#5

1.1K 53 0
                                    

Obudziłam sie znow w tej głupiej sypialni.
Tym razem byłam w sukience w której padłam.
Wstałam i podeszłam do drzwi. Były zamknięte.
-Halo?! Jest tam kto?! Wypuście mnie!!- krzyczałam uderzając pięściami w drzwi.
Zaczęłam uderzać coraz mocniej. W pewnym momencie zrozumialam, ze nie uda mi sie ich wyrwać z zawiasow. Ktos je trzymał od tamtej strony. Przylozylam ucho do drzwi.
-Ona jest wkurzająca.
-Ile mozna uderzać w drzwi.
-Po co mamy jej pilnować??
-Ona nic nam nie zrobi.
-Nie da rady.
Trzy głosy gadaly szeptem.
Mój słuch w życiu sie nie myli. Zaczęłam znow uderzać w drzwi bo wkoncu musza je otworzyć aby mnie uspokoić.
Uderzylam z ogromna siłą. Zdałam sobie sprawę, ze na drzwiach jest moja krew. Spojrzałam na moje ręce. Były w opłakanym stanie. Całe zakrwawione ze zdartą skórą.
Zaczęłam znow nasłuchiwać.
-Czujecie??
-Ładny zapach.
-Bardzo.
-Ona stad nie odejdzie.
-Nikt jej nie puści.
-Nawet nie da rady.
Gotowalam sie ze złości.
Myślałam, ze zaraz popłynie mi piana z ust.
Jak oni śmią?! Nie mogą sie tak o mnie wyrażać! Nie jestem wcale słaba. Jeszcze dostaną za swoje.
Usiadłam na lozku i zastanawiałam sie nad wszystkim.
Uświadomiłam sobie, ze nie mam mojego sztyletu.
Zaczęłam panikować i szukać mojej rękawiczki.
Obie te rzeczy były ze sobą połączone. Rękawiczka dziala jak magnez na sztylet.
Panika ogarnęła mnie całkowicie. Demolowalam pokój. Rzucałem wszystkim i rozwalalam wszystko na czesci.
Stanęłam w drugim końcu pokoju naprzeciw drzwi. Wzięłam głęboki oddech i wywarzylam drzwi z buta.
Trojka chłopaków upadła na ziemie razem z drzwiami.
Stałam na środku korytarza i wpatrywałam sie w nich.
Poszłam do gabinetu Aloisa. Zapukalam tak mocno, ze z kazdym uderzeniem drzwi sie trzęsły.
-Wejść.- usłyszałam głos "blondi" chciałam zabić go teraz wzrokiem. Poczułam cos a za mną pojawił sie ten kamerdyner. Obrucilam sie i spojrzałam na niego. On tylko stał i sie patrzył.
-Czy zastanowiłas sie juz co do umowy??- "blondi" uśmiechnął sie promiennie.
-Posłuchaj mnie uważnie. Ja pracuje tylko dla SIEBIE. Czy to jest wystarczająco jasne?? Nie bede do Cb pracować a nie dasz rady mnie zabić. Wiec... albo bedziesz sie ze mną trudzić albo wypuscisz mnie i będziemy zachowywać sie tak jak byśmy sie nie znali.
Aloisemu uśmiech zszedł z twarzy.
-Cloud.
Kamerdyner złapał mnie za ręce a ja stałam i patrzyłam na Aloisa, który podszedł do mnie.
-Czemu nie miałbym Ciebie zabić??
-Nie Twoja sprawa. Nie moge powiedziec.
-Hmmmm...- Alois przyglądał mi sie z zaciekawieniem. -Wielka szkoda, mogliśmy byc przyjaciółmi.
-Przyjaciółmi... jeszcze czego?
Nie dokończyłam a znalazłam sie sama w lesie na czubku ogromnego drzewa. Siedziałam na gałęzi.
Nie wiedziałam co sie właściwie stało. Nie mogłam uwierzyć, ze on mnie puścił.
Poprostu puścił. Tylko nie wiedziałam gdzie jestem.
-Jak?!- Wspielam sie na drzewo.
Zobaczyłam z tamtat Londyn.
Jak on mnie tu wywlekl? Nie zemdlałam bo słońce jest na tej samej wysokości. Czemu mnie wypuścił? Podobno byłam mu potrzebna. To bez sensu.
Po 10 minutach chodziłam sobie spokojnie po ulicy Londynu.
Moze nie koniecznie spokojnie.
Serce waliło mi jak młotem.
Weszłam do jakiejś knajpki.
Było pusto. Wcale nie było ludzi. Podeszła do mnie starsza kobieta.
-Witaj kochanie. Zgubiłas sie? Gdzie są Twoi rodzice?
-Mozna tak powiedziec. Rodziców nie mam. Prosze sie nie martwić ja tylko by przeczekać burzę. Mogłabym cos ciepłego do picia?
-Biedulko.
-Swoją drogą. Mogłabym prosić o nocleg?? Jezeli nie to nie nalegam. -moja twarz nie wyrażała zadnych emocji.
-Wyglądasz na strasznie skrzywdzoną.- kobieta uśmiechnęła sie do mnie. Czułam ciepło jej serca a stała obok. Maja twarz wygiela sie w grymasie bólu i obrzydzenia.
- Mozna tak powiedziec.- Odwróciłam glowe aby nie patrzyła na moją twarz.
Poglaskala mnie po głowie i poszła.
A moze nie wszyscy są źli i zepsuci?
Staralm sie poskładać mysli.
- Kochanie...- zadrzalam gdy kobieta wyrwala mnie z zamyslen.- ...widać po Tobie, ze duzo przecierpialas. Możesz u mnie zostać.
Zerwałem sie na równe nogi.
-J-ja nie chce pani denerwować ani sprawiac kłopotów.- Chwycila mnie za ramiona u posadziła przy stole.
-Teraz kochana zjesz a potem przygotuje Tobie kąpiel i pójdziesz spac. Wyglądasz na zmęczoną.
Ona nie chce mnie wogóle słuchać.
Jednak było tak jak powiedziała.
Gdy leżałam w lozku rozmyślam nad tym co sie dzis wydarzyło.
To sie nie trzyma kupy.
Z tą myślą zasnęłam.

Wiem, wiem. Nudno troche ale postaram sie o wiecej akcji. We wrześniu mam zamiar zacząć nowa książkę wiec serdecznie zapraszam. Póki co trzymajcie sie. Pozdrowienia dla wszystkich, paps :*

Sprawiedliwość||KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz