedyś ludzie mieli lepszy styl - wzdycha ciężko. Patrzę na jego białą bluzkę i luźne, białe spodnie.
- A ty tak nosisz się na codzień? To strasznie niepraktyczne - Wskazuję jego bose stopy.
- Taka robota - Wzrusza ramionami, idąc dalej.
- A tak w ogóle kim jesteś?
- Ludzie nazywają nas aniołami, ale jesteśmy Posłańcami - odpowiada, a później rozgląda się, jakby chciał wybrać odpowiednią drogę. W końcu skręca w prawo.
- Jesteś aniołem? Takim prawdziwym?
- Nie, takim z obrazków - Przywraca oczami. Czy anioły mogą być sarkastyczne? Najwyraźniej tak.
- Nigdy nie spotkałam anioła.
- Nic dziwnego. Raczej żaden z nas nie ma potrzeby przesiadywać poza Edenem, wśród chciwości i dwulicowości ludzkiej - Jego słowa przepełnione są niechęcią i chłodem.
- Ale skąd jesteśmy my? No wiesz, jakoś musicie... - Moja twarz nabiera czerwieni, a wstydliwość nie pozwala dokończyć zdania. Chłopak śmieje się.
- Współżyć? To wyjątki. Schodzimy na dół i pokrywamy ludzkie kobiety.
Pokrywamy. Brzmi tak...klinicznie.
![](https://img.wattpad.com/cover/58096252-288-k724175.jpg)
YOU ARE READING
Bloodstream
VampireŚwiat pełen krwawych, nieokiełznanych istot. Świat pełen śmierci, przemocy i cierpienia. Świat, w którym ludzkie życie jest nic nie niewarte, a potwory, którymi straszyli nas rodzice istnieją. Świat, który stał się koszmarem. Nikki to dziewczyna, kt...